Pisma wybrane. Wiek XX. Jerzy Łojek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jerzy Łojek
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788324225439
Скачать книгу
przedstawicielstwa państwa trzeciego, lecz ulega konfiskacie na rzecz ZSRR. Personel konsulatów z największym trudem, tracąc po drodze większą część bagażu osobistego, zdołał dotrzeć do Moskwy. Nie dotarł tam jednak p.o. konsula RP w Kijowie radca ambasady Jerzy Matusiński. W nocy z 29 na 30 września Matusiński został wezwany do przedstawicielstwa Narkomindieła (radzieckie MSZ) w Kijowie, rzekomo w celu załatwienia formalności wyjazdowych. Udał się tam o godzinie 2.00 w towarzystwie dwóch pracowników (kierowców) konsulatu. Nigdy już nie wrócił, ślad po nim zaginął. Na prośbę amb. Grzybowskiego, amb. Rosso interweniował w tej sprawie u Potiomkina i Mołotowa, powtarzając ostrzeżenie Grzybowskiego, że misja polska nie opuści ZSRR, póki nie znajdzie się radca Matusiński i jego dwaj towarzysze. Mołotow oświadczył, że władze radzieckie nie wiedzą nic na temat losu Matusińskiego, że być może razem ze swymi towarzyszami uciekł on do jednego z krajów sąsiednich… Matusiński nigdy się nie odnalazł. Zdołała dotrzeć do Moskwy i opuścić ZSRR jego żona z małą córeczką.

      Korowody z uzyskaniem zgody władz radzieckich na ewakuację misji polskiej trwały jeszcze kilka dni. Dzięki dyskretnej, ale stanowczej postawie Schulenburga, współdziałaniom amb. Rosso i amb. Seedsa, a wreszcie życzliwej pomocy poselstwa Finlandii i rządu w Helsinkach, dnia 10 października 1939 personel ambasady RP mógł wreszcie opuścić terytorium ZSRR. „Pociąg, który władze sowieckie dały do naszej dyspozycji – pisze Grzybowski – miał jedną właściwość szczególną: był zaplombowany i nikt nie mógł wysiadać na przystankach”[179]. Wieczorem 11 października 1939 personel ambasady RP znalazł się wreszcie na terytorium Finlandii.

      vii. Dzień 17 września: od świtu do południa

      Wydarzenia militarne dnia 17 września: opór zbrojny oddziałów pogranicznych Wojska Polskiego wobec agresji radzieckiej, a także (niestety) niestawienie oporu przez część wojsk, bądź wskutek osławionej „dyrektywy ogólnej” Naczelnego Wodza (o czym niżej), bądź też z powodu zdumiewającej małoduszności niektórych wyższych oficerów; potem zaś improwizowana, desperacka, bohaterska walka niektórych zgrupowań w odosobnionych ośrodkach i oddziałach izolowanych, trwająca bez żadnej koordynacji przez dwa tygodnie – wszystko to jest po dziś dzień znane bardzo fragmentarycznie, chociaż naukowe opracowanie przebiegu wydarzeń na froncie wschodnim Kampanii Wrześniowej należy do najpilniejszych zadań niezależnej historiografii polskiej. W niniejszej pracy wydarzenia wojskowe interesują nas o tyle tylko, o ile wiązały się ściśle z wypadkami lub problemami politycznymi. Stosunkowo najbogatszą dokumentację źródłową posiada odcinek „Podole”, który z uwagi na bliskość położenia pozostawał 17 września w łączności z Naczelnym Dowództwem w Kołomyi. Sytuacja na tym odcinku wpływała bezpośrednio na zachowanie się Rządu RP w Kutach i Kosowie.

      Przedstawiamy poniżej przebieg wydarzeń dnia 17 września w rejonie południowo-wschodnim Rzeczypospolitej, razem z uwagami, jakie nasuwa historyczna analiza decyzji Rządu RP i Naczelnego Dowództwa[180].

      Godzina 4.45 rano. Naczelne Dowództwo otrzymuje telefon z dowództwa pułku Korpusu Ochrony Pogranicza w Horodence (pułk „Czortków”): „Od godziny 3.00 w rejonie Podwołoczysk, Dziewicza, Trybuchowiec, Husiatyna i Załucza jakieś nierozpoznane z powodu ciemności oddziały usiłują przekroczyć granicę sowiecką do Polski i w obecnej chwili trwa walka z oddziałami KOP”.

      Godzina 4.55. Otrzymano w Kołomyi telefonogram: „O godzinie 4.20 w rejonie Podwołoczysk rozpoznano, że są to oddziały bolszewickie. Za nimi słychać szum motorów. W rejonie Podwołoczysk, Toczysk i Siekierzyniec oddziały KOP wycofują się”.

      Według relacji Romana Umiastowskiego – „O godzinie 5 rano nadeszła wiadomość o wkroczeniu bolszewików, co zaskoczyło Sztab”[181]. Moment zgadza się idealnie, natomiast zdumiewa informacja o zaskoczeniu Naczelnego Dowództwa. Czyżby tej nocy nikt w Kołomyi nie czuwał i nie zastanawiał się, co się dzieje za granicą radziecką? Jeżeli nie od tygodnia, to bezspornie od 48 godzin atak ze wschodu był już przecież pewny.

      Aczkolwiek w tym momencie zasięg i ogólne znaczenie polityczne agresji ze wschodu były jeszcze w Kołomyi, Kosowie i Kutach nie całkiem jasne – pierwszym zadaniem Naczelnego Dowództwa powinno być takie zabezpieczenie tego rejonu przed agresją z północnego wschodu, aby Prezydent i Rząd RP mogli jak najdłużej pozostać i działać na terytorium Rzeczypospolitej. W tym właśnie momencie decydowały się losy Polski na najbliższe lata… dzisiaj wiemy, że na lat co najmniej kilkadziesiąt, ale już 17 września 1939 można było przewidzieć, że na lat co najmniej kilka – i że wyprowadzenie państwa polskiego ze splotu tragicznych komplikacji wymagać będzie uprzedniego stworzenia zaszłości w dziedzinie prawa międzynarodowego nie tylko wobec Niemiec, ale także ZSRR. Zaszłości takie można było stworzyć tylko przez akty Rządu RP opublikowane jeszcze w czasie pobytu na terytorium Rzeczypospolitej. Rząd na emigracji, bez względu na to, jakim uznaniem by się cieszył i u Aliantów, i w kraju, byłby już moralnie i politycznie takiej szansy pozbawiony. Dlatego też zapewnienie Prezydentowi i Rządowi RP możliwości pozostania i działania na terytorium RP – właśnie po agresji ZSRR – przez dni kilka, co najmniej 3, a może 5 lub 7, było podstawowym zadaniem Naczelnego Dowództwa, nieskończenie ważniejszym z punktu widzenia przyszłości Polski, niż wyprowadzenie na Zachód jakichkolwiek sił zbrojnych. Skoro Armia Czerwona przekroczyła wschodnią granicę RP i czynnie przystąpiła do działań przeciwko Polsce, żadne dalsze działania obronne przeciwko Niemcom nie miały już sensu. Najważniejszym celem powinno stać się teraz zademonstrowanie woli oporu z kolei przeciwko sojusznikowi Hitlera.

      Ubolewamy raz jeszcze z powodu niemożności przedstawienia czytelnikom dokładnej mapy rejonu „przedmościa rumuńskiego”. Topografia tego obszaru wskazuje, że przy niewielkich staraniach można było stawić w tym rejonie opór Armii Czerwonej, umożliwiający kilkudniowe jeszcze działanie Rządu RP na terytorium Polski, staczając nawet – gdyby dość wcześnie zadbano o ściągnięcie w te okolice kilku większych jednostek WP – przynajmniej jedną dużą bitwę z wojskami radzieckimi, jakże ważną politycznie dla przyszłości Rzeczypospolitej! Nie zadbano co prawda lekkomyślnie o koncentrację w rejonie Kołomyi kilkutysięcznego choćby korpusu osłonowego, ale spore zgrupowania sił polskich znajdowały się 17 września we Lwowie, w Stanisławowie i zwłaszcza w Tarnopolu. Między godziną 6 a 8 rano, dnia 17 września, można było jeszcze spowodować przesunięcie znaczniejszych oddziałów wojskowych z rejonu Tarnopola (a może nawet Dubna i Brzeżan) w rejon Kołomyi – przez Brzeżany, Stanisławów i Nadworną. Niemniej znajdowały się na pograniczu pewne oddziały KOP. Wysadzenie w powietrze tylko sześciu małych, ale ważnych mostów: na Dniestrze w Uścieczku oraz dwóch pod Czernelicą, a w późniejszej fazie trzech mostów na Prucie – pod Śniatyniem, w Zabłotowie i pod Kołomyją, mogło powstrzymać pochód radzieckiej broni pancernej na 48 lub 72 godziny. Niestety, Naczelne Dowództwo oddało się rankiem dnia 17 września rozważaniu, w jakim nastroju i w jakim celu (!) Armia Czerwona wkracza na ziemie polskie, zamiast pomyśleć o najprostszych środkach obrony.

      Godzina 5.12. „Husiatyn zajęty przez wojska bolszewickie”.

      Godzina 6.00. Rozmowa juzowa[182] między dowódcą pułku KOP „Horodenka” ppłk. Marcelim Kotarbą[183] a Naczelnym Dowództwem w Kołomyi. Podajemy pełny tekst według zachowanego po dziś dzień dokumentu:

      – Tu ppłk Kotarba, dowódca pułku.

      – Tu kpt. Jędrzejewski z rozkazu szefa Sztabu Głównego. Proszę nadawać depeszę.

      – Oddziały armii sowieckiej na odcinku pułku KOP „Czortków” przekroczyły granicę polską w Podwołoczyskach i zajęły Podwołoczyska, Husiatyn, Skałę. Na kierunek Borszczów posuwa się kawaleria sowiecka. Mój zamiar: baon Skałat działa samodzielnie i opóźnia na Trembowlę. Baon Kopyczyńce opóźnia na Czortków,


<p>179</p>

Por. Les Relations, s. 244.

<p>180</p>

Jeżeli inaczej nie wskazano, informacje pochodzą z dokumentów Naczelnego Dowództwa, zachowanych w IHQS. AW/17 – wydarzenia 17 IX 1939.

<p>181</p>

Umiastowski, op. cit., s. 388.

<p>182</p>

Łączność tzw. juzowa – Hughes, przewodowy telegraf drukujący na taśmie papierowej – była nowością łączności wojskowej w Pierwszej Wojnie Światowej, ale już swojego rodzaju zabytkiem w Drugiej. Zasięg łączności juzowej wynosił do 200 km, przy specjalnym wzmocnieniu do 600 km.

<p>183</p>

Ppłk Marceli Kotarba jest po dziś dzień zapomnianym bohaterem wydarzeń 17 września 1939. Jego losy są dość niejasne i nasuwają wiele wątpliwości. Urodzony 6 stycznia 1897, przyjęty do WP 6 czerwca 1919 w stopniu porucznika (a więc musiał posiadać uprzednio stopień oficerski: gdzie? – może w armii niemieckiej?). 1 lipca 1923 awansowany na kapitana, 1 stycznia 1929 na majora, w 1932 roku na podpułkownika w 55. pułku piechoty. Była to więc kariera wojskowa dość prędka. Fakt szczególny: ten młody stosunkowo oficer liniowy w stopniu podpułkownika zostaje w 1939 roku dowódcą pułku KOP na Podolu. Jak wiadomo, do formacji KOP na granicy wschodniej kierowano w 1939 roku oficerów i poborowych albo pochodzenia niemieckiego (co jest w odniesieniu do Kotarby – z nazwiska polskiego Ślązaka – raczej niemożliwe), albo podejrzanych o sympatie proniemieckie. 17 września 1939 ppłk Kotarba stawił na czele swych oddziałów zdecydowany opór Armii Czerwonej. Fakt zastanawiający: nie dostał się do niewoli radzieckiej, gdzie czekałby go obóz w Kozielsku, Starobielsku albo Ostaszkowie i śmierć w 1940 roku, jakimś cudem ocalał, ale nie dotarł do Armii Polskiej we Francji. Jego losy między 18 września 1939 a lipcem 1940 są nieznane. Na Zachodzie zgłosił się do WP dopiero 1 lipca 1940 w Anglii. Znamienne jest, że ten doświadczony i młody jeszcze oficer (w 1940 roku miał 43 lata) był przez całą wojnę usuwany na zaplecze. Nie dowodził żadną jednostką na froncie. Przydzielony został do niezwykłej formacji: 1. Dyonu Pociągów Pancernych, istniejącego w Anglii tylko teoretycznie. Pracował potem w Biurze Zarządu Wojskowego Sztabu Głównego w Londynie. Po zakończeniu wojny w 1945 roku mianowano go dowódcą Obozu Zbornego WP La Courtine we Francji. Został zdemobilizowany w 1947 roku. I wtedy… wraca do kraju! (zdumiewająca lekkomyślność czy inne powody?). Dalsze jego losy nie są ustalone. Informacje biograficzne według dokumentów zachowanych w Instytucie Historycznym im. Gen. Sikorskiego w Londynie.