Pisma wybrane. Wiek XX. Jerzy Łojek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jerzy Łojek
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788324225439
Скачать книгу
relacja Składkowskiego z wydarzeń 17 września zajmuje ponad 6 stron druku, ale w tej czczej gadaninie niewiele jest informacji istotnych i znamiennych. Jest w ogóle zastanawiające, w jaki sposób Prezes Rady Ministrów mógł się dowiedzieć o agresji aż cztery godziny później niż minister spraw zagranicznych, a pięć godzin po otrzymaniu ostatecznie potwierdzonych informacji przez Naczelne Dowództwo. Telefony w tym rejonie działały na razie bez przeszkód. Wydaje się najbardziej prawdopodobne, że Składkowskiego po prostu lekceważono do granic zupełnego odmówienia mu wszelkich uprawnień państwowych, czemu potulny premier i minister spraw wewnętrznych nie umiał się sprzeciwić. Rydz-Śmigły widział w Składkowskim tylko swojego, niskiej stosunkowo rangi podkomendnego (z powodu generalskiego stopnia premiera), a premier nie umiał zachować się zgodnie z obowiązkami i znaczeniem urzędu Prezesa Rady Ministrów. Ten aspekt sprawy nasuwa smutne refleksje: jakże bardzo niezdrowe stosunki czysto osobiste między członkami ekipy rządowej RP w roku 1939 przyczyniły się do niespełnienia przez tych ludzi swoich obowiązków wobec państwa i narodu w momencie klęski ostatecznej…

      Składkowski potwierdza fakt, że agresji ZSRR Rząd RP do ostatniej chwili bynajmniej się nie spodziewał i w ogóle takiej możliwości nie brał pod uwagę. Historykowi trudno komentować podobne wyznania. Jest zresztą zastanawiające, że już o godzinie 10.00 Składkowski był informowany o całkowitym załamaniu się oporu KOP, chociaż Armia Czerwona wdarła się ówcześnie dopiero na kilkanaście km w głąb państwa polskiego, a na trasie Borszczów–Tłuste Miasto–Uścieczko–Horodenka trwały jeszcze zaciekłe walki oddziałów pułku KOP ppłk. Kotarby. Kto poza tym już o godzinie 10.00 informował premiera, jakoby żołnierze Armii Czerwonej głosili wszem i wobec, że „idą walczyć z Niemcami” – tego dzisiaj stwierdzić już nie można. W każdym razie Prezes Rady Ministrów RP powinien był wiedzieć przynajmniej o „pakcie o nieagresji” między Rzeszą a ZSRR z dnia 23 sierpnia – i w tym świetle oceniać rozmaite dziwne pogłoski.

      Z historycznego punktu widzenia bardzo zastanawiająca jest geneza wielu dziwnych i niewytłumaczalnych postępków rozmaitej rangi oficerów polskich we Wrześniu 1939 roku, gdy wkroczenie Armii Czerwonej stało się powszechnie znane. Znany pamiętnikarz, Bronisław Młynarski, który jako zmobilizowany oficer rezerwy rankiem 17 września znajdował się w Dubnie, stwierdza przelot nad tym miastem około 30 (nie 300!) samolotów radzieckich, około godziny 7.00. Młody porucznik, dowódca baterii przeciwlotniczej w Dubnie, wyjaśniał kolegom: „Oddałem, jak słyszeliście, dwie salwy, po czym, gdy się zbliżali, rozpoznałem bez żadnej wątpliwości, że są to maszyny sowieckie, natychmiast więc wstrzymałem ogień”[188].

      Historyk znowu się zdumiewa. Jak wyglądało właściwie wychowanie polityczno-patriotyczne młodych oficerów WP w 1939 roku, jeżeli porucznik artylerii przeciwlotniczej bez żadnego rozkazu i zupełnie spontanicznie traktował przelot samolotów bojowych ZSRR nad terytorium RP jako fakt naturalny i zrozumiały? Czy temu młodemu porucznikowi nikt uprzednio nie wyjaśnił, że póki nie otrzyma wyraźnego odmiennego rozkazu, jego żołnierskim obowiązkiem jest natychmiastowe otwieranie ognia do każdego niepolskiego oddziału czy formacji lotniczej, które w warunkach wojny pojawią się na terytorium RP? Skąd się brało to mędrkowanie, rozstrzygające sprawy, którymi winien się zajmować Rząd RP?

      Aby wyczerpać ten problem, warto od razu stwierdzić, że między 17 a 21 września 1939 przedstawiciele Armii Czerwonej nie zachowywali się lojalnie wobec swoich niemieckich sojuszników i dla zdyskontowania na swoją korzyść sukcesów militarnych Wehrmachtu w Polsce usiłowali (bardzo z reguły niezdarnie) przekonywać Polaków – jak np. we Lwowie płk Iwanow – że: „Przyszliśmy bić Niemców, będziemy z wami przeciwko nim wojowali”[189], bez silenia się zresztą na wyjaśnienie, jak można pogodzić tego rodzaju zapowiedź z powszechnie znanym faktem istnienia między ZSRR a Niemcami od dnia 23 sierpnia układu o nieagresji. Podobne deklaracje oficerów radzieckich nie tłumaczą naturalnie przerażająco naiwnej wiary np. dowódcy obrony Lwowa gen. Władysława Langnera, który jeszcze 20 września wierzył m.in., że „pod Winnikami dochodzi w godzinach popołudniowych do starcia między Niemcami a bolszewikami. Kilka czołgów bolszewickich zostało uszkodzonych, ale w końcu odrzucono Niemców […]”. Że mogło być prawdą to, co 20 września mówił mu komisarz radzieckiego korpusu pancernego, niejaki płk Makarow: „Armia Czerwona bije się z Niemcami i pragnie uzgodnić z nami wspólną akcję”[190]. Itd., itd.

      Jest zastanawiające, że niektórzy wyżsi oficerowie polscy w Kampanii Wrześniowej uważali wówczas za możliwe podejmowanie decyzji ściśle politycznych, przesądzających o losach państwa – zapominając, że obowiązkiem żołnierza jest tylko walczyć, natomiast decyzje i deklaracje polityczne należą do wyłącznych kompetencji i obowiązków rządu cywilnego. Aby podsumować ten przykry problem, trzeba jednak zauważyć, że co prawda nie wszyscy dowódcy, którzy ulegli pokusie zastępowania ministra spraw zagranicznych i Prezydenta RP w decydowaniu o stosunkach Polski z ZSRR, posunęli się aż tak daleko jak osławiony gen. Juliusz Rómmel, jeden z nielicznych wyższej rangi dowódców WP w 1939 roku, którzy w PRL zyskali później oficjalne uznanie i aprobatę czynników urzędowych. Jak wiadomo, już o godzinie 10.00 dnia 17 września (a więc na wiele godzin przed nadaniem przez Naczelne Dowództwo z Kołomyi „dyrektywy ogólnej” w sprawie niestawiania oporu Armii Czerwonej) wysłannik dowodzącego obroną Warszawy gen. Rómmla odbył konferencję z jednym z pozostałych w stolicy członków ambasady ZSRR, a na podstawie oświadczeń tegoż dyplomaty gen. Rómmel wydał rozkaz do wojsk polskich (jak się wydaje – wszystkich!), „by nie bić się z bolszewikami i traktować ich jako oddziały sprzymierzone”[191]. Jako „oddziały sprzymierzone”! Działo się to o godzinie 10 lub 11, dnia 17 września 1939, kiedy żołnierze ppłk. Marcelego Kotarby walczyli uparcie na drogach Podola, aby osłonić przed „ogarnięciem” Naczelne Dowództwo i Rząd RP. Historyk musi stwierdzić, że przez swoją deklarację o treści ściśle politycznej, wykraczającą poza zakres kompetencji dowódcy obrony Warszawy, gen. Juliusz Rómmel dopuścił się ogromnego występku przeciwko swoim obowiązkom żołnierza i obywatela RP, zasługując na stanięcie przed sądem wojskowym i najsurowszy wymiar kary – do czego niestety nigdy nie doszło.

      Jedynym wytłumaczeniem dla tego rodzaju wystąpień – jakkolwiek sprzeczne były one z instynktem patriotycznym i polską świadomością obywatelską – była abstynencja Prezydenta i Rządu RP w sprawie zdecydowanego i niedwuznacznego poinformowania Wojsk Polskich i społeczeństwa Rzeczypospolitej o nowej sytuacji państwa, zaistniałej wskutek agresji ZSRR o świcie 17 września.

      Godzina 11.30–12.00. W Kołomyi odbywa się pierwsza z dwóch narad naczelnych władz państwowych RP, które miały zdecydować o dalszym postępowaniu dla ratowania przyszłości państwa. Znane są właściwie dwie tylko relacje z tej narady: Becka[192] i Składkowskiego[193]. Kto poza nimi i Rydzem-Śmigłym uczestniczył w tym spotkaniu, po dziś dzień jest niejasne.

      Nie było tam w każdym razie Prezydenta RP, w którego osobie skupiała się cała władza i majestat Rzeczypospolitej i który miał prawie nieograniczone kompetencje podejmowania zasadniczych decyzji, a więc tym samym ogromne obowiązki i ogromną odpowiedzialność za losy państwa. Jest faktem, że do wczesnych godzin porannych 17 września Ignacy Mościcki przebywał w Śniatyniu. Wszelako między Śniatyniem a Kutami, Kosowem i Kołomyją połączenia telefoniczne nadal funkcjonowały. Jest zastanawiające, w jaki sposób Rydz-Śmigły mógł sam „zwołać naradę” i jak taka narada mogła się odbyć bez uczestnictwa Prezydenta RP.

      Właśnie o godzinie 12.00, dnia 17 września, powinny były zapaść w Kołomyi decyzje najbardziej zasadnicze, bynajmniej nie w drugorzędnej sprawie ewakuacji Prezydenta i Rządu RP przez Rumunię do Francji (Prezydenta i Rządu RP, gdyż – jak najsłuszniej stwierdził Władysław Pobóg-Malinowski Скачать книгу


<p>188</p>

Bronisław Młynarski, W niewoli sowieckiej, Gryf, Londyn 1974, s. 42.

<p>189</p>

Ryś, op. cit., s. 38.

<p>190</p>

Langner, op. cit., s. 186.

<p>191</p>

Umiastowski, op. cit., s. 402.

<p>192</p>

Beck, Dernier rapport, s. 240; Komentarze, s. 105–106.

<p>193</p>

Składkowski, op. cit., s. 122–123.