Pisma wybrane. Wiek XX. Jerzy Łojek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jerzy Łojek
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788324225439
Скачать книгу
Wódz zdecydował się na takie usytuowanie swojej osoby i całej Kwatery Głównej, nie bacząc na ówczesne uwarunkowania polityczne i łatwe do przewidzenia historyczne skutki tej sytuacji.

      Po południu 15 września Józef Beck odszukał Naczelnego Wodza w Kołomyi. Rydz-Śmigły nastrojony był optymistycznie (!), dopatrując się znacznego osłabienia tempa ofensywy niemieckiej, a tłumacząc to wyczerpaniem wojsk niemieckich. Sądził, że obrona polska da sobie świetnie radę, jeżeli – o co bardzo się kłopotał – nie zawiedzie gen. Kazimierz Sosnkowski, dowodzący ówcześnie frontem południowym[163].

      Przy tej okazji zaszło wydarzenie po dziś dzień niejasne. Rydz-Śmigły pokazał mianowicie Beckowi rzekomą depeszę naczelnego wodza armii francuskiej gen. Gamelina, otrzymaną za pośrednictwem szefa misji francuskiej gen. Faury, a upewniającą podobno, że wojska francuskie rozpoczną decydującą ofensywę na Zachodzie dnia 17 września. Historyk pracujący w kraju nie jest w stanie zweryfikować tej depeszy we francuskich archiwach wojskowych, wszelako rzekome jej otrzymanie przez Rydza-Śmigłego wydaje się wątpliwe. Od dnia 12 września, kiedy to w czasie posiedzenia w Abbeville Najwyższa Rada Wojenna francusko-brytyjska zdecydowała, że Alianci nie będą Polski podtrzymywali i że godzą się z klęską na froncie polskim, jakiekolwiek zamysły ofensywy skoordynowanej z walkami Wojsk Polskich nie mogły już we Francji powstać. Gamelin nie miał najmniejszego zamiaru podejmowania ofensywy; uderzenie ZSRR na Polskę było 15 września uważane w Paryżu za sprawę najbliższych dni, jeżeli nie godzin; nawet w celu cynicznego podtrzymania polskiego oporu ze strony francuskiej podobne zapewnienia byłyby bezużyteczne. Beck pisze poza tym, iż marszałek „pokazał mi ją”, ale nie wyjaśnia, czy był przekonany o jej oryginalności. Można sądzić, że Rydz-Śmigły posłużył się chwytem rzekomej depeszy dla umocnienia ufności coraz bardziej załamanych psychicznie swoich współpracowników. Dowodziłoby to swoistej odporności Naczelnego Wodza na zjawiska gorzkiej rzeczywistości go otaczającej.

      16 września Beck „poszukiwał na pograniczu” (nie pisze jednak, czy znalazł) ambasadora Rumunii Grigorcea – „aby zamierzony mój układ z Francją co do droit de résidence uzupełnić układem z Rumunią co do droit de passage[164]. Wydaje się, iż 16 września nie miał okazji spotkać w Polsce amb. Grigorcea, który wezwany został do Bukaresztu. Jest to ważnym przyczynkiem do wyjaśnienia, dlaczego Beck nie miał dostatecznie jasnego rozeznania w sprawie szans przejazdu władz RP przez terytorium Rumunii, czego skutkiem było przykre zaskoczenie 18 września.

      Jest faktem niewątpliwym, który raz jeszcze trzeba z przykrością skonstatować: do północy dnia 16 września Rząd RP ani Naczelne Dowództwo nie przewidywały jakiejkolwiek akcji ZSRR przeciwko Polsce. Jest to tym bardziej znamienne, że dnia 16 września między Londynem a Paryżem toczyły się już wstępne negocjacje zmierzające do ustalenia, jak Alianci mają się zachować po uderzeniu Armii Czerwonej na Polskę. André-Charles Corbin, ambasador Francji w Londynie, depeszował 16 września do premiera Daladiera: „Podobnie jak pan sądzę, że ograniczona akcja, do której ZSRR może się posunąć wobec części obszarów Polski […] nie powinna koniecznie pociągać za sobą natychmiastowej reakcji dyplomatycznej z naszej strony […]”[165]. W kołach dyplomatycznych Paryża i Londynu wkroczenie Armii Czerwonej do Polski uchodziło 16 września za sprawę najbliższych godzin. Od kilku dni Foreign Office zajęte było m.in. sprawą statku „King Edwin”, zatrzymanego na wodach ZSRR. W nocy z 16 na 17 września radca Foreign Office Laurence Collier dopisuje na marginesie różnych propozycji w zakresie działań dyplomatycznych w tej sprawie wobec ZSRR: „W obliczu rosyjskiej inwazji Polski kwestia ta stała się najprawdopodobniej całkowicie akademicką”[166]. Co więcej, już dnia 16 września odebrano na „przedmościu rumuńskim” audycje w języku polskim hitlerowskiego radia Breslau, informujące o koncentracji znacznych sił rosyjskich nad granicą Polski z komentarzem: „wiadomo, jakie należy wyciągnąć stąd wnioski”[167]. Cała Europa jest świadoma, że atak wojsk ZSRR przeciwko Polsce nastąpi lada chwila.

      W tym momencie cała ekipa rządowa RP śpi snem sprawiedliwych w Kołomyi, Śniatyniu, Kosowie i Kutach, w przekonaniu, iż przynajmniej od strony wschodniej nic im nie zagraża.

      vi. Moskwa: noc z 16 na 17 września

      O godzinie 18, dnia 16 września, ambasador niemiecki w Moskwie von der Schulenburg odwiedził Wiaczesława Mołotowa i wykonał instrukcje nakazujące mu domaganie się od rządu ZSRR natychmiastowego uderzenia na Polskę. W swoim raporcie dla Ribbentropa („bardzo pilne”, „ściśle tajne”, nr 371 z 16 września) Schulenburg meldował szefowi w Berlinie:

      Mołotow oświadczył, że wystąpienie zbrojne Związku Sowieckiego nastąpi zaraz, być może nawet jutro lub pojutrze. Stalin odbywał właśnie naradę z dowódcami wojskowymi i jeszcze dzisiaj w nocy, w obecności Mołotowa, poda mi dzień i godzinę sowieckiego wystąpienia. Mołotow powiedział, że przekaże moje oświadczenie swojemu rządowi, nie sądzi jednak, aby wydanie wspólnego komunikatu było jeszcze potrzebne. Rząd sowiecki zamierza motywować swoje postępowanie jak następuje: państwo polskie rozpadło się i przestało istnieć; dlatego też wszystkie zawarte z Polską umowy utraciły swą moc; trzecie mocarstwa mogą usiłować wykorzystać powstały chaos; Związek Sowiecki uważa za swój obowiązek wystąpić, aby udzielić opieki swoim ukraińskim i białoruskim braciom i umożliwić ludności pracę w spokoju. […] Mołotow przyznał, że projektowane przez rząd umotywowanie zawiera nutę, mogącą urazić niemieckie uczucia, prosił jednak, aby ze względu na trudną sytuację rządu sowieckiego przejść nad tą drobnostką do porządku. Rząd sowiecki nie widzi niestety możliwości innego umotywowania, ponieważ dotąd Związek Sowiecki nie troszczył się o sytuację mniejszości w Polsce i jego obecne wystąpienie musi być na zewnątrz w jakiś sposób uzasadnione […][168].

      Jest bardzo znamienne, że – niezależnie od faktu, iż rządy francuski i brytyjski uważały radziecki atak na Polskę za nieunikniony w ciągu najbliższych dni, jeżeli nie godzin – w Paryżu i Londynie panowało przeświadczenie, wystawiające kompromitujące świadectwo ówczesnym rządom tych krajów i ich służbom wywiadowczym, że okupacja przez Armię Czerwoną ziem RP nastąpi wskutek zaniepokojenia Moskwy rozwojem kampanii w Polsce, bez żadnego porozumienia ZSRR z Rzeszą Niemiecką. Wydaje się co prawda pewne, że przynajmniej rząd brytyjski miał wystarczające przesłanki do uznania wszystkich działań ZSRR przeciwko Polsce za uzgodnione z Niemcami. Jeżeli przez następne dni, a nawet tygodnie i miesiące starano się podtrzymać tezę, jakoby wystąpienie zbrojne ZSRR „zaskoczyło” Hitlera, czyniono to z całym cynizmem, usiłując wytworzyć sytuację moralno-polityczną, umożliwiającą Stalinowi ewentualne „odwrócenie przymierzy”. Ów polityczny cynizm miał może jakiś sens z francuskiego czy brytyjskiego punktu widzenia, nigdy jednak z polskiego. Od przedednia 17 września obowiązkiem Rządu RP, tak w kraju, jak i później na emigracji, było właśnie rozbijanie złudzeń Paryża i Londynu, a nade wszystko utrudnianie porozumienia między Londynem a Moskwą, aby (gdy nadeszła odpowiednia chwila w 1941 roku) nikt w całym świecie nie mógł potraktować pomocy Zachodu dla upadającego pod uderzeniem Rzeszy Niemieckiej Związku Radzieckiego inaczej, niż widząc w tym akt swoistego (ale nie bezwarunkowego) przebaczenia dla byłego sojusznika Hitlera. Utrudnianie porozumienia między Wielką Brytanią a ZSRR (przez odpowiednie stymulowanie opinii publicznej) leżało u podstaw interesów Rzeczypospolitej Polskiej. W każdym razie polityka polska powinna była mieć na celu uwarunkowanie sojuszu ZSRR z Zachodem bardzo surowymi kondycjami politycznymi. Można zapewne było do tego doprowadzić, gdyby już 17 września wyciągnięto właściwe wnioski z politycznego znaczenia agresji ZSRR (co było łatwe dla każdego niezaślepionego „pobożnymi życzeniami”) i starano się je przekazywać światowej opinii publicznej.

      Von der Schulenburg był ówcześnie


<p>163</p>

Beck, Komentarze, s. 104, oraz Dernier rapport, s. 238 (w odniesieniu do wydarzeń września 1939 Dernier rapport i wydane przez Leona Mitkiewicza Komentarze pokrywają się niemal dosłownie).

<p>164</p>

Beck, Dernier rapport, s. 239, oraz Komentarze, s. 105.

<p>165</p>

AAE, Z. 619-16. Por. Aneks – dokument nr 3.

<p>166</p>

PRO, F.O. 371, file 23699, s. 249.

<p>167</p>

Władysław Pobóg-Malinowski, Na rumuńskim rozdrożu (fragmenty wspomnień), „Kultura” (Paryż), 1948, nr 7, s. 124.

<p>168</p>

Nazi-Soviet Relations, s. 95; Sukiennicki, Biała księga, s. 68.