Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918. Grzegorz Gauden. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Grzegorz Gauden
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788324229628
Скачать книгу
bramy żołnierzy polskich i cywilów, wśród których rozpoznałem znanego dobrze z nazwiska sąsiadce naszej Schifre Weinstock, żonie kuśnierza, podurzędnika kolejowego w mundurze kolejarza z 3 gwiazdkami, nazwiska jego ja sam nie znam. Ów kolejarz prowadził rej wśród napastników”95.

      ***

      Zaledwie dwa dni przed pogromem, 20 listopada 1918 roku, kpt. Kazimierz Bartel, przyszły premier RP, wtedy komendant techniczny Dworca Głównego, w krytycznym momencie walk polsko-ukraińskich meldował:

      ***

      – napisał w pamiętnikach Maciej Rataj, chłopski polityk spod Lwowa, przyszły marszałek Sejmu RP. Krytyczną opinię o postawie Żydów podczas walk polsko-ukraińskich opierał na upowszechnianych we Lwowie oskarżeniach.

      Byłem na ulicy Krakowskiej w chwili, kiedy rozpoczęło się plądrowanie. Asumpt do niego dały, jak mówiono, strzały padające z okien mieszkań żydowskich. Trudno mi powiedzieć, czy żydzi istotnie strzelali. Że strzelanina była bezładna zewszystkich stron, to fakt, którego byłem świadkiem.

      Musiałem się kryć z innymi przyciskając się do muru. Bodajże byłbym przysiągł w owej chwili, że strzały padają z góry z rozmaitych domów (ul. Krakowska był prawie wyłącznie przez żydów zamieszkała). Czy jednak nie uległem sugestii na równi z innymi. Nie wiem (…).

      Do dziś widzę sceny ohydne. Rozmaite indywidua w mundurach żołnierskich (pamiętać trzeba, że byliśmy po 4 latach wojny, że mundur stał się czymś pospolitym, noszonym nie tylko przez tych, którzy brali udział w obronie Lwowa) i w ubraniach cywilnych wynosiły całe naręcza towarów ze sklepów zupełnie jawnie i bez żenady.

      Do dziś pamiętam, jak na rynku jakiś oberwaniec, mający widocznie dość łupów, rozdarowywał sznurki do bucików, których miał cały stos – ofiarował i mnie. Inny znów raczył siebie i innych zrabowanym koniakiem czy wódką (…).

      ***

      Ten ostatni meldunek w sobotę wieczorem świadczy, że pogrom trwał w najlepsze i że brali w nim udział uzbrojeni sprawni polscy wojskowi.

      To nie były bandy cywilów, z którymi łatwiej byłoby sobie poradzić. Zdaniem gen. Roji potrzebne były kawaleria i piechota, które musiały przybyć z zewnątrz, bo obecni we Lwowie żołnierze w dużej części właśnie uczestniczyli w pogromie w dzielnicy żydowskiej.

      ***

      Pesymizm gen. Roji był na szczęście nadmierny. Pogrom wygasł niecałe 12 godzin po nadaniu przez niego tej depeszy. W niedzielę rano, ok. godz. 8, ustały strzelaniny, napady, rabunki i gwałty; dopalały się ciągle domy. Patrole oficerskie prowadziły aresztowania pogromczyków.

      Pogrom ustał i dodatkowe oddziały nie były potrzebne, bowiem żołnierze po 48 godzinach uznali, że skończył się czas dany im przez dowódców na „pohulanie sobie” z Żydami.

      ***

      Zeznanie złożone dr. Ludwikowi Mundowi przez dwóch występujących tylko pod pierwszymi literami nazwiska panów M. i B. opisuje jedną z końcowych scen pogromu.

      Nie jest znany dalszy los Żydówki w płonącym domu w niedzielę rano 24 listopada 1918 roku przy pl. Krakowskim 27.