Jean martwiła się, że ogrzewanie gazowe w mieszkaniu źle wpływa na zdrowie Michaela, który miał astmę360, wystąpiła zatem o nowy lokal361. Wniosek został rozpatrzony pozytywnie, rodzina więc szybko spakowała rzeczy i zorganizowała przeprowadzkę do innej części Divis Flats zwanej St. Jude’s Walk. Nowe mieszkanie było nieco większe od poprzedniego, ale zasadniczo bardzo podobne.
Nadchodziło Boże Narodzenie, lecz atmosfery panującej w mieście nie dałoby się nazwać świąteczną362. Liczne sklepy, zniszczone w zamachach bombowych, były teraz zamknięte, a ich witryny zabito deskami. Jean McConville pozwalała sobie w tamtym okresie tylko na jedną rozrywkę, a mianowicie regularnie grała w bingo w pobliskiej świetlicy. Ilekroć wygrywała, dawała dzieciom po dwadzieścia pensów363. Niekiedy nagroda wystarczała nawet na zakup pary butów dla któregoś dziecka. Pewnego wieczoru, już po przeprowadzce do nowego mieszkania, Jean wyszła z przyjaciółką na bingo. Zapadła noc, lecz McConville nadal nie wracała do domu364.
Krótko po drugiej nad ranem ktoś zastukał do drzwi365. Dzieci otworzyły i ujrzały stojącego w progu brytyjskiego żołnierza, który powiedział im, że matka jest w pobliskich koszarach. Helen pobiegła tam i znalazła Jean zupełnie rozchełstaną, rozczochraną i bez butów. McConville wyjaśniła, że kiedy grała w bingo, ktoś przyszedł do świetlicy i powiedział jej, że jedno z jej dzieci miało wypadek i przed wejściem czeka już samochód, żeby zawieźć ją do szpitala. Wystraszona natychmiast wybiegła i wsiadła do auta. Okazało się, że to pułapka. Rzucono ją na podłogę, czyjeś ręce nałożyły jej worek na głowę. Została zawieziona do opuszczonego budynku, gdzie porywacze przywiązali ją do krzesła, przesłuchiwali i bili. Gdy wreszcie ją wypuścili, błąkała się w szoku po ulicach, aż natknęła się na żołnierzy, którzy udzielili jej pomocy – i tak trafiła do koszar366.
Jean nie potrafiła – a może nie chciała – powiedzieć, kto ją uprowadził. Helen zastanawiała się, o co porywacze pytali podczas przesłuchania. Matka tylko machnęła ręką. „O jakieś bzdury – stwierdziła. – Sprawy, o których nie mam pojęcia”367. Tamtej nocy nie zmrużyła oka. Siedziała z posiniaczoną twarzą, z podbitymi oczami, paliła papierosa za papierosem368. Wyznała Helen, że tęskni za Arthurem369.
Następnego dnia (według relacji dzieci) wysłała córkę po rybę i frytki na kolację370. Napuściła sobie wody do wanny, liczyła bowiem, że ciepła kąpiel przyniesie ulgę ciału obolałemu po pobiciu371. Gdy Helen wychodziła z domu, matka rzuciła w jej stronę: „Tylko żadnych postojów na dymka!”372.
Helen pokonała labirynt Divis i dotarła do restauracji. Poprosiła o rybę i frytki, zaczekała na zamówienie, a gdy wreszcie było gotowe, zapłaciła, wzięła zatłuszczoną torbę i ruszyła z powrotem. Wchodząc na osiedle, zobaczyła dziwną rzecz: na galeriach prowadzących do mieszkań stali ludzie. Latem byłaby to normalna sytuacja – w Divis wszak brakowało przestrzeni rekreacyjnej, toteż galerie służyły dzieciakom do gry w piłkę, dorośli zaś wychodzili tam w ciepłe wieczory na papierosa i plotki. Ale przecież w grudniu podobne rzeczy się nie zdarzały. Gdy Helen podeszła bliżej, zobaczyła grupę ludzi pod drzwiami swojego mieszkania. A potem puściła się biegiem naprzód373.
6
Parszywa Dwunastka
Przy Leeson Street, naprzeciwko niskiego bloku o nazwie Varna Gap, stał pusty budynek374. W Belfaście co i rusz człowiek natykał się na opustoszałe domy – spalone, zrujnowane albo porzucone – których okna i drzwi zabito deskami. Dawni mieszkańcy budynku przy Leeson Street po prostu uciekli i już nie wrócili. Brendan Hughes przyglądał się mu, stojąc po drugiej stronie ulicy razem z kilkoma towarzyszami z Kompanii D. Była sobota, 2 września 1972 roku375.
Kiedy odwrócił wzrok, ujrzał zieloną furgonetkę376, która zbliżała się w jego kierunku. Wbił w nią wzrok i naraz poczuł niepokój. Zazwyczaj miał przy sobie broń, ale tego dnia pożyczył ją jednemu ze współpracowników, który potrzebował pistoletu, żeby ukraść samochód. Gdy furgonetka mijała Hughesa, zdążył dostrzec twarz kierowcy. Był to jakiś nieznany mu mężczyzna, wydawał się zdenerwowany. Wóz toczył się dalej po McDonnell Street i po chwili skręcił w Grosvenor Road. Hughes patrzył, jak znika za rogiem. Na wszelki wypadek wysłał jednego ze swoich ludzi po jakąś spluwę377.
Miał dwadzieścia cztery lata378. Był człowiekiem drobnej postury, ale silnym i zręcznym. Jego gęste czarne brwi oraz bujne ciemne, rozczochrane włosy od razu rzucały się w oczy. Jako oficer dowodzący Kompanii D Tymczasowej Irlandzkiej Armii Republikańskiej379 odpowiadał za cały ten sektor zachodniego Belfastu, co automatycznie zapewniało mu wysokie miejsce na liście głównych wrogów lojalistycznych ugrupowań paramilitarnych, ale też policji, brytyjskiej armii oraz Stickies, czyli Oficjalnej IRA. Osiemnaście miesięcy wcześniej jego kuzyn i poprzednik Charlie został zastrzelony przez Oficjalnych. Hughes, znalazłszy się na celowniku tak wielu różnych grup i służb, musiał zejść do podziemia. Na wsi człowiek mógł się ukrywać latami380, ale nie w Belfaście, gdzie wszyscy znali wszystkich. Tutaj zniknięcie na sześć miesięcy uchodziło za dobry wynik, lecz prędzej czy później i tak cię dopadali.
Hughes przystąpił do Provos na początku 1970 roku381, za sprawą Charliego. Szybko zapracował na znakomitą reputację. Uchodził za przebiegłego i odważnego bojownika. Przenosił się z domu do domu382, rzadko kiedy spał w tym samym łóżku przez dwie noce z rzędu. Terytorium Kompanii D obejmowało Grosvenor Road, dawną dzielnicę Pound Loney i rejon Falls Road, czyli najgorętsze miejscówki w Belfaście383. Z początku kompania składała się zaledwie z tuzina członków; nazywano ich Psami albo Parszywą Dwunastką384. Hughes wyznawał filozofię wpojoną mu w dzieciństwie przez ojca: jeśli chcesz, żeby ludzie coś dla ciebie zrobili, musisz zrobić to razem z nimi – toteż osobiście uczestniczył w akcjach, które organizował385.