Wzlot Persopolis. James S.a. Corey. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: James S.a. Corey
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Историческая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788366409729
Скачать книгу
cicho. Nawet Davenport, oficer mający za pasem prawie dziesięć lat służby we flocie, odruchowo cofnął się o pół kroku.

      – Dobry Boże, ale wielki – rzucił.

      Serce nawałnicy był jednym z zaledwie trzech okrętów klasy Magnetar, które opuściły orbitalną platformę konstrukcyjną Lakonii. Oko cyklonu przydzielono do floty domowej i ochrony samej Lakonii, a Głos zawieruchy wciąż jeszcze rósł między wspornikami i kończynami orbitalnej stacji obcych. Choć zaś flota obejmowała teraz ponad sto jednostek, te klasy Magnetar były zdecydowanie największe i najpotężniejsze. Zwiastun burzy, jego okręt, był niszczycielem klasy Pulsar i, widząc Nawałnicę, nabrał przekonania, że mógłby zmieścić wewnątrz kadłuba kilkanaście takich okrętów.

      Niszczyciele klasy Pulsar były długie i zgrabne, Singhowi kojarzyły się niemal z okrętami morskimi starej Ziemi. Z drugiej strony Serce nawałnicy był masywny i przysadzisty, kształtem przypominał krąg kręgosłupa jakiegoś od dawna nieżyjącego olbrzyma wielkości planety. Był też blady jak kość – nawet w miejscach, gdzie jego krzywizny chowały się w cień.

      Podobnie jak wszystkie jednostki budowane przez orbitalne platformy konstrukcyjne Lakonii, sprawiał wrażenie czegoś nie do końca ludzkiego. Miał zestawy czujników, działka obrony punktowej, działa szynowe i wyrzutnie rakiet, ale wszystko to było ukryte pod pancerzem z systemu samoleczących się płyt, przez które powierzchnia okrętu bardziej przypominała skórę. Wyhodowaną, choć nie biologiczną. W jego geometrii było też coś fraktalnego. Jak kryształy zdradzające w widocznych makroskopowo kształtach ograniczenia swej molekularnej architektury.

      Singh nie był ekspertem od protomolekuły ani wywodzących się z niej technologii, ale było coś upiornego w pomyśle, że budowali rzeczy częściowo zaprojektowane przez gatunek nieistniejący od tysiącleci. Współpraca z martwymi rodziła pytania, na które nie istniały odpowiedzi. Dlaczego systemy konstrukcyjne dokonywały takich, a nie innych wyborów? Dlaczego napęd został umieszczony tu, a nie tam? Dlaczego struktura wewnętrzna była symetryczna, a zewnętrzna nie? Czy taki projekt był sprawniejszy? Bardziej estetyczny dla od dawna nieistniejących konstruktorów? Nie był w stanie poznać odpowiedzi na pytania i pewnie nigdy to nie nastąpi.

      – Nawałnica potwierdza – zgłosił oficer łączności.

      – Zdalne sterowanie do dokowania – dodał jego pilot, i główny ekran przełączył się z teleskopowego obrazu pancernika na schematyczny kurs kończący się na Nawałnicy.

      – Bardzo dobrze – rzucił Singh z uśmiechem.

      Admiralicja powierzyła mu jeden z najnowocześniejszych okrętów Lakonii, pełen poważnych i skupionych na pracy oficerów i marynarzy. Nie mógł marzyć o niczym lepszym, obejmując swoje pierwsze dowodzenie.

      Fakt, że wraz z okrętem stanowili czubek imperialnej włóczni, był tylko wisienką na torcie.

      – Admirał Trejo przesyła pozdrowienia – poinformował oficer łączności. – Zaprasza pana na kolację w swojej prywatnej mesie.

      Singh obrócił się do pierwszego oficera.

      – Zostań na Burzy i utrzymuj załogę w gotowości. Nie mamy pojęcia, z jakiego rodzaju powitaniem możemy się liczyć po drugiej stronie wrót, więc w każdej chwili trzeba być gotowym do walki.

      – Tak jest, kapitanie.

      – Przygotować się do dokowania. Będę w dziobowej śluzie załogowej. Panie Davenport, mostek należy do pana.

      * * *

      Po drugiej stronie śluzy czekała na niego oficer operacyjna Nawałnicy, trzecia oficer admirała Trejo. Technicznie rzecz biorąc, mieli we flocie te same stopnie, jednak zgodnie z tradycją, jako kapitan okrętu, Singh powinien być traktowany jak wyższy rangą. Trzecia zasalutowała i udzieliła mu pozwolenia na wejście na pokład.

      – Admirał powitałby pana osobiście – powiedziała, prowadząc go krótkim korytarzem ze śluzy do windy. Ściany Nawałnicy wyglądały jak arkusze matowanego szkła i jarzyły się łagodnym niebieskim światłem. Bardzo różniły się od ścianek Zwiastuna burzy. – Ale nie chce opuszczać mostka tak blisko wrót.

      – Fisher, prawda? Wydaje mi się, że była pani rok niżej ode mnie na akademii.

      – Zgadza się – potwierdziła kobieta, potakując. – Specjalizacja: inżynieria. Wszyscy twierdzili, że logistyka to najszybsza ścieżka do dowodzenia, ale po prostu kocham pracować z egzotycznym sprzętem.

      Zatrzymała się i stuknęła w panel ścienny, by przywołać windę. Kiedy czekali, ściany zaczęły pulsować, zmieniając kolor z niebieskiego na żółty.

      – Proszę się chwycić – podpowiedziała Fisher, wskazując na pobliski uchwyt. – Za chwilę włączy się silnik.

      Chwilę później oboje opadli na pokład i Singh czuł, jak jego waga rośnie, aż osiągnęła około pół g.

      – Bez pośpiechu – skomentował Singh, a winda wyemitowała cichy dźwięk i otworzyły się jej drzwi.

      – Admirał jest ostrożny.

      – Co dobrze o nim świadczy – odpowiedział, gdy zaczęli jechać do góry.

      Admirał Trejo był niskim, krępym mężczyzną o jasnozielonych oczach i rzednących czarnych włosach. Pochodził z rejonu doliny Marinera na Marsie, ale w jego głosie prawie nie było słychać tamtego akcentu. Był również najbardziej udekorowanym oficerem w armii Lakonii, jego kariera rozpoczęła się jeszcze za czasów polowania na piratów dla floty marsjańskiej, jeszcze przed otwarciem wrót. W akademii studiowali opracowaną przez niego taktykę, Singh uważał, że jego karierę można bardzo zgrabnie podsumować określeniem geniusz wojskowy.

      Spodziewał się, że prywatna mesa admirała i dowódcy floty będzie większa i bardziej luksusowa od tej, z której korzystał na Zwiastunie burzy, ale okazało się, że jest to stół opuszczany z jednej ze ścian w nieco większej kajucie kapitańskiej admirała. Estetyka pomieszczeń była inna tylko dlatego, że sam statek był inny.

      – Sonny! – powiedział na przywitanie Trejo, czekając, by oddać jego salut, a potem chwycić go za rękę i potrząsnąć nią energicznie. – W końcu wszystkie figury są na miejscach. Co za ekscytujące czasy. Wolisz usiąść czy chcesz zaliczyć wycieczkę?

      – Admirale – odpowiedział Singh. – Jeśli można skorzystać z wycieczki, będę zaszczycony, mogąc dokładniej obejrzeć okręt.

      – Dobrze wygląda, prawda? Proszę, mów mi Anton. Na osobności nie ma potrzeby trzymania się formalności, a w ciągu najbliższych miesięcy będziemy bardzo blisko współpracować. Chcę, żebyś widział, że możesz całkowicie swobodnie mówić wszystko, co masz na myśli. Oficer, który nie będzie chciał się dzielić opiniami i przemyśleniami, do niczego mi się nie przyda.

      Stanowiło to echo zachowania wysokiego konsula, który podczas prywatnego spotkania pozwolił mu używać tytułu wojskowego, co budowało poczucie więzi i bezpośredniości. Teraz, gdy zetknął się z czymś takim po raz drugi, zrozumiał, że od niego też będzie się tego oczekiwać.

      – Dziękuję, sir. Anton. Doceniam to.

      – No to chodź. Jest zbyt duży, żeby obejrzeć wszystko za jednym zamachem, ale możemy zaliczyć co ciekawsze miejsca. – Admirał Trejo poprowadził go krótkim korytarzem do windy o drzwiach szerszych niż te na Zwiastunie burzy, z bardziej zaokrąglonymi rogami. Singhowi winda skojarzyła się z paszczą jakiejś ryby głębinowej. – Zapoznawałem się z twoją dotychczasową karierą.

      – Obawiam się, że podobnie jak większość oficerów przeszkolonych po przejściu do Lakonii, mam bardzo niewielkie doświadczenie operacyjne.

      Admirał machnął