Także inne osoby, z którymi Ewa i Adam bawili się tej nocy, twierdzą, że po wyjściu z klubu Mixtura czuły się wyjątkowo źle.
– Dla mnie istotną kwestią w tej sprawie jest to, że z imprezy prawie nikt nic nie pamięta. Zatem możliwe jest, że albo alkohol był jakiś trefny, lub ktoś naprawdę dodał im czegoś do niego. Nie ma innej opcji – twierdzi znajoma Ewy. – Dlatego prawdopodobnie Adam nic nie pamięta z tego, co się stało z Ewą. On nawet na drugi dzień około 11 dzwonił do niej, ale telefon był nieaktywny. W paru rozmowach z koleżankami z pracy napisał, że ma przebłyski, z tej nocy pamięta tylko tyle, że doszli do mostu, później jakby stracił pamięć. Wszyscy uczestnicy imprezy w Mixturze bardzo źle się czuli. Adam stracił również orientację w terenie, co nigdy mu się nie zdarzyło.
Prawdopodobnie przy moście Świętego Rocha Adam stracił Ewę z oczu. Być może skręcił na chwilę w stronę skwerku, może musiał się załatwić. Niewykluczone, że o coś wcześniej się posprzeczali. Ewa nie czekała na niego. Udała się sama w kierunku skarpy, tam zeszła nad rzekę i dalej wędrowała jej brzegiem w kierunku mostu Chrobrego. Gdy Adam zorientował się, że jej nie ma, wpadł w panikę. Gdy nie znalazł jej na moście, zszedł nad Wartę. Szukał, nawoływał – bez skutku.
Niewykluczone, że Ewa zdołała dotrzeć do mostu Chrobrego. Tam złapały ją torsje, przechyliła się przez barierkę i wpadła do wody. Nikt jej w tym jednak nie pomógł. To mógł być tragiczny wypadek. Jednak wiele wskazuje na to, że doszło do zbrodni.
Postawa Adama Z. zastanawia. Cały czas sprawiał wrażenie, jakby kogoś się bał i krył tę osobę, ryzykując samemu skazanie.
„K…, czuję się taki winny. Tak mi jest źle. Tak się boję. Boję się, że nie żyje. Że do tego doprowadziłem. Nie wiem, jakim cudem pokochałem ją jak siostrę. Ale się boję, boję się tego, co będzie. Najbardziej reakcji rodziny na mnie. Tego, że pójdę siedzieć. Nie umiem przestać o tym myśleć. Staram się cokolwiek przypomnieć, ale nie daję rady. Mam takie zaniki pamięci, że to ch… Potrzebuję pomocy. Chcę, żeby wszystko było OK. Żeby nic się jej nie stało. Czuję się najgorzej, jak tylko można” – to esemes Adama Z. do jego przyjaciela Mateusza S. Wysłał go 24 listopada 2015 roku o 3.45.
Wydaje się, że jest to swego rodzaju wyznanie prawdy. Czy w noc po zaginięciu Ewy Tylman Adam Z. chciał powiedzieć, co stało się 23 listopada w okolicach mostu Świętego Rocha?
Kogo kryje Adam? Z jakich powodów milczał i wolał spędzić 15 miesięcy w areszcie, a potem spokojnie czekać na finał rozprawy, która mogła przecież zakończyć się dla niego wyrokiem skazującym? Co jest aż tyle warte, by milczeć? Własne życie, życie bliskich, pieniądze, strach? Tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.
Podczas jednej z rozpraw sądowych siostry oskarżonego i jego szwagier potwierdzili, że Adam był załamany zaginięciem Ewy. Bardzo je przeżywał, płakał, a przez sen krzyczał, że nie zabił dziewczyny. Ta trójka świadków potwierdziła równocześnie, że Adam w pierwszych dniach po zaginięciu Ewy Tylman cały czas mówił, że nie pamięta, co stało się tej nocy. Ostatnie, co zarejestrował, był ich upadek na chodnik, gdy wychodzili pijani z pubu. Jednocześnie szwagier potwierdził, że Adam ma raczej słabą głowę i w przeszłości w jego obecności zdarzyło się, że po alkoholu chłopakowi „urwał się film”.
Mimo postawienia Adamowi Z. zarzutów śledczy nie mieli żadnych solidnych dowodów jego winy. Notatka policjantów, którzy twierdzą, że Adam przyznał się do zbrodni, nie ma większej wartości dowodowej. Taki dowód ze słyszenia, przy braku innych, to nawet nie poszlaka.
Prawdopodobnie policjanci chcieli po prostu mieć sukces w rozwiązaniu głośnej sprawy kryminalnej. Przyznanie się do zbrodni mogło nastąpić pod presją lub zostać wprost wymuszone. Podczas jednego z przesłuchań Adam chciał wyskoczyć przez okno. Ponoć tak bardzo był zastraszony.
W czasie rozprawy Adam Z. szczegółowo opisał, jak był traktowany przez policjantów i jak doszło do wymuszenia zeznań. Podał imiona i nazwiska funkcjonariuszy policji.
Adam Z. mówił w sądzie, że – gdy był prowadzony do radiowozu – celowo uderzano jego głową o kant pojazdu. Policjant, śmiejąc się, miał wtedy mówić, by Adam uważał na głowę. W czasie przesłuchań w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Poznaniu kazano mu się rozebrać do naga i usiąść na krześle. Gdy nie odpowiadał na pytania, zrzucano go na podłogę. Miał to robić Rafał B. – zastępca naczelnika wydziału kryminalnego policji. Natomiast policjantka Karolina C. podczas przesłuchania założyła gumowe rękawiczki, a następnie uciskała nadgarstki oskarżonego. Używała też wobec niego sformułowań: „Taka ciota nie wytrzyma długo w pierdlu i tak się zabije”. Adam Z. powiedział również, że policjant podarł jego pełnomocnictwo dla adwokata Ireneusza Adamczaka i odmówiono mu widzenia z prawnikiem.
Opisał też początkowy etap, gdy został wywieziony przez policję w „bezpieczne miejsce”. Nie był to areszt, lecz mieszkanie operacyjne. Policjanci przekonywali, że to w obawie przed Krzysztofem Rutkowskim.
Także rola Krzysztofa Rutkowskiego w tej sprawie jest znamienna. Niestety, podczas rozprawy sądowej były detektyw miał niewiele do powiedzenia o Adamie Z. i śmierci Ewy Tylman. Zeznając, obnażył własne metody działania. Jak sam wyznał: nie przesłuchiwał świadków, nie prowadził żadnego śledztwa, a jego rola ograniczyła się jedynie do organizowania konferencji prasowych.
Były detektyw dodatkowo pogrążył się, przyznając, że wersję o satanizmie Adama Z. stworzył tylko na podstawie jednego anonimowego telefonu.
Adwokat Wojciech Wiza podsumował to dobitnie:
– Krzysztof Rutkowski skoncentrowany jest wyłącznie na sobie, myśli jedynie o swojej firmie. Dzisiaj w sądzie brakowało mi tylko napisu: „Zeznania mogą zawierać lokowanie produktu”.
Piotr Tylman, który zatrudnił Rutkowskiego do poszukiwań siostry, przyznał:
– Gdy zaginęła Ewa, byliśmy gotowi podpisać pakt z diabłem, aby tylko ją odnaleźć. Dzisiaj wiem, że zatrudnienie Rutkowskiego to był nasz największy błąd. Jego dochodzenie to wielka kpina. Dodatkowo swoimi działaniami utrudniał pracę policji, która przez to traciła czas na liczne bezpodstawne teorie tworzone przez niego i jego ludzi.
Jak wyglądała ostatnia noc Ewy? Dziewczyna świadomie chciała wyjść z klubu z Adamem – tak zeznają świadkowie. Wiemy, że po każdej imprezie wracała do domu taksówką lub ktoś po nią przyjeżdżał. Może tym razem też ktoś miał ją odebrać i umówili się w znanym wszystkim miejscu, np. na moście Świętego Rocha? Być może Adam Z. zostawił dziewczynę, wiedząc, że ktoś ją odbierze? A może Ewa musiała przed kimś uciekać?
Pytania te do dzisiaj pozostają bez odpowiedzi.
– Adam Z. nie miał żadnego motywu, by zabić Ewę Tylman. Bardzo ją lubił, traktował niemal jak siostrę. Troszczył się o nią, chciał bezpiecznie odprowadzić do domu, i za to znalazł się w celi – mówią tak niemal wszyscy, którzy ich znali.
Piotr Tylman, brat Ewy, jest jednak zdania, że motywem mógł być seks:
– Odmówiła mu, więc ją zabił.
– Jest to z wielu względów nieprawdopodobna teza – mówi znajoma Ewy i Adama. – Ewa była bardzo bliską mu osobą, ale na pewno nie w sensie seksualnym.
Jednak Piotr Tylman obstaje przy swoim:
– Nie mam wątpliwości, że za tym wszystkim stoi tylko jedna osoba. Niefortunne dla wszystkich jest jedynie to, że nie ma tam monitoringu.
Brat Ewy twierdzi jednak, że oglądał zapis monitoringu z hotelu Ibis, na którym zarejestrowano Ewę i Adama wchodzących na most