Po jego zatrzymaniu doszło do medialnego linczu na mężczyźnie. Jego rodzina próbowała reagować na publiczną nagonkę:
„(…) Dziwią nas kroki podejmowane przez Policję w pierwszych dniach od zaginięcia Ewy. Dziwi fakt, że do mediów przekazywane były nieprawdziwe informacje na temat zaginięcia dziewczyny. W wyniku tych działań już od początku rozpoczęła się ogromna nagonka na naszego brata Adama Z. Należy jednak pamiętać o tym, że on od początku współpracował z Policją, poddawał się wszelkim badaniom, również badaniu wariografem przeprowadzonym przez biuro Krzysztofa Rutkowskiego. Od początku robił wszystko, by Ewa szybko się odnalazła. Pod naciskiem mediów i społeczeństwa, które domagało się znalezienia sprawcy i rozwiązania zagadki, Prokuratura, chcąc wygrać swego rodzaju wyścig medialny z biurem Rutkowskiego, z niezrozumiałych powodów postawiła Adamowi Z. zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, twierdząc, iż w wyniku jego działań Ewa Tylman znalazła się w wodzie i nie żyje. (…)
Wszelkie informacje o śmierci Ewy Tylman podawane tuż po zaginięciu przez Rzecznika Policji były przedwczesne, ale odniosły zamierzony efekt. Adam został osadzony w areszcie przy ogólnym aplauzie społeczeństwa, a osoby ośmielające się go bronić były linczowane razem z nim. Już od pierwszego eksperymentu procesowego wyzywany od morderców, kulący szczupłe ramiona pod spojrzeniami nienawiści, Adam został brutalnie poddany konsekwentnemu miażdżeniu psychicznemu i emocjonalnemu (…)” – napisały siostry aresztowanego mężczyzny do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Cofnijmy się tymczasem do 29 listopada 2015 roku. Wówczas, podczas poszukiwań prowadzonych przez Krzysztofa Rutkowskiego, pewien przechodzień znalazł w Warcie – w pobliżu mostu Świętego Rocha w Poznaniu – odciętą rękę. Jednak znalezienie kończyny przypisał sobie detektyw. To zdarzenie zapoczątkowało serię makabrycznych znalezisk w rzece.
18 maja 2016 roku dokonano kolejnego przerażającego odkrycia w Warcie, w okolicach wsi Owińska, nieopodal Czerwonaka. Wyłowiono tam fragment korpusu ludzkiego, a konkretnie: jego część od miednicy do kolan. Jak się później okazało, ten fragment ciała oraz ręka znaleziona w listopadzie należały do jednej osoby – bezdomnego. Potwierdziła to policja.
Czy znalezienie części ciała w tym czasie i w tych miejscach było przypadkowe, czy może ktoś celowo chciał zmylić trop?
Udało mi się ustalić, że w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku w okolicach mostu Świętego Rocha nocowało pięciu, sześciu bezdomnych. Musieli być świadkami tego, co zaszło między Ewą a Adamem. Czemu zatem nie zostali przesłuchani? Czy zamordowany i poćwiartowany mężczyzna był jednym z nich?
Jak podaje policja, mordercą tego bezdomnego miał być człowiek, który rzekomo zmarł wskutek choroby w więziennej celi. Jednak Fundacja Na Tropie już kilka miesięcy wcześniej dotarła do informacji, że mężczyzna ten popełnił samobójstwo. Dlaczego zatem tak późno ujawniono fakt rzekomej choroby i śmierci tego człowieka?
Sprawa zaginięcia Ewy Tylman pełna jest zbiegów okoliczności, dziwnych zdarzeń, niedomówień, przemilczeń, sprzecznych i błędnych informacji podawanych choćby przez rzecznika policji.
Jedną z takich zastanawiających spraw jest sprzątanie terenów nadwarciańskich dzień po zaginięciu Ewy. 24 listopada 2015 roku w godzinach porannych więźniowie z Aresztu Śledczego w Poznaniu przy ulicy Nowosolskiej bardzo dokładnie oczyścili okolicę. W kolejnych dniach wolontariusze, policja oraz ludzie Krzysztofa Rutkowskiego przeszukiwali miejsca wysprzątane wcześniej przez więźniów. Czy policja nie wiedziała, że jest to już bezcelowe? Że jakichkolwiek dowodów należy w tym momencie szukać na wysypisku śmieci?
Znamienna w tej sprawie jest rola Karoliny K. – rzekomego świadka zbrodni, oskarżonej i skazanej za składanie fałszywych zeznań. Karolina K. zadzwoniła na policję i zgłosiła się jako naoczny świadek zdarzenia w nocy 23 listopada 2015 roku. Zeznała, że przejeżdżając samochodem przez most Świętego Rocha, widziała szarpaninę pomiędzy mężczyzną i kobietą, a następnie była świadkiem wrzucenia do rzeki ofiary, którą miała być właśnie Ewa Tylman.
Czy to na podstawie jej zeznań 4 grudnia 2015 roku zapadła decyzja o aresztowaniu Adama Z.? Prawdopodobnie tak. Karolina K. odwołała potem swoje zeznania, lecz Adam pozostał w areszcie. Początkowo zakładano, że do kłamstwa namówił ją Radosław Białek, pracownik biura detektywistycznego należącego do Krzysztofa Rutkowskiego. Mężczyzna jednak został uniewinniony od tego zarzutu. W lutym 2019 roku sąd w Poznaniu skazał Karolinę K. za składanie fałszywych zeznań i wymierzył jej karę 10 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na dwa lata.
Podczas konferencji prasowej Krzysztofa Rutkowskiego Karolina K. twierdziła, że to policjanci kazali jej wskazać Białka jako mężczyznę, który namawiał ją do złożenia fałszywych zeznań. Kobieta opowiadała, że policjanci przyjeżdżali do niej i nakłaniali ją, by przyznała, iż była świadkiem, jak Adam wrzuca Ewę do Warty. Twierdziła, że dostała szczegółową instrukcję, co mówić i jak się zachowywać. Mówiła też między innymi, że grożono jej odebraniem dzieci i wywożono ją z Poznania. Jej sprawa została przeniesiona do opolskiej prokuratury. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy Karolina K. rzeczywiście została przekupiona. Jeśli tak, to przez kogo, kto miał cel, by obciążyć Adama Z. przy jej pomocy?
Przypomnę, że w październiku 2017 roku Prokuratura w Zielonej Górze zamknęła śledztwo w sprawie Piotra Tylmana i oczyściła go z zarzutów utrudniania śledztwa. Gdy zaginęła jego siostra, na własną rękę próbował bowiem wyjaśnić, co się stało. Rozmawiał ze świadkami, przeglądał nagrania z monitoringu, prowadził na Facebooku stronę o poszukiwaniach. Piotr Tylman kierował się jedynie chęcią wyjaśnienia, co stało się z jego siostrą. Było to utrudnione, ponieważ poznańska prokuratura zabroniła mu wglądu do akt.
Śledztwo od początku prowadzone było niestarannie. Policjanci – gdyby tylko chcieli – zapewne szybko wyjaśniliby tę sprawę. Nie była to bowiem zbrodnia doskonała, gdyż takowe po prostu… nie istnieją. Są jedynie niedoskonałe śledztwa. I to w sprawie śmierci Ewy Tylman należy właśnie do takich zaliczyć.
Okazuje się, że policja nie zebrała wszystkich zapisów monitoringu. Zrobiły to osoby związane z Fundacją Na Tropie:
– Policjanci twierdzili, że właściciele lokali lub instytucji nie chcą im udostępnić zapisów z monitoringów – mówi Marta, wolontariuszka fundacji. – A ja na to: „A mnie dali”, i położyłam im na biurku zapisy z kamer. Przyniosłam 10 albo więcej zapisów. Oni nie mieli praktycznie nic. Ludzie sami dawali mi te monitoringi, nie było żadnych problemów – dodaje. – Odniosłam wrażenie, że policjanci jakby nie chcieli mieć niektórych nagrań. W każdym razie nie byli zainteresowani ich treścią. A powinni.
W jaki sposób śledczy, którzy nie potrafią dotrzeć do zapisów z kamer, mogą znaleźć jakiekolwiek dowody popełnienia zbrodni? Od początku twierdziłem, że nie są w stanie tego dokonać i wyrok uniewinniający Adama Z. to potwierdził.
Zamiast zgromadzić dowody, stworzono niezwykle karkołomną wersję zbrodni. Adam miał zepchnąć Ewę ze skarpy koło mostu, potem zejść na dół, wziąć ją na ręce i nieść kilkadziesiąt metrów do rzeki. A tam, by ją skutecznie utopić, powinien wyjść na środek Warty, gdyż przy brzegu woda sięga przed kolana. Mimo to miał czyste spodnie i buty. Po czym wrócił na górę. Tego wszystkiego dokonał w sześć minut, w czasie których napisał jeszcze