Urwane ślady. Janusz Szostak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Szostak
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788366252240
Скачать книгу
stali się dla siebie katem i ofiarą.

      30 sierpnia 2015 roku Ewa napisała do Adama Z.:

      „I nawet jak już odejdę, to będziemy mieli kontakt”.

      Miała wówczas na myśli zmianę miejsca pracy. Dziś brzmi to niczym złowieszcza przepowiednia. Jakby się żegnała i odchodziła na zawsze. Przecież – mimo jej śmierci – nadal złączeni są tą wspólną tragedią.

      Andrzej Żukowski z plakatem syna Mateusza. Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum

      Rozdział 2. Mateusz woła spod ziemi

      Mateusz woła spod ziemi

      Czy 10-letni Mateusz padł ofiarą pedofilów? Czy został brutalnie zgwałcony i żywcem pogrzebany, a jego rzekome utonięcie upozorowano? A może zamurowano go w fundamentach pałacu? Moje dziennikarskie śledztwo w tej sprawie daleko odbiega od ustaleń prokuratury, która stwierdziła tylko tyle, że Mateusz zaginął. To cokolwiek mało jak na kilkanaście lat śledztwa.

      Mateusz Żukowski z Ujazdowa pod Zamościem zniknął w maju 2007 roku. Szukali go policjanci, nurkowie, detektywi, wróżki i jasnowidze. Na razie bez efektu. Za informację na temat zaginionego chłopca oferowano nagrodę – moim zdaniem wymyśloną – 100 tysięcy euro. Mimo to o jego losie nie ma do dziś żadnej informacji.

      Historia Mateusza uaktywnia co pewien czas różnego rodzaju szarlatanów i oszustów, którzy próbują żerować na ojcu zaginionego chłopca.

      W lutym 2019 roku Andrzej Żukowski otrzymał kilka nagrań audio i wideo, na których młody mężczyzna w kominiarce groził mu:

      – Dajesz mi 500 tysięcy i widzisz syna, inaczej zostanie zamordowany. Masz przyjechać z kasą, bo inaczej twój syn zginie. Jutro dawaj pieniądze.

      Szantażystą okazał się Arkadiusz H. z Rzeszowa. Wkrótce został zatrzymany przez policję. Tłumaczył się, że był to tylko głupi żart, a on nic nie wie o losach Mateusza Żukowskiego.

      10-letni chłopiec zniknął 26 maja 2007 roku.

      – To stało się w Dzień Matki, tego dnia było bardzo gorąco – wspomina Andrzej Żukowski, ojciec chłopca. – Pojechałem wtedy z Mateuszkiem na ryby.

      Z wędkowania wrócili do domu około 14.30.

      – Od tego upału bolała mnie głowa, więc położyłem się, a Mateusz włączył sobie komputer – odtwarza zdarzenia ojciec chłopca. – Mieliśmy jeszcze pojechać na ryby po południu. Ale Mateusz powiedział, że idzie się bawić do parku. Obiecał, że niedługo wróci, aby pojechać ze mną na ryby.

      Gdy przyszła pora wyjazdu, Mateusza nie było w domu. To jednak niezbyt zdziwiło jego ojca, który uznał, że chłopiec woli pewnie zabawę z kolegami niż wędkowanie. Zatem Żukowski pojechał na ryby sam.

      – Wróciłem do domu około godziny 21 – wspomina pan Andrzej. – Zapytałem żonę o Mateusza, ale ona była przekonana, że syn jest ze mną na rybach.

      W tej sytuacji rodzina zaczęła szukać chłopca u sąsiadów.

      – Nie było go jednak u nikogo w pobliżu – relacjonuje Andrzej Żukowski. – Wobec tego pojechałem do kolegów, z którymi syn się bawił.

      Tam jednak też go nie znalazł. Dawid J. (9 lat) i Sebastian J. (10 lat) byli ponoć zmieszani wizytą ojca ich kolegi.

      – Dziwnie się zachowywali, byli ubrudzeni błotem. Wyraźnie coś kręcili. Jakby nie chcieli powiedzieć całej prawdy. Podali mi kilka sprzecznych wersji. W pewnym momencie ich dziadek powiedział, że Mateusz poszedł do Tarnogóry. U nas to oznacza, że poszedł z prądem w stronę miejscowości Tarnogóra, że się utopił. To dlaczego nie przyszli powiadomić nas o tym, dlaczego nie wezwali policji, tylko siedzieli w domu? – pyta zdenerwowany mężczyzna.

      W tej sytuacji Żukowski zawiadomił policję. Natychmiast podjęto działania poszukiwawcze. Policyjny pies podjął ślad i poprowadził ekipę na brzeg Wieprza.

      – Tam, w wysokich pokrzywach, leżały zwinięte w rulon ubrania Mateusza – wspomina ojciec.

      Wydaje się, że od tego momentu śledczy przyjęli jako pewnik wersję o utonięciu chłopca. Mateusz co prawda był zapalonym wędkarzem, ale panicznie bał się wody.

      – To niemożliwe, by z własnej woli wszedł do rzeki. On obsesyjnie bał się wody – twierdzi ojciec zaginionego chłopca. – Nawet gdy byliśmy na rybach, zawsze trzymał się blisko mnie. Nigdy nie wchodził do wody.

      Mimo to utonięcie dziecka wydawało się najbardziej prawdopodobną hipotezą. Śledczy od początku zakładali, że Mateusz utopił się w Wieprzu. Ta niebezpieczna, zdradliwa rzeka pochłonęła już wiele ofiar. Zatem właśnie w jej nurcie poszukiwano ciała chłopca. Dno rzeki – w obie strony po 20 kilometrów – aż 17 razy przeczesywali płetwonurkowie. Zastosowano echosondy, kamery termowizyjne, a nawet specjalny sonar. Byli też przewodnicy z psami przeszkolonymi do poszukiwania zwłok. Pomagali strażacy, wojewoda lubelski, starosta zamojski i wójt gminy Nielisz. W późniejszym czasie – także dwóch detektywów, jasnowidze oraz wróżki. Jak dotąd chłopca ani jego ciała nie odnaleziono. Prawdopodobnie więc szukano go nie tam, gdzie trzeba.

      W aktach sprawy zwraca uwagę osoba wędkarza M., który przyjechał z Zamościa na ryby, jednak wędkował zaledwie godzinę.

      – Każdy wędkarz, gdy wybiera się gdzieś dalej na ryby, to zwykle na kilka godzin albo i na całą noc. Jeśli jechałby pan na ryby, to na godzinę? – pyta mnie Dorota, była detektyw, która bada tę sprawę. – On twierdzi, że nikogo nie widział. Był tam po godzinie 16 i nikogo nie widział? Może coś widział i po prostu się zmył? – spekuluje kobieta.

      Jest niemal pewne, że gdyby zwłoki Mateusza były w rzece, już dawno zostałyby odnalezione lub same by wypłynęły. Wersja o utonięciu dziecka jest mało prawdopodobna także ze względu na inną okoliczność. Otóż w tym rejonie – pomiędzy Tarnogórą a Zamościem – Wieprz przegradzają kraty. Nie ma możliwości, by przedostało się przez nie ciało dziecka. Zwłoki zatrzymałyby się na przegrodzie.

      Wobec tego, co się stało z chłopcem?

      Andrzej Żukowski nie ustaje w poszukiwaniach syna:

      – Trudno powiedzieć, czy mój syn jeszcze żyje. Kiedyś zgłosiła się do mnie Ewelina H. z Niemiec, która powiedziała, że Mateusza adoptowała niemiecka sędzina. Ta kobieta twierdziła, że chce nam pomóc, długo utrzymywała z nami kontakt, ale potem nagle go zerwała. Chciałbym, aby Mateuszek żył, ale raczej szukam już ciała.

      Żukowski nie kryje rozczarowania działaniami policji. Twierdzi nawet, że na początku śledztwa nie udostępniono mu do wglądu akt sprawy. Kategorycznie zaprzecza temu Prokuratura Rejonowa w Zamościu:

      „O prawie dostępu do akt był wielokrotnie pouczany, zarówno pisemnie, jak i ustnie. Z możliwości zapoznania się z aktami sprawy nigdy nie skorzystał”.

      Nakłaniam Andrzeja Żukowskiego, by w końcu zapoznał się z aktami sprawy, gdyż być może tam znajdzie odpowiedź na wiele dręczących go pytań i niedomówień. W czasie gdy pracuję nad tym reportażem, Żukowski idzie do sądu i wykonuje ponad tysiąc zdjęć akt.

      Ojciec Mateusza jest jednak przekonany, że prokuratorzy niezbyt przyłożyli się do przesłuchania kolegów jego syna. Według niego chłopcy konfabulowali.

      Prokurator stwierdza, że zeznania małoletnich Sebastiana i Dawida są wiarygodne. Jak mówi, chłopcy zeznawali w obecności biegłych psychologów:

      „Ponownie zostali przesłuchani po osiągnięciu odpowiedniego wieku, ich relacje są nadal zbieżne i tożsame z uprzednio złożonymi zeznaniami. Nie wiedzą, co stało się z Mateuszem, albowiem z ich