Spogląda na mnie, a w jej oczach widzę paniczny strach.
– Nie mogę – mówi ledwie słyszalnym szeptem. – Przez Lucasa… On nie żyje. To był wypadek. I to ja go zabiłam.
Miałaś normalne dzieciństwo? Dorastałaś pod opieką kochających rodziców, którzy chronili cię od wszelkiego zła, a jednak jakoś zdołali nauczyć cię samodzielności?
No cóż, moje dzieciństwo takie właśnie było. A nawet jeszcze lepsze. Wygodny dom, żadnego rodzeństwa – co wcale mi nie przeszkadzało – i każda zabawka, jakiej mi się zachciało. W granicach rozsądku. Specjalnie dodaję, że w granicach rozsądku, żebyś nie pomyślała, że mnie rozpieszczano.
Mówię ci to, żebyś wiedziała, że nie jestem chodzącym stereotypem – a zanim poznasz moją historię do samego końca, będziesz chciała, aby tak było. Byłoby ci wygodnie myśleć, że mnie zaniedbywano, że nic z tego, co się później wydarzyło, nie było moją winą. Tylko to pozwoli ci spokojnie zasnąć: poczucie, że między człowiekiem a potworem jest wyraźna granica, przepaść tak głęboka, że nigdy w życiu nie spotkałaś kogoś, kto ją przekroczył.
Przykro mi cię rozczarować, ale moje dzieciństwo było pod każdym względem normalne.
Więc jak to się stało, że grzęznę w bagnie mrocznych sekretów i ohydnych czynów?
Problem nie tkwił w rodzinie, środowisku czy szkole.
Problem tkwił we mnie.
Wiele lat później powiedział mi, że byliśmy do siebie niezwykle podobni. To dlatego robiliśmy to, co robiliśmy – kierował nami wewnętrzny przymus. Życie jest po to, aby go doświadczać, powiedział, jedyne granice to te, które narzuca nam ciasnota naszych umysłów. Oraz strach. Nasz i cudzy.
„Czy to cię podnieciło?” – spytał po pierwszym razie. Czy zdawało ci się, że krew zaraz tryśnie ci z żył? Że temu nic nigdy nie dorówna?
Ciężko mi było uspokoić drżenie ciała, ukryć zalewający mnie strach.
Ale co mnie przerażało tak naprawdę: to, co zrobiliśmy, czy fakt, że mi się podobało?
Reporter telewizyjny słyszy różne rzeczy. Ale jeszcze nikt prosto w twarz nie wyznał mi, że zabił człowieka. W pierwszej chwili chcę uciekać, znaleźć się jak najdalej od Grace, kimkolwiek ona jest. Jednak świadomość tego, że cały czas mam w rękach pluszowego królika Heleny, każe mi zostać. Grace wyjawiła mi swoją tajemnicę, więc nie ma już dla mnie ucieczki. Nie zdołam przecież wymazać z pamięci jej słów. Ani tego, że jakimś cudem miała zabawkę mojej córki. Kimkolwiek jest Grace, w jej historii kryje się klucz do prawdy o Helenie.
Opowiada mi, co zaszło. Oczami wyobraźni widzę wszystkie szczegóły: jak ten mężczyzna unieruchamia ją, przygniata do łóżka, zdziera z niej ubranie. Rozumiem desperację, jaką musiała wtedy czuć. I strach. Jakie przerażenie musiało ją ogarnąć, kiedy rozbiła mu głowę lampą.
– Idziemy na policję. W tej chwili.
Potrząsa głową tak gwałtownie, że pasma włosów uderzają ją w twarz.
– Nie, błagam cię, poczekaj. Muszę tylko… Pójdziesz ze mną do jego mieszkania? To przy Embankment. Niedaleko. Muszę coś stamtąd zabrać.
Wyjaśnia mi, że filmował ją jej własną komórką i że uciekając z mieszkania, zapomniała o telefonie, ale zabrała klucze, które on zostawił w zamku. Sytuacja znów wydaje mi się nieprawdopodobna, jak scenariusz filmowy. Chociaż… Wiele historii, które opisywałam w reportażach, też wykracza poza ramy prawdopodobieństwa. Powoli kręcę głową. Nie chcę się mieszać w coś takiego.
– Błagam cię, Simone – mówi Grace. – Chodź tam ze mną. Potem zrobię, co będziesz chciała. Pójdę na policję, poddam się testom DNA, cokolwiek zechcesz. Tylko zrób to dla mnie. Ma… Ginny nie mogę tam zaprowadzić. Nie mogę jej nic powiedzieć.
Wreszcie decyduję się zrobić to, co powinnam była uczynić, kiedy tylko do mnie podeszła. Bez słowa wstaję i wychodzę z kawiarni. Nie oglądając się za siebie, ruszam w kierunku Oxford Street.
Dopiero na skrzyżowaniu orientuję się, że cały czas trzymam niebieskiego królika. Królika Heleny. Zawracam do kawiarni. Muszę pozbyć się tej zabawki i pytań, które wzbudziła w mojej głowie. Muszę ją oddać Grace. Straciłam córkę na zawsze, odebrano mi ją osiemnaście lat temu. Potrzebowałam wiele czasu, aby pogodzić się z tym faktem. Nie chcę mieć z tą rzeczą więcej do czynienia.
Widzę, jak Grace opuszcza kafejkę i z pochyloną głową odchodzi w przeciwną stronę. Bezwiednie kieruję się za nią. Nie zbliżam się, nie chcę, żeby zorientowała się, że ją śledzę. Chcę sprawdzić, dokąd idzie. Może uda mi się rozgryźć, w co ze mną pogrywa. Wsadzam królika do torby, wyciągam telefon i dzwonię do pracy. Uśmiecham się, słysząc w słuchawce głos Abbota.
– Mam na głowie nagłą sytuację. Sprawa rodzinna – wyjaśniam. W zasadzie nie jest to kłamstwo. – Dałbyś radę zastąpić mnie na godzinkę? Wrócę tak szybko, jak tylko się da.
Tak jak się spodziewałam, Abbot z troską pyta, czy wszystko w porządku i czy może jakoś pomóc, nie próbując przy tym dowiedzieć się, co dokładnie się stało. Pracujemy razem od wielu lat i myślę o nim raczej jak o przyjacielu niż koledze.
Nie spuszczając Grace z oczu, dziękuję Abbotowi i się rozłączam. Kiedy wkładam telefon do torby, palce muskają miękki plusz, a moje serce ściska się boleśnie na wspomnienie Heleny i dnia, w którym po raz ostatni widziałam ją z tą zabawką.
Podążam za Grace przez Oxford Street, w kierunku Tottenham Court Road. Przez chwilę wydaje mi się, że idzie prosto do mojego studia, ale ona przechodzi przez ulicę i znika pod wiatą stacji metra. Przyspieszam kroku, żeby jej nie zgubić, i na wszelki wypadek wyciągam kartę miejską.
Widzę ją za barierkami, schodzi na peron linii Northern, kierunek Morden. Chyba wiem, dokąd chce pojechać. Wspominała, że mieszkanie tego Lucasa mieści się przy Embankment, zaledwie trzy przystanki stąd.
W ostatniej chwili wskakuję do sąsiedniego wagonu i dyskretnie obserwuję Grace przez dzielącą nas szybkę, analizując wyraz jej twarzy. Czy jest rozczarowana, że nie dałam się wciągnąć w jej grę, a może rozwścieczona? Na jej obliczu maluje się jednak głęboka rezygnacja.
Moje podejrzenia się potwierdzają – przed stacją Embankment Grace podnosi się z miejsca i podchodzi do drzwi. Co ja najlepszego robię? Wyszłam z kawiarni bez słowa, nie kupując historyjki tej dziewczyny, mimo to teraz ją śledzę. Jeszcze nie jest za późno. Mogę wysiąść przystanek dalej, przejść na drugą stronę peronu i wrócić na Oxford Street. A przy kolacji opowiem mężowi, jaki to był dziwny dzień. Ciekawe, co by powiedział, widząc mnie teraz?
Kiedy jednak pociąg zatrzymuje się ze zgrzytem, ruszam prosto do drzwi, jakby nogi podjęły decyzję za umysł i resztę ciała. Wychodzę na peron, szukając wzrokiem Grace. Obiecuję sobie, że zadzwonię do Matta, kiedy tylko ustalę, dokąd ona idzie i co zrobi.
Niełatwo mi za nią nadążyć. Maszeruje długimi krokami, a mnie spowalniają buty na obcasie. Nie mogę jednak jej zgubić, nie teraz. Muszę dowiedzieć się wszystkiego.
Idąc za dziewczyną, staram się na spokojnie przemyśleć sytuację.