Próba sił. T.S. Tomson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: T.S. Tomson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-8147-738-3
Скачать книгу
oczyma.

      –Masz tupet, dziwko. Naprawdę masz tupet – odezwał się mężczyzna. Dostrzegła w jego spojrzeniu lekką satysfakcję. Jakby to skarcenie przyniosło mu ulgę. Bardziej od uderzenia zszokowała ją ta nagła zmiana nastroju. Płynne przejście od uprzejmości do brutalnego, agresywnego zachowania. Poczuła jeszcze większy lęk.

      – Tu się z Tonym zgadzam, za to mogę zapłacić. – Zaśmiał się w dziwny sposób, taksując jej ciało z góry na dół. – Podobno mogą cię deportować. To prawda?

      Sam dłonią zasłoniła twarz, odruchowo broniąc się przed kolejnym uderzeniem. Nie podobało jej się to pytanie. Skąd wie? Czy Tony mu o tym mówił? Złamał swoją obietnicę? Nie chciała w to wierzyć. Czuła, że wpatruje się w nią i jego oddech staje się coraz szybszy.

      – Odejdź, proszę – szepnęła. – Nic nie powiem Tony’emu, tylko mnie zostaw.

      Mężczyzna cofnął się i patrzył na nią przez chwilę. Wydawało jej się, że to zadziałało.

      – Uklęknij – powiedział stanowczo.

      – Proszę, ja…

      – UKLĘKNIJ, TY GŁUPIA DZIWKO!

      Ponownie zdzielił ją w twarz, tym razem odczuła to mocniej, zachwiała się.

      Uklękła. Po części dlatego, że cios był tak mocny i nogi odmówiły jej posłuszeństwa, ale przede wszystkim zdała sobie sprawę, że jest już zdana na niego i ślepy los.

• • •

      Obudziła się, gdy zegar na ścianie wskazywał 23.30. Po drugiej godzinie od spotkania co chwilę traciła przytomność, po czym ją odzyskiwała, by za chwilę znowu stracić. W trzeciej godzinie nie pamiętała nic.

      Samo otwarcie powiek kosztowało ją wiele wysiłku i bólu. Ten ból akurat nie był fizyczny. Leżała tak na podłodze z otwartymi oczyma i patrzyła na ramę łóżka. Minęło dobrych paręnaście minut, gdy doszła do siebie.

      Spróbowała się podnieść. Nie potrafiła wstać, nogi uginały się pod nią. Każdy jej mięsień protestował. Ból rozsadzał jej głowę. Czuła pieczenie na twarzy.

      Po chwili udało się jej wstać i utrzymać równowagę. Założyła ręcznik na nagie, obolałe ciało. Spróbowała przejść krok w stronę łazienki, znowu upadła. Odpoczęła chwilę, po czym znów wstała.

      Dopełzła do drzwi łazienki. W ustach czuła cierpki smak krwi, splunęła nią do umywalki. Spojrzała w lustro. Krew nabiegła jej do oczu, rozcięte wargi były napuchnięte i traciła ostrość widzenia.

      Przyjrzała się i zobaczyła to, czego nie chciała. Twarz miała rozciętą od oka w dół policzka. Jeszcze raz wypluła krew, czuła w płucach coś ciężkiego i to coś bulgotało przy każdym oddechu. Złamane żebra, pomyślała. Nie mogła się całkiem wyprostować. Dotarła po chwili do kabiny prysznicowej, odkręciła kurek z zimną wodą i zapominając o szlafroku, weszła do kabiny. Musiała zmyć z siebie cały brud. Woda cuciła ją silnym, lodowatym strumieniem.

      Siedziała z podkulonymi nogami, twarzą do płytek, a krew wpijała się w szlafrok, kapiąc na podest prysznica. Czas się zatrzymał. Nie płakała. Ani jedna łza nie poleciała z jej oczu, gdy ją upokarzał, bił i gwałcił. Pamięta, że krzyczała w poduszkę, ale tylko przez pierwszy kwadrans.

      Zakręciła kurek. Opanowała już drżenie nóg. Ostatnie zmazy rozrzedzonej z wodą krwi spłynęły w odmęty kanałów, wirując delikatnie wokół odpływu prysznica. Wstała i delikatnie otarła ciało ręcznikiem, ale każdy dotyk był bolesny, jakby była poparzona. Jej ciało, jeszcze trzy godziny temu bez skazy, zdobiło teraz paręnaście sinych okręgów.

      Ubrała się z wielkim trudem. Zobaczyła banknoty na szafce przy łóżku. Dostrzegła, że było ich więcej, niż powinno. Podeszła do nich i w milczeniu, jak zahipnotyzowana, wbiła w nie wzrok, po czym włożyła do torebki.

      Wyszła z pokoju wolnym krokiem, starając się utrzymać równowagę oraz pozory normalności. Z całych sił próbowała być wyprostowana, ale nie mogła, płuca jej nie pozwalały. Za kontuarem wciąż siedziała młoda blond recepcjonistka. Sam położyła kartę na blacie i ukrywając twarz za kołnierzem płaszcza, udała się w stronę wyjścia.

      Recepcjonistka spojrzała na nią zdezorientowana.

      – Dobranoc i zapraszamy ponownie – powiedziała, lecz Sam nie słyszała już ostatnich słów.

      Wyszła na zewnątrz. Mroźny wiatr uderzył w jej twarz.

      Zachwiała się delikatnie i utykając, szła przed siebie. Zataczała się. Ludzie patrzyli na nią, ale nie zważała na to. Znów czuła cierpki smak krwi na języku. Sam wypluła wydzielinę na chodnik. Czuła się jak puszka, którą ktoś deptał wielokrotnie, po czym wyrzucił do śmieci.

      Weszła w boczną alejkę i po paru krokach oparła się o mur. Zaczęła płakać. Po krótkiej chwili płacz przerodził się w szloch. Łkała, nie mogąc złapać powietrza. Osunęła się powoli po chłodnym murze. Popatrzyła w niebo, płatki śniegu spadały jej wprost na twarz. Na tę piękną twarz o idealnie zielonych oczach, za którymi szaleli chłopcy w dawnych latach, teraz tak mocno pokiereszowaną i napuchniętą. Było jej zimno, wiedziała, że będzie chora, ale nie dbała o to. Chłód pomagał, maskując prawdziwy ból i tylko to było ważne.

      Patrzyła tak w niebo i gwiazdy, a do oczu napływały coraz to nowsze łzy, gdy nagle poczuła czyjąś obecność. Opuściła wzrok i zobaczyła dziewczynkę. Była bosa i Sam nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Dziewczyna była piękna, jej ciemnozielone oczy wpatrywały się w nią z powagą.

      – Kochanie, gdzie masz buty? I jakąś kurtkę? – spytała Sam, przecierając oczy, a każde słowo wymagało od niej wysiłku. –A w ogóle co ty tutaj robisz sama o tak późnej porze? – Próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, nie chcąc przestraszyć małej.

      Dziewczynka tylko wpatrywała się w nią. Nagle Samantha uświadomiła sobie, że ludzie przechodzą obok małej całkowicie obojętnie, nieznacznie ją omijając. Nikt nie zauważył paroletniej dziewczynki, bosej na mrozie, odzianej tylko w sukienkę? Sam miała wrażenie, że traci zmysły.

      – Kochanie powiedz coś. Szukasz rodzi…

      Nagle dziewczynka, wciąż taksując ją wzrokiem, zrobiła powolny, lecz zdecydowany krok naprzód i weszła między nogi Sam, która siedziała oparta o ścianę. Sam przestraszyła się, ale dziewczynka uklękła i delikatnie, z wyczuciem ujęła jej twarz w dłonie. Były ciepłe i delikatne.

      Sam zamknęła oczy. Czuła, jak dłonie tej małej istoty dotykają jej włosów. Po chwili dziewczynka opuszkami palców, delikatnie dotknęła jej świeżych rozcięć oraz powiek, schodząc w dół przez szyję i między piersi. Fale ciepła i ulgi przechodziły przez ciało Sam. Nigdy nie doznała czegoś podobnego. Dłonie zatrzymały się na chwilę przy brzuchu. Sam czuła przechodzącą, dziwną energię. Jakby ta mała była jakimś elektronem. Otworzyła oczy i spojrzała na dziewczynkę. Ujrzała na jej twarzy dziwny wyraz zatroskania oraz… niezrozumienia? Samantha nie wiedziała, co myśleć, ale nadal czuła, jak jej ciało falowało ciepłem emitującym od głowy po stopy.

      Dziewczynka powoli ujęła ją za dłonie. Sam jeszcze raz popatrzyła na nią. To samo skupienie na twarzy. Po chwili dziewczynka popatrzyła w niebo, mrużąc oczy, jednak nie przed spadającymi płatkami śniegu. Sam zrobiła to samo.

      – Co tam widzisz? – spytała zdezorientowana. – Kim jesteś?

      Dziewczynka, zamiast odpowiedzieć, zaczęła coś pisać na chodniku. Sam dostrzegła jakieś cyfry.

      – Co to za cyfry? To numer telefonu?