– Widać stacja wyżej wycenia Rubeckiego niż reklamę Opla – skomentował Dima. – I trudno się dziwić. Był naprawdę dobry.
– A czego nowego się dowiedziałeś… szefie? – zapytała złośliwie Monika. – Bo ja niczego.
– Wypadł jeszcze lepiej niż wczoraj – włączył się Roman. – To jednak jest jakaś wiadomość. Znaczy, że się rozwija.
– Ale co to ma do rzeczy? – Monika nie mogła teraz ustąpić, chociaż w pełni zgadzała się z Dimą i Romanem.
Wyłączyła telewizor. Wzięła swój tablet i zaczęła w nim czegoś szukać. Po chwili Dima zrobił to samo, a Roman wyjął z teczki swój żółty blok na notatki. Na chwilę zapadła cisza przerywana niezrozumiałym szeptem Eli i Witka i stukaniem w klawiaturę.
– Wczoraj w nocy, kiedy robiliśmy kopię akt „Sindbada”, znalazłem w szafie naczelnik Gerber ukryty pendrive – rzucił jakby od niechcenia Roman, nie podnosząc oczu znad notatnika. – Był przyklejony plasteliną u dołu półki.
Dima i Monika spojrzeli na Romana zaskoczeni, z lekkim rozbawieniem.
– Ukrywa coś przed sobą samą? – zapytała Monika i rozłożyła ręce w geście zdziwienia. – Po co?
– Przejrzałeś go? – włączył się Dima. – To bardzo ciekawe.
– Skopiowaliśmy – odparł Roman i spojrzał na Witka.
– Zaszyfrowany, i to jakimś profesjonalnym programem. Jeszcze nawet nie wiem jakim – odpowiedział Witek. – Będziemy próbować, ale wygląda na to, że sami możemy nie dać rady.
– Zaraz, zaraz… – odezwała się Monika uniesionym głosem – to czym my się teraz zajmujemy? Naczelniczką Gerber? Kim ona jest? Co nas to właściwie obchodzi? Mężatka?
– Tak – odparł Roman.
– Pewnie korespondencja z kochankiem i seksfotki. Chcesz pracować nad złamaniem tego pendrive’a? Nie szkoda czasu?
– Nie – odpowiedział Dima. – Naczelnik WBW coś ukrywa i już samo to jest bardzo ważne. Rzeczy prywatne trzymałaby gdzie indziej. Poza tym nie sądzę, by ktoś odpowiedzialny za wewnętrzną bezpiekę był tak naiwny. Pani Gerber bardzo chce coś ukryć i dlatego musi to być coś ważnego.
– Może i tak – przyznała Monika. – Nie przeczę, lecz teraz mamy wyciągnąć wnioski w sprawie Rubeckiego, a na razie nic go nie wiąże z tym pendrive’em. Mylę się? Wrócimy do tematu, jak skończymy jedno. Witek złamie zabezpieczenie i zajmiemy się tajemniczym znaleziskiem w szafie pancernej.
– Mimo wszystko coś nam to mówi o pani naczelnik. – Dima nie ustępował. – To nie jest normalne i wskazuje na to, że ktoś, kto ma być strażnikiem prawa i tajemnicy w wywiadzie, sam jej nie przestrzega. W końcu sprawa „Sindbad”, nie wiadomo dlaczego, była w jej szafie zamiast w archiwum.
– Co chcesz na tym zbudować? – zapytała zaskoczona Monika. – Jakie to daje podstawy do wyciągania wniosków w sprawie Rubeckiego? Na tej zasadzie nie skończymy zlecenia do jutra i będziemy je międlić do usra… – Pokręciła głową.
– Dobrze – odezwał się w końcu Roman, ale nie zajął stanowiska w sporze.
Doskonale wiedział, że rację ma Dima. Nie chciał jednak urazić Moniki, która całą swoją sympatię ulokowała po stronie Rubeckiego i miała zamiar zakończyć tę sprawę jak najszybciej. Widział, jak jej ciąży to zlecenie i jak rani jej godność oficera. Nawet jeżeli nie akceptował w pracy kierowania się uczuciami, to Monice musiał wybaczyć, bo była artystką. W tym kryła się jej siła.
– Przejdźmy do „Sindbada” – ciągnął. – Zanim omówimy historię narodzin etosu podpułkownika Olgierda Rubeckiego, chcę wam zwrócić uwagę na okoliczności, w których się zaczęła, a które z pewnością mają wpływ na to, że musimy się nią teraz zajmować. To nie jest ważne z punktu widzenia ustaleń operacyjnych potrzebnych mi do napisania raportu, ale określa klimat, w jakim on powstaje. W sumie po raz pierwszy uczestniczymy w rozgrywkach polityki wewnętrznej, co jest sprzeczne z naszymi zasadami. W ogóle z istotą wywiadu. To polityka nas wciągnęła i co najgorsze, nie możemy się wykręcić. Gołym okiem widać, że niektórzy kluczowi politycy nie realizują narodowego interesu Polski i niemal otwarcie działają na korzyść obcego mocarstwa. A my nic nie możemy zrobić i musimy…
– Mamy pamięć – przerwał mu Dima, bo Roman trochę się zapętlił i poniosły go emocje. – Przyjdzie czas, że trzeba będzie to wszystko odbudować…
– I może właśnie to Olgierd jest nadzieją na zmianę – wtrąciła się Monika. – Może właśnie powinniśmy coś zrobić dla kraju.
– Mówiliśmy już o tym – rzekł Roman i spojrzał na nią surowo. – Dla dobra kraju nie możemy się angażować w politykę, choć ją kształtujemy, bo zawsze mówimy prawdę. W odróżnieniu od polityków.
– Rozumiem, że twoim zdaniem Rubecki może być związany z opozycją i działać w porozumieniu z nią jako koń trojański, żeby przyczynić się do rozwalenia rządu Boleckiego? Stąd to zlecenie. – Dima mówił z lekką ironią w głosie. – No i to by tłumaczyło, dlaczego sprawa była pod kluczem u pani Gerber.
– O fuck! – rzuciła Monika tak głośno, że Lutek aż podniósł wzrok. – Nie pomyślałam o tym. To ona może być w zmowie. Rzeczywiście! Operacja „Sindbad” to sztandarowe dzieło ekipy Boleckiego, ale Rubecki był wtedy jeszcze w służbie, więc nie mógł wyjść na scenę. Golem, dobrze kombinuję? – Spojrzała pytającym wzrokiem na Dimę.
– Dobrze – odparł Roman. – W tym nasz problem: kim jest Maharal? Cokolwiek zrobimy, skutki mogą być fatalne…
– Zugzwang! – wtrącił się niespodziewanie Witek. – Ciągle ten zugzwang! Tak mówił Konrad Wolski.
– To co postanawiamy? – zapytała Monika, wyraźnie rozczarowana.
– Maharal to teraz my – rzucił Dima. – I to jest właśnie nasz problem. Nawet przegraną partię można dobrze rozegrać.
– W takim razie biorę to na siebie – ciągnął Roman. – I jak rozumiem, jesteśmy zgodni w ocenie sytuacji?
Wszyscy troje skinęli głowami.
– A wy? – zwrócił się do Lutka, Witka i Eli.
– Ale o co chodzi? – zapytał zdezorientowany Witek. – My jesteśmy za. – Podniósł rękę.
Lutek tylko wzruszył ramionami.
Roman zaczął się zastanawiać, czy jest w ogóle sens analizować teraz sprawę „Sindbad”. Nawet jeśli coś z niej wynika, to ani nie zmienia ich sytuacji, ani nie wpływa na Rubeckiego. Boleckiemu zależało tylko na ustaleniu, czy Rubecki jest podstawiony przez opozycję i czy są na niego jakieś haki, na niczym więcej. Hafner mógłby wziąć sprawę „Sindbad”, teczkę personalną i pojechać z tym w Aleje. Ale ani on, ani Bolecki nie są w stanie przeczytać ze zrozumieniem, co jest w nich zapisane, ani wyciągnąć żadnych wartościowych wniosków. Dlatego domagają się raportu od Romana, licząc na jego obiektywizm i apolityczność. Możliwe jednak, że się przeliczyli i nie docenili jego inteligencji.
Wiedział już, co ma napisać w raporcie, by być uczciwym i zachować lojalność wobec Sekcji. Wydawało mu się jednak, że sprawa Rubeckiego ma drugie dno i dzieje się coś, czego jeszcze nie rozumie, ale co budzi w nim niepokój.