Odwet. Vincent V. Severski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788381430050
Скачать книгу
zaś postanowił spać do południa. Potem planował przyjrzeć się zawartości dziwnego pendrive’a, który Roman znalazł w szafie Stokrotki. Ela w związku z chorobą ojca musiała jechać do Krakowa. Zamierzała wrócić wieczorem.

      Roman wyznaczył spotkanie Sekcji w dziupli na dwudziestą. Mieli ostatecznie przedyskutować sprawę Olgierda Rubeckiego, zdecydować o dalszych krokach i koncepcji raportu końcowego dla premiera. Na przygotowanie zostały Romanowi dwa dni. W gruncie rzeczy miał już gotowy szkic i mógł od razu zasiąść do pisania. Musiał jednak być uczciwy wobec pozostałych członków i zapoznać się z ich zdaniem. Odkąd Olgierd Rubecki wystąpił w telewizji, jego obraz był na tyle czytelny, że rozpracowanie straciło sens. Co więcej, polecenie premiera stało się jednoznacznie polityczne.

      Kiedy Roman zastanawiał się na Miłobędzkiej nad raportem „Sindbad”, Monika siedziała w pozycji wirasana na macie, a Dima wskakiwał obunóż po schodach na zakończenie porannej przebieżki.

      Lutek od godziny był już na Rozbrat, ukryty w samochodzie, z laptopem na kolanach. W nocy zamontował pięć kamerek w kamuflażu i teraz je dostrajał. Pierwszą na piętrze, skąd widział drzwi mieszkania Rubeckiego, drugą na drzewie na dziedzińcu wewnętrznym, pokrywającą bramę wyjściową, parking i śmietnik. Trzecią na dachu budki warzywnej przed domem i czwartą w pobliżu samochodu, w którym założył też bikon.

      Zastanawiał się przez chwilę, czy nie wrzucić podsłuchu na szybę, ale uznał, że byłoby to zbyt ryzykowne, bo w oknach Rubecki nie miał zasłon, tylko rolety. A poza tym byłby potem kłopot ze zdjęciem urządzenia. Biling połączeń telefonicznych miał zdobyć Witek.

      Tego dnia Rubecki wyszedł z domu dopiero o jedenastej siedem. Poszedł pieszo do pobliskiej restauracji Na Lato, gdzie spotkał się z dwoma dziennikarzami, którzy czekali już w ogródku. Lutek od razu się zorientował, że udziela wywiadu, bo po chwili jeden z dziennikarzy włączył dyktafon i położył go na stoliku. Wystarczyło ich sfotografować i zapisać czas.

      Tego ranka Rubecki udzielił już czterech wypowiedzi dla mediów i przyjął zaproszenie do programu Rozmowa dnia o dwudziestej na kanale NTV24, ale Lutek o tym nie wiedział. Robił swoje najlepiej, jak potrafił, a nie było w Agencji lepszego fachowca od obserwacji.

      O dziewiątej na Litewską przyszedł Dima. Miał na sobie zielone spodnie i turkusową koszulkę polo. Mimo upału nigdy nie nosił krótkich spodenek, bo uważał, że ma zbyt mocno owłosione nogi. Piętnaście minut później, w beżowych szortach, białym T-shircie i z okularami na czole, wkroczyła Monika. Przez ramię miała przewieszoną torbę. Pasek wcinał się między jej kształtne piersi, pokazując brak biustonosza. W ręce trzymała tekturowy kubek maxi z kawą.

      – No i co? – zapytała gromkim głosem, zdejmując torbę z ramienia.

      – Ciszej! – rzucił Dima. – Witek śpi. – Wskazał głową na zamknięte drzwi do drugiego pokoju.

      Monika zobaczyła przypiętą do drzwi kartkę. Podeszła bliżej i przeczytała szeptem:

      – „Śpię do dwunastej. «Sindbad» na dysku. Czytać cicho!”

      Uśmiechnęła się.

      Bez słowa wyjęli z sejfu tablety i zasiedli na swoich miejscach: Dima w fotelu, Monika na kanapie.

      – Lutek się odzywał?

      – Nie – odparł Dima.

      – To co? Nie dzwoniłeś do niego? – Obruszyła się trochę na pokaz. – Jesteś przecież zastępcą Romana i musisz go odciążyć… on już jest myślami w Bieszczadach. Powinieneś wiedzieć, co się dzieje, nie? Lutek jest nowy i trzeba go pilnować.

      – To zawodowiec i nie wymaga kontroli. Wie, co ma robić. – Dima bagatelizował uwagi Moniki, bo wiedział, że próbuje go sprowokować. – Ma informować o nienaturalnych zachowaniach i sytuacjach.

      – Nie podoba mi się to – odparła, z dezaprobatą kręcąc głową. – Ale rób, jak uważasz. – Wzruszyła ramionami, ze wzrokiem wlepionym w tablet. – Jak bardzo trzeba nie mieć smaku, żeby włożyć zielone spodnie i turkusową koszulkę! Jaka kobieta wypuszcza z domu faceta w takim stanie… Uff… Beee…

      Monika dobrze wiedziała, że Dima miesiąc temu, po pół roku znajomości, zerwał z panią psycholog Katarzyną, której nazwiska nawet nie poznała, bo była pewna, że ten związek nie przetrwa długo. A sześć miesięcy i tak mogło uchodzić za bardzo dobry wynik. Wszystkie jego partnerki szybko łapały go na kłamstwie i podejrzewając zdradę, odchodziły z mniejszym lub większym hukiem. W życiu prywatnym, w odróżnieniu od zawodowego, Dima nie potrafił skutecznie kłamać.

      Dlatego lubiła czasami go uszczypnąć i przypomnieć o sobie. Dać mu znać, że w pobliżu jest ktoś, kto potrafi o niego zadbać. Jego jedyna prawdziwa przyjaciółka.

      – No nieźle! – odezwał się Dima i Monika spojrzała na niego zdziwiona, bo wyglądało na to, że w ogóle nie słuchał, co do niego mówi, i zrobiło jej się trochę przykro. – Trzysta dwadzieścia pięć dokumentów i pięćset czterdzieści trzy karty! Mamy czytania na kilka godzin.

      – Wolno czytasz, widzę – odparła trochę złośliwie. – Do dwudziestej, kiedy przyjdzie Roman, pewnie dasz radę. Mogę cię nauczyć techniki szybkiego czytania i zapamiętywania… A wiesz, co to jest mnemotechnika?

      – Wiem – rzucił Dima i nawet nie spojrzał w jej stronę, tylko wskazał palcem na drzwi, za którymi spał Witek, i dorzucił głośnym szeptem: – Czytać cicho!

      W tym czasie Roman miał już zrobione notatki i przygotowywał plan końcowego raportu dla szefa. Nie musiał wszystkiego zgłębiać. Wystarczyło mu uważnie przejrzeć kilkanaście wybranych dokumentów, by wyrobić sobie opinię o przebiegu tej operacji i samym pułkowniku Olgierdzie Rubeckim.

      Roman umiał czytać między wierszami i wiedział, gdzie brakuje przecinków, a gdzie jest ich za dużo. Miał wyjątkową intuicję i potrafił wydobyć kwintesencję z każdego zdarzenia. Nieraz popełniał błędy, ale zawsze dostrzegał to na czas i się z nich wycofywał albo je naprawiał. Dlatego każda porażka posuwała go do przodu. Był w stanie zaplanować przypadek.

      Dlatego sprawa „Sindbad” nie wzbudzała w nim takiego entuzjazmu jak wśród wszystkich tych, którzy w niej uczestniczyli. W jego odczuciu była zbyt skomplikowana i zbyt piękna, więc musiał być do niej jakiś ukryty klucz. W wywiadzie, gdzie nic nie jest tym, na co wygląda, takie sprawy się nie zdarzają. Roman znał zbyt wiele podobnych przypadków. Nigdy raporty nie oddawały wiernie rzeczywistości i były autorskim, czasem literackim tworem oficera. Olgierd Rubecki miał niewątpliwy talent pisarski i swoimi raportami potrafiłby zmanipulować każdego szefa czy ministra. Z łatwością osiągał bardzo trudne cele i widać to było w entuzjastycznych wpisach i komentarzach przełożonych. Każdą sprawę potrafił tak przedstawić, by szefowie nie mieli innego wyboru, jak tylko przyznać mu rację. Czasami podrzucał im coś, co mogli zakwestionować, przekonani o swojej pomysłowości albo nieomylności. Robił to tylko po to, aby w następnym kroku uzyskać jeszcze więcej. Nie potrafili odkryć jego manipulacji, bo był od nich znacznie inteligentniejszy.

      Dopiero teraz Roman zrozumiał fenomen Olgierda Rubeckiego i pomyślał, że ktoś taki jak on pokona każdego polityka, ale jego nie oszuka. Sprawa „Sindbad” bez wątpienia miała jakąś tajemnicę, ale nie wiedział jeszcze jaką.

      Siedział w swoim gabinecie z rękami założonymi za głowę i zastanawiał się, czy w ogóle jest sens szukać owego drugiego dna. W gruncie rzeczy czuł do Rubeckiego sympatię i nie miał już czasu. Wybitny oficer wywiadu musi być wybitnym manipulatorem. Rubecki na takiego wyglądał i nie było w tym nic dziwnego. Dopiero po lekturze akt