Zenon Pański zaczął współpracę z Rosjanami na kilka miesięcy przed swoją dekonspiracją, więc ich aktywny udział w sprawie, która zakończyła się dwa lata wcześniej, był mało prawdopodobny, ale nie niemożliwy – skonstatował Roman. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że pułkownik Pański musiał sprzedać Rosjanom całą swoją wiedzę. Taki jest warunek wstępny każdej zdrady, ale zdarzają się wyjątki. W końcu jest różnica między draństwem a ryzykiem – pomyślał Leski i uznał, że powinien o tym pamiętać w przyszłości, kiedy będzie pisał raport w sprawie Rubeckiego.
– Ale wnioskami niech się martwią teraz premier i szef – powiedział na głos. – Dalej już tylko śmierdząca polityka, a ja muszę w Bieszczady.
Zaczął czytać raport. Od razu okazało się, że sprawa kryptonim „Sindbad” dotyczy tylko operacji odbicia polskich zakładników. Część poświęcona uprowadzeniu pięciu polskich wolontariuszy w Iraku nosiła kryptonim „Noc” i była tylko podstawą do napisania tego raportu.
Losy pięciorga polskich studentów medycyny, trzech dziewczyn i dwóch chłopców, przez trzy miesiące śledził cały kraj. Zniknęli z obozu dla uchodźców w Irbilu i po kilku tygodniach okazało się, że są więzieni w Azidzie. Instytucje państwowe dokładały wszelkich starań, by ich ratować. ISIS domagało się uwolnienia przez Bagdad stu swoich bojowników. Władze irackie nawet nie reagowały na głosy z Warszawy, a Waszyngton wobec polskiego rządu wykazywał symptomatyczną obojętność. Państwo Islamskie więziło co najmniej kilkudziesięciu zachodnich obywateli, więc pięcioro Polaków nie robiło na nikim wrażenia.
Premier Bolecki podjął zatem decyzję rozwiązania problemu we własnym zakresie, a rozpracowanie zlecił Agencji Wywiadu.
W tym momencie rozpoczęła się sprawa „Sindbad”, którą przydzielono podpułkownikowi Olgierdowi Rubeckiemu, zastępcy dyrektora Biura Operacji Specjalnych.
– Dobre pióro, lekka myśl, błyskotliwy, twardy, pewny siebie i logiczny… Dużo tego, za dużo… – powiedział do siebie Roman po przeczytaniu trzech stron z trzydziestostronicowego raportu.
| 23 |
Obdukcja ciała Roberta przedłużała się. To nie był dobry znak i mógł wieścić kłopoty. Majewski zastanawiał się, czy nie powinien ściągnąć kogoś z konsulatu do pomocy, ale zrezygnował, kiedy dotarło do niego, że musiałby go wtajemniczyć w swoje oszustwo. Najbardziej denerwował się brakiem łączności z Centralą, a nie miał bezpiecznego telefonu. Postanowił jednak zadzwonić do kadr, by MSZ poinformowało Infopress o śmierci Kunickiego.
Stamtąd wiadomość powinna szybko dotrzeć na Miłobędzką – pomyślał. Tylko co z tego? Nie dość, że mi nie pomogą, to jeszcze zaczną zadawać pytania.
Doszedł do wniosku, że najpierw zakończy sprawę tutaj, zaczeka, aż zabiorą ciało Roberta, a potem pojedzie do ambasady i wyśle depeszę, w której wszystko opisze. Przynajmniej będzie miał co napisać.
Z łazienki pierwszy wyszedł Gasimow. Włożył ręce do kieszeni i cicho pykając ustami, obszedł salon. Zaglądał we wszystkie kąty, przystawał, jakby nagle coś go zainteresowało, oglądał obrazki na ścianach i porcelanę w kredensie. Wydawało się, że zaraz przeciągnie palcem po bibliotece, żeby sprawdzić poziom kurzu, ale jednak niczego nie dotknął.
Czeka na lekarza. Boi się zostawić odciski palców – pomyślał Majewski.
Minęło dwadzieścia minut. Z łazienki wyszedł drugi policjant, a po chwili także lekarz, który zdejmował lateksowe rękawiczki. Bez słowa usiedli naprzeciwko Ewy i Majewskiego. Lekarz wyjął z neseseru duży notatnik formatu A4 i zaczął coś w nim pisać. Wysoki policjant też wyciągnął podobny blok, ale tylko położył go na kolanach i przytrzymał dłonią.
– Mówi pani po rosyjsku? – zapytał komputerowym głosem.
– Nie… nie mówi, ale rozumie – odezwał się Majewski.
– A po angielsku?
– Nie… – Pokręcił głową. – Ja będę tłumaczył.
– No dobrze – zgodził się wysoki.
Tymczasem inspektor Gasimow wrócił z obchodu mieszkania i stanął za plecami Majewskiego, który poczuł woń jego potu i coś, co kojarzyło się z wyciekiem z tankowca. Ale w te dni całe Baku pachniało ropą.
– Proszę opowiedzieć wszystko po kolei – zaczął wysoki i wziął do ręki długopis.
Ewa przedstawiła wersję, jaką uzgodniła z Majewskim. Chwilami się plątała, ale jej drobne wpadki konsul naprostowywał w tłumaczeniu. Policjant nie miał prawie żadnych pytań. Kiwał głową i wydymał usta, jakby chciał potwierdzić, że rozumie i nie wątpi w prawdziwość zeznań. Majewski nieco się uspokoił, ale Ewa znów dostała spazmów.
Na koniec wysoki zadał jedno pytanie:
– Czyli w chwili śmierci męża była pani w domu i spała?
– Tak – potwierdziła.
Zamknął notatnik i spojrzał na lekarza, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że teraz jego ruch. Tamten najpierw zapytał, czy może zapalić, i nie czekając na odpowiedź, wyjął papierosy. Wyciągnął rękę w stronę Ewy, a ona wzięła jednego i lekarz podniósł się, żeby jej przypalić. Majewskiego ani wysokiego nie poczęstował.
– Czyli zmarły chorował na serce? – zaczął, zapisując coś w formularzu.
Tym razem Ewa mówiła prawdę. Nie musiała niczego zmieniać, a Majewski mógł tłumaczyć bez żadnych poprawek. Używała fachowych terminów, więc lekarz od razu się zorientował, że zna się na medycynie. Ewa potwierdziła, że jest dyplomowaną pielęgniarką. Przyniosła swoją legitymację oraz teczkę z dokumentacją medyczną Roberta. Lekarz przejrzał wszystko bardzo uważnie, chociaż było po polsku. W końcu zamknął swój skoroszyt, podniósł się i oznajmił:
– No tak, to wszystko jasne.
Wysoki też się podniósł. Wyglądało, jakby zakończyli procedurę i zamierzali wyjść. Przesłuchanie trwało czterdzieści pięć minut. Dopiero teraz Majewski uświadomił sobie, że za jego plecami cały czas stoi inspektor Gasimow i w ogóle się nie odzywa.
– Nie wypisze pan, doktorze, aktu zgonu? – zapytał Majewski, ale tamten nie zareagował, tylko zamknął neseser i skierował się do wyjścia. – A co z ciałem?
– Najpierw porozmawiamy. – Konsul usłyszał za sobą głos inspektora i poczuł smak ropy w ustach.
Zostali sami. Gasimow zajął miejsce na fotelu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej siedział lekarz. Uniósł krzaczaste siwoczarne brwi i zapytał:
– A gdzie jest telefon denata?
Spojrzał na Majewskiego, nie na Ewę.
– Nie wiem… – odparła zaskoczona. – Gdzieś jest…
– Gdzie? – dopytywał się inspektor. – Może poszukamy?
Majewski poczuł, jak ściska mu się żołądek. Telefon był w jego kieszeni.
– Oczywiście – odpowiedziała niczego nieświadoma Ewa.
– Czy to teraz takie ważne? – obruszył się Majewski. – Co to ma wspólnego ze śmiercią mojego przyjaciela? Będę musiał się poskarżyć do waszego MSZ.
– Znajdzie się telefon, nie będzie problemu – spokojnie, pewnym siebie tonem oznajmił inspektor i uśmiechnął się ironicznie.
Kurwa!