– Na szczęście, Trent, masz talent do przybywania w samą porę – stwierdził. – Ponieważ słowa nie zdołają wyrazić mojej ulgi i wdzięczności, czyny muszą przemówić głośniej. Może przydrepczesz do mnie, kiedy już odstawisz do domu swoją nieodparcie pociągającą siostrę? Vawtry i paru innych mają zajrzeć na butelczynę lub dwie i prywatną partyjkę.
Przetrwawszy nieskładne wyrazy zachwytu ze strony Trenta, lord Dain pożegnał się chłodno i niespiesznie wyszedł z lokalu, z ponurym postanowieniem, by trzymać głowę Bertiego Trenta pod wodą tak długo, aż głupek utonie.
Lord Dain nie dotarł jeszcze do domu, a raporty naocznych świadków jego sam na sam z panną Trent już mknęły ulicami Paryża.
Zanim, tuż przed świtem, zakończyła się jego prywatna orgia pijaństwa i hazardu – a Bertiego, uboższego o kilkaset funtów, ponieśli do łóżka dwaj służący – robiono już zakłady co do zamiarów markiza Daina wobec panny Trent.
O trzeciej po południu u Tortoniego Francis Beaumont natknął się na Rolanda Vawtry’ego i zaproponował mu zakład o sto pięćdziesiąt funtów, że panna Trent schwyta Daina w małżeńskie sidła przed przypadającymi w czerwcu urodzinami króla.
– Dain? – powtórzył Vawtry, a jego orzechowe oczy zaokrągliły się ze zdumienia. – Ślub? Z przyzwoitą starą panną? Siostrą Trenta?
Dziesięć minut później, kiedy Vawtry przestał się śmiać i stopniowo odzyskiwał normalny oddech, Beaumont ponowił propozycję.
– To zbyt proste – orzekł Vawtry. – Nie mogę przyjąć twoich pieniędzy. Postąpiłbym nie fair. Znam Daina od czasów Oksfordu. Ta sprawa w kawiarni to był jeden z jego żartów. Żeby wywołać powszechne poruszenie. Zapewne w tej właśnie chwili zaśmiewa się do rozpuku, że wystrychnął wszystkich na dudka.
– Dwieście – rzucił Beaumont. – Dwieście, że przestanie się śmiać przed upływem tygodnia.
– Rozumiem – stwierdził Vawtry. – Chcesz wrzucać pieniądze do kolejnej studni bez dna. Doskonale, chłopcze. Określ warunki.
– W ciągu tygodnia ktoś zobaczy, jak się za nią ugania. Wychodzi za nią z pokoju. Ściga ją na ulicy. Bierze za rękę. Rany, nieważne, chwyta za włosy… Bardziej w jego stylu, no nie?
– Beaumont, uganianie się za kobietami nie jest w stylu Daina – tłumaczył cierpliwie Vawtry. – Dain mówi: „Biorę tę”. Po czym kładzie na stół pieniądze i wybrana kobieta idzie.
– Za tą będzie się uganiał – obstawał przy swoim Beaumont. – Dokładnie tak, jak powiedziałem. Na oczach wiarygodnych świadków. Dwieście, że zrobi to w ciągu siedmiu dni.
Nie po raz pierwszy dogłębne zrozumienie Daina pozwoli Rolandowi Vawtry’emu zarobić. W rzeczy samej, przewidywanie zachowań Belzebuba odpowiadało za co najmniej połowę jego dochodów. Pomyślał, że Beaumont powinien już do tej pory zmądrzeć. Ale nie zmądrzał, a pełen zadowolenia z siebie i wyższości uśmiech na jego twarzy zaczynał irytować Vawtry’ego. Z miną wyrażającą bezgraniczne współczucie – żeby zirytować Beaumonta – Vawtry przyjął zakład.
Sześć dni później Jessica stała przy oknie w mieszkaniu brata, chmurnie spoglądając na ulicę poniżej.
– Zabiję cię, Dain – wymamrotała. – Wpakuję ci kulkę dokładnie tam, gdzie ten twój włoski nos spotyka się z czarnymi brwiami.
Dochodziła szósta. Bertie obiecał, że wróci do domu najpóźniej o wpół do piątej, żeby wykąpać się i ubrać, a następnie eskortować siostrę i babkę na przyjęcie u madame Vraisses. Na godzinę ósmą zaplanowano odsłonięcie portretu gospodyni pędzla pani Beaumont. Jako że Bertie potrzebował na toaletę co najmniej dwóch i pół godziny, a wieczorem na ulicach bez wątpienia będzie spory ruch, nie zdążą na odsłonięcie.
A winę za to ponosił Dain.
Od spotkania w kawiarni nie mógł ścierpieć, gdy Bertie znikał mu z oczu. Dokądkolwiek Dain się udawał, cokolwiek robił, bawił się dobrze wyłącznie wówczas, gdy towarzyszył mu Bertie.
Bertie, oczywiście, wierzył, że pozyskał wreszcie dozgonną przyjaźń Daina. Będąc naiwnym półgłówkiem, nigdy nie wpadłby na to, że domniemana przyjaźń stanowi zemstę markiza na Jessice.
Co tylko pokazywało, jaki z Daina nikczemny łajdak. Spór miał z Jessicą, ale nie, nie mógłby stanąć uczciwie do walki z przeciwnikiem zdolnym odparować ciosy. Musiał karać Jessicę poprzez jej nieszczęsnego, przygłupiego brata, który nie miał bladego pojęcia, jak się bronić.
Bertie nie wiedział, jak nie upijać się do nieprzytomności albo odejść od gry w karty, albo oprzeć się zawarciu z góry przegranego zakładu, albo zaprotestować, kiedy ladacznica kosztowała trzy razy tyle, ile powinna. Jeśli Dain pił, to Bertie także, chociaż nie miał mocnej głowy. Jeśli Dain grał, zakładał się albo łajdaczył, Bertie musiał robić dokładnie to samo.
Zasadniczo Jessica nie potępiała żadnej z wymienionych praktyk. Więcej niż raz zdarzyło jej się być na rauszu i sporadycznie traciła pieniądze w karty lub w wyniku zakładu – tyle że dyskretnie i w rozsądnych granicach. Co do ladacznic, przypuszczała, że gdyby była mężczyzną, od czasu do czasu nabierałaby ochoty na taką rozrywkę – ale z pewnością nie zapłaciłaby ani pensa ponad bieżące stawki. Trudno jej było uwierzyć, że Dain płaci tak dużo, jak twierdził Bertie, niemniej brat przysięgał na honor, że na własne oczy widział, jak pieniądze przechodzą z rąk do rąk.
– Jeśli to prawda – oznajmiła mu rozdrażniona, nie dalej jak minionego wieczoru – może tak być wyłącznie dlatego, że ma nadmierne wymagania… że kobiety muszą ciężej pracować, nie rozumiesz?
Ale Bertie zrozumiał tyle, że Jessica sugeruje, iż nie jest tak pełnym wigoru ogierem jak jego idol. Zakwestionowała męskość brata, toteż wyszedł sztywnym krokiem i nie wrócił – czy też nie przyniesiono go – aż do siódmej dziś rano.
Tymczasem Jessica leżała bezsennie niemalże do tej godziny, zastanawiając się, czego konkretnie Dain wymaga od partnerki w łóżku.
Dzięki Genevieve jak najbardziej rozumiała podstawy, jeśli chodzi o to, czego przeciętny mężczyzna wymaga – czy też co dostarcza, w zależności od punktu widzenia. Wiedziała na przykład, co robił dżentelmen w peruce, ukryty pod spódnicami damy, podobnie jak wiedziała, że takie pozycje nie należą do powszechnie spotykanych w sprośnych zegarkach. Dlatego go kupiła.
Ponieważ jednak Dain nie był przeciętnym mężczyzną i z pewnością płacił za znacznie więcej niż byle podstawy, rzucała się gorączkowo w łóżku, pobudzona mieszkanką strachu i ciekawości, i… cóż, gdyby miała być się ze sobą całkowicie szczera, a zasadniczo była, także odrobiny pożądania, niech jej niebiosa dopomogą.
Nie umiała przestać myśleć o jego dłoniach. Nie należy przez to rozumieć, że nie kontemplowała również każdej innej części jego ciała, jednak tych wielkich, nazbyt wprawnych dłoni doświadczyła fizycznie w sposób bezpośredni i palący.
Na samą myśl o nich, nawet teraz, przy całej swej wściekłości, czuła, jak w głębi brzucha wiruje jej jakieś gorące, bolesne doznanie.
Co tylko zwiększało jej furię. Zegarek na kominku wyśpiewał godzinę. Najpierw zabije Daina, powiedziała sobie. Później brata.
Wszedł Withers.
– Wrócił posłany do domu markiza portier – poinformował ją.
Bertie, paryskim zwyczajem, zlecał portierowi w budynku zadania, które zwykle przydzielano