Ledwie usiedli, posłał Bertiego na poszukiwanie pewnego typu krótkiego cygara, co do którego Jessica żywiła mocne podejrzenia, że nie istnieje. Bertie prawdopodobnie nie zjawi się przed północą, jeśli w ogóle wróci. Nie zaskoczyłoby jej, gdyby w pogoni za wyimaginowanym cygarem pospieszył do Indii Zachodnich – zupełnie jakby Dain naprawdę był Belzebubem, a Bertie jednym z jego oddanych sług. Pozbywszy się go, Dain jedynie milcząco przestrzegł gości kawiarni, żeby pilnowali własnego nosa. Gdyby tu na miejscu złapał Jessicę za gardło i zaczął dusić, wątpiła, czy ktoś skoczyłby jej na ratunek. Prawdę mówiąc, wątpiła, czy ktokolwiek z obecnych odważyłby się choć pisnąć w proteście.
– Ile według Le Feuvre’a wart jest ten drobiazg? – zapytał Dain.
Były to jego pierwsze słowa, odkąd przekazał zamówienie właścicielowi kawiarni. Kiedy bowiem Dain wkraczał do dowolnego lokalu, właściciel natychmiast pędził osobiście go obsłużyć.
– Doradził mi, żebym nie sprzedawała od razu – odparła wymijająco. – Chciał skontaktować się najpierw z jakimś rosyjskim klientem. Kuzyn albo siostrzeniec cara interesuje…
– Pięćdziesiąt funtów – rzucił lord Dain. – O ile ten Rosjanin nie jest jednym z licznych pomylonych krewniaków cara, nie da pani ani pensa więcej.
– W takim razie to jeden z tych pomylonych – stwierdziła Jessica. – Le Feuvre wspomniał o znacznie wyższej kwocie.
Popatrzył na nią twardo. Zaglądając w jego mroczną, chropawą twarz, w te czarne, nieprzejednane oczy, Jessica bez trudu wyobraziła go sobie usadowionego na gigantycznym hebanowym tronie na samym dnie Hadesu. Gdyby spojrzała w dół i odkryła, że kosztowny, wypolerowany but spoczywający niedaleko jej trzewika zmienił się w racicę, ani trochę by jej to nie zdumiało.
Każda kobieta mająca choć krztynę zdrowego rozsądku zebrałaby spódnice i uciekła.
Kłopot polegał na tym, że Jessica nie czuła się ani trochę rozsądna. Przez jej zakończenia nerwowe mknął magnetyczny prąd. Prześlizgiwał się przez jej ciało, wirował, wywołując dziwne, łaskocące wrażenie gorąca w głębi brzucha, i zmieniał jej mózg w zupę.
Chciała zrzucić z nóg trzewiki i osłoniętymi pończochą palcami przesunąć w górę i w dół po jego czarnych, kosztownych wysokich butach. Chciała wsunąć palce pod wykrochmalony mankiet jego koszuli i sunąć nimi po żyłach i mięśniach nadgarstka, poczuć pod kciukiem bicie jego pulsu. Najbardziej zaś pragnęła przywrzeć wargami do tych twardych, rozpustnych ust i całować go do utraty zmysłów.
Oczywiście taka obłąkańcza napaść przyniosłaby jej tylko pozycję płasko na plecach i szybkie wyzbycie się dziewictwa – niewykluczone, że na oczach gości kawiarni. Następnie, jeśli humor by mu dopisywał, Dain klepnąłby ją przyjacielsko w pupę i kazał zmykać, skonstatowała posępnie.
– Panno Trent – rzekł – nie wątpię, że bawiła pani swoimi żartami wszystkie dziewczęta w szkole. Może jednak, gdyby zechciała pani na moment przestać trzepotać rzęsami, wzrok rozjaśniłby się jej na tyle, że zauważyłaby, iż nie ma do czynienia z pensjonareczką.
Nie trzepotała rzęsami. Kiedy Jessica wcielała się w kokietkę, postępowała tak w określonym celu i z rozmysłem, przy czym z pewnością nie była takim matołem, żeby próbować tej metody wobec Belzebuba.
– Trzepotać? – powtórzyła. – Ja nigdy nie trzepoczę, milordzie. Oto, co robię. – Popatrzyła w stronę siedzącego w pobliżu atrakcyjnego Francuza, po czym strzeliła w Daina spojrzeniem z ukosa. – To nie jest trzepotanie – powiedziała, uwalniając Francuza, momentalnie olśnionego, i na powrót koncentrując całą uwagę na Dainie. Jakkolwiek wydawało się to niemożliwe, wyraz jego twarzy stał się jeszcze bardziej posępny.
– Nie jestem również byle sztubakiem – oznajmił. – Zalecam, by zachowała pani te zabójcze spojrzenia dla młodych durniów, którzy na nie reagują.
Francuz gapił się na nią teraz z ogłupiałą fascynacją. Dain odwrócił się i spojrzał na niego. Mężczyzna natychmiast umknął wzrokiem i zaczął z ożywieniem konwersować z towarzyszami.
Jessica przypomniała sobie ostrzeżenie Genevieve. Nie miała pewności, czy Dain istotnie zamyśla schwytać ją na haczyk. Widziała za to, że właśnie postawił znak „Zakaz łowienia”.
Przeszył ją dreszcz, tego należało jednak oczekiwać. Była to prymitywna reakcja kobiety, gdy atrakcyjny mężczyzna w typowo nieuprzejmy sposób okazuje, że rości sobie do niej prawo. Miała miażdżącą świadomość, że jej uczucia wobec niego są zdecydowanie prymitywne.
Z drugiej strony, nie straciła rozumu dokumentnie.
Dostrzegała, że zanosi się na wielkie kłopoty.
Nietrudno było to dostrzec. Skandal podążał za nim krok w krok. Jessica ani myślała znaleźć się w samym jego centrum.
– Demonstrowałam jedynie subtelną różnicę, która ewidentnie panu umknęła – wyjaśniła. – Subtelności, jak wnoszę, nie są pana mocną stroną.
– Jeśli w ten subtelny sposób przypomina mi pani, że przeoczyłem to, co jej świdrujące oczy dostrzegły pod skorupą brudu na tamtym obrazku…
– Najwyraźniej nie patrzył pan zbyt uważnie, nawet kiedy był czysty – weszła mu w słowo. – Wówczas bowiem rozpoznałby pan dzieło szkoły stroganowskiej… i nie zaproponowałby mi za nie obraźliwej kwoty pięćdziesięciu funtów.
Wykrzywił usta.
– Niczego nie proponowałem. Wyrażałem opinię.
– Żeby mnie sprawdzić – uzupełniła. – Niemniej wiem równie dobrze jak pan, że ten drobiazg to nie tylko szkoła stroganowska, ale jej wyjątkowo rzadka forma. Nawet najbardziej wyrafinowane miniatury oprawiano zwykle w srebro. Nie wspominając o tym, że Madonna…
– Ma oczy szare, nie brązowe – rzekł wielce znudzonym głosem Dain.
– I nieomal się uśmiecha. Przeważnie wyglądają na szalenie nieszczęśliwe.
– Sprzeciw, panno Trent. Wyglądają na nadzwyczaj rozdrażnione. Zapewne z powodu tego, że są dziewicami… że doświadczyły wszystkich nieprzyjemności związanych z ciążą i porodem, a żadnej radości.
– Wypowiadając się w imieniu dziewic na całym świecie, milordzie – oznajmiła, nachylając się ku niemu odrobinę – mogę panu wyjawić, że istnieje mnóstwo radosnych doświadczeń. Jednym z nich jest posiadanie rzadkiego dzieła sztuki sakralnej, wartego co najmniej pięćset funtów.
Roześmiał się.
– Nie ma potrzeby informować mnie, że jest pani dziewicą – stwierdził. – Rozpoznam taką z odległości pięćdziesięciu kroków.
– Na szczęście w innych sprawach nie jestem aż tak niedoświadczona – odparła z niezmąconym spokojem. – Nie wątpię, że pomylony Rosjanin Le Feuvre’a zapłaci mi pięćset. Mam również świadomość, że ów Rosjanin to bez wątpienia dobry klient, dla którego Le Feuvre pragnie dokonać sprytnego zakupu. Co oznacza, że powinnam uzyskać znacząco lepszą cenę na aukcji. – Wygładziła rękawiczki. – Wielokrotnie obserwowałam, jak mężczyźni całkowicie tracą rozsądek, kiedy owładnie nimi gorączka licytacji. Trudno ocenić, jakimi skandalicznie wysokimi ofertami to zaowocuje.
Dain zmrużył oczy.
W tejże chwili nadciągnął gospodarz z ich zamówieniem. Towarzyszyło mu czterech niższej rangi pomocników, którzy uwijali się jak w ukropie, z bolesną precyzją aranżując serwety, srebra i zastawę. Talerzy nie szpecił najmniejszy okruszek, na nieskazitelnie lśniących srebrach nie znać było śladu nalotu. Nawet cukier pocięto