Nieśmiała. Sarah Morant. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Sarah Morant
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788372297976
Скачать книгу
sobą nie przepadali. Tymczasem Kinae czuwała nad jego skarbem tak długo, aż sama poczuła dla niego uwielbienie.

      – Obiecuję, że więcej jej nie zostawię – oznajmił uroczyście.

      – I dobrze – ucieszyła się z nieskrywaną satysfakcją.

      – Coś jeszcze?

      – No cóż… Powinieneś pospieszyć się z tym powrotem…

      – Czemu?

      – W szkole pojawił się nowy uczeń… Jason. Kręci się przy niej – szepnęła konspiracyjnym głosem.

      – Facet da się lubić? – zapytał, chociaż był prawie pewien, że żaden chłopak nie mógł być wystarczająco dobry, aby zasłużyć na jego Eleonore.

      – Nosi skórzane kurtki i przyjeżdża do szkoły stylowym autem. Nie jestem przekonana, czy właśnie takiego faceta jej trzeba. To typ podrywacza i buntownika – podsumowała tonem wampa.

      Kilka minut później rozłączył się. Położył się i wsunął sobie dłonie pod głowę. Zamierzał opuścić Seattle pod koniec roku w trakcie przerwy świątecznej. Musiał zatem wytrzymać jeszcze kilka tygodni, zanim porwie Eleonore w ramiona. Chyba że wcześniej wyręczy go ten Nowy…

      Taśma elastyczna w jego żołądku ponownie się napięła i wtedy coś sobie obiecał.

ELEONORE I JASON

      Cześć Jasy.

      Cześć Ruda. Wcześnie dzisiaj zaczęłaś, dopiero 21.

      Miałam ochotę z tobą porozmawiać. Poza tym mój brat już śpi.

      Masz brata???

      Kyle ma dziewięć lat. Dzielę z nim pokój.

      To ci nie przeszkadza?

      Lubię jego towarzystwo.

      Jest obok ciebie? To pewnie znaczy, że możemy dać sobie spokój z gorącą linią…

      Zboczeniec.

      Twoi rodzice też już śpią?

      Tata tak. Tylko jeszcze ja jestem na nogach. Dlatego do ciebie piszę :D

      A twoja mama?

      Nie ma jej z nami.

      Nie wiedziałem, że twoi rodzice się rozwiedli.

      Nie rozwiedli się. Moja mama nie żyje.

      Och… Przykro mi…

      …

      Ruda, odpowiedz.

      …

      Od dwudziestu minut czekam na wiadomość od ciebie. Wiem, że potrzebujesz czasu, ale zaczynam się niepokoić.

      …

      Przepraszam, że poruszyłem ten temat. Wybacz mi. Doskonale rozumiem, co czujesz, ale bardzo cię proszę, napisz, że wszystko gra.

      …

      Ruda, jeśli nie odpowiesz, przyjadę do ciebie.

      …

      Pamiętasz, że mam twój adres? Stanę pod twoim balkonem, jeśli nie dasz znaku życia.

      Mieszkam na drugim piętrze, Jason. Żeby się do mnie dostać, musiałbyś się wspiąć po rynnie. Teraz idę spać. Dobranoc.

      Chcę, żebyśmy jutro o tym porozmawiali.

      Ja nie poruszam tematu twojego ojca. Odczep się, Jason.

      Jason spędził kilka minut nad telefonem, analizując głupotę, którą właśnie popełnił. Przez ten błąd będzie musiał zaczynać od zera. Jak on się teraz nienawidził. Jak nienawidził tej cholernej rozmowy.

      Wiedział… Wiedział, że to może boleć. Na początku, kiedy jego koledzy z klasy wręczali swoim tatom prezenty z okazji Dnia Ojca, Jason cierpiał, bo sam nie miał kogo obdarować.

      Potem matka przestała go puszczać na takie imprezy. Ale Jason nie był głupi. Jego ojciec wyjechał gdzieś daleko. Mama wolała myśleć, że został uprowadzony przez rebeliantów i ciągle żył, ale on nie podzielał jej nadziei. Dlatego postanowił uporać się z poczuciem straty.

      Zrozumiał, że rany Eleonore musiały być świeższe niż te jego.

      I przez całą noc martwił się o swoje małe trofeum.

      Pozostawało tylko pytanie, dlaczego tak bardzo przejmował się tą dziewczyną. Czy chodziło o to, że mógł stracić jej zaufanie i oddalić się od swojego celu? Czy może Eleonore liczyła się dla niego tak bardzo, że potrafiła spędzać mu sen z powiek przez całą noc po tym, jak ją zranił?

      11

JASON

      Jason czekał na swoją Rudą przed drzwiami prowadzącymi do budynku, w którym mieściło się jej mieszkanie. Wiedział, że kiedy podawała mu swój adres, nie spodziewała się, że złoży jej wizytę. Ale wczoraj coś się zmieniło i on to wiedział. Wyzwanie czy nie, nie mógł zostawić jej na pastwę losu. Nie był podły do tego stopnia, żeby poświęcić ją w jakiejś głupiej rywalizacji z samym sobą. Potrzebowała kogoś, na kim mogłaby się oprzeć. I tym kimś miał być on, skoro dziewczyna postanowiła obdarzyć go zaufaniem. Zamierzał trwać na posterunku, dopóki Eleonore nie znajdzie kogoś lepszego na to stanowisko.

      Był zdecydowany odgrywać rolę jej przyjaciela jeszcze przez jakiś czas, a może koniec końców Ruda wpadnie w jego ramiona i on także coś na tym zyska.

      Nie mógł złamać zasady ustanowionej podczas pierwszej nocy, kiedy wymieniali się esemesami: kiedy się spotykali, nie wspominali o powierzanych sobie wówczas sekretach. Wieczorne rewelacje pozostawały uwięzione w ich telefonach i nigdy nie miały zostać wypowiedziane na głos. W ten sposób ona nie miała się czego obawiać. Wiedziała bowiem, że Jason nie poruszy niewygodnych tematów ani nie zmusi jej do ich omawiania twarzą w twarz.

      Kiedy otworzyła drzwi, chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. Ruda nie sprawiała wrażenia zdumionej, jakby była pewna, że do niej przyjdzie. W końcu się przyjaźnili.

      – Dzień dobry, Jason – odezwała się, całując go w policzek, tak jak codziennie rano.

      – Eleonore.

      Wymówił jej imię, zanim ugryzł się w język i użył przezwiska. Ściągnęła brwi, kiedy wyczuła jego skrępowanie. Widział, jak wznosi oczy do nieba, jakby szukała stamtąd pomocy, ale kiedy skierowała na niego spojrzenie, bił z niego taki chłód, że lodowaty dreszcz przeszedł mu po plecach. I ogromnie zatęsknił za jego zwykłym ciepłem.

      Buntownik spróbował przebić się przez skorupę, którą wolno, lecz zdecydowanie budowała dla siebie prawdopodobnie od kilku lat. Właściwie mu to nie przeszkadzało. Zbroja, którą stworzył dla siebie, bardzo mu pomogła. Zasadniczo chodziło o to, żeby wpuszczać do środka tylko niektóre osoby. Właśnie z tego powodu Jason, podrywacz z niewyparzoną gębą, nie potrafił powstrzymać się przed zwierzaniem się mamie ze swoich problemów. Ona chroniła go przed samotnością, ponieważ tak naprawdę nie miał przyjaciół, na których mógłby liczyć. Brian był sympatyczny, podobnie jak reszta koszykarzy, ale to nie byli jego prawdziwi przyjaciele.

      Zastanawiał się, czy Eleonore przyjaźniła się z kimś poza Kinae. Wyznała mu kiedyś, że obu dziewczyn nie łączyły siostrzane stosunki. Ale skoro ta krucha trusia nie opierała się na niej, to na kim?

      Zganił się w duchu. Ruda nie była krucha. Może takie sprawiała wrażenie, a może tylko to sobie wmówiła. Być może u źródła problemu leżała sytuacja z jej matką. Wiedział, że dzielenie się z mamą najróżniejszymi doświadczeniami