Sitko. Marek Zychla. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marek Zychla
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Odmienne Stany Grozy
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66135-12-3
Скачать книгу
kłopoty.

      – O jakim Tłuściochu?! – Ériu zerwała się z tronu, piorunując chłopaka wzrokiem. – Już dobrze wiem, jak o nim plotkujecie! I o mnie! Zła matka, zła przywódczyni! Mizerna bogini! Nic o mnie nie wiecie. – Usiadła. – Nic a nic. Toniecie w tej niewiedzy, zamiast pokochać. Topicie się w piasku głupoty, ponieważ wolicie szydzić.

      Fódla zamarudziła cicho i skinęła na osobistego Sheevrę.

      – Przynieś tu tego malca – rozkazała. – Bo się babsko nie zamknie.

      Upiór po dwóch uderzeniach skrzydeł był już przy Sebastianie. Ludzie rozstąpili się, żeby zrobić mu miejsce. Przy chłopcu pozostała tylko przerażona Monia, a o krok dalej rozdarty między strachem a lojalnością względem tej dwójki Seán.

      – Oni się bardzo kochają – wydukał w stronę tronów. – Bestialstwem jest ich rozdzielać…

      – Pani… – Sol Osol rozpoczął coś na kształt prośby.

      – Mogę go mieć?! – Rozentuzjazmowana Ériu zlekceważyła ich słowa. Spoglądała na siostry z zachwytem i miłością.

      – Mój brat ma rodziców! Wierzymy w to, pomimo niepamięci. Dziękujemy za propozycję ich zastąpienia, ale nie ma takiej potrzeby. – Dziewczyna stanęła między demonem a Sebą.

      Sheevra nachylił się nad nią i dmuchnął. Dym spowił głowę Moniki. Wgryzł się w skórę, przebarwił włosy. Seán zdążył złapać dziewczynę, zanim ta upadła na ziemię. Odciągnął ją w stronę tłumu.

      Bastek nie stawiał oporu, chociaż łzy ciekły mu po zaróżowionych policzkach. Po chwili bogini tuliła go do kształtnych piersi. Uspokajał się. Tonął w odrętwieniu. Niepamięć sięgnęła po najświeższe wspomnienia.

      – Jaki on słodki! Jaki uroczy, jaki dzielny! – Ériu zignorowała łzy schnące na twarzy chłopca. Pstryknęła na demony, a te przyniosły poobijany kocioł. Wyciągnęła z niego kiść winogron i podała Sebastianowi.

      – Poprzekrawać? – zapytała. – Duży chłopczyk nie musi przekrawać, prawda? I uważaj na nasionka, proszę. Nie chcemy, żebyś się zakrztusił.

      – A ty znowu swoje! – Banbha nie kryła oburzenia. – Bres ci nie wystarczył? Tego też zamierzasz utuczyć?

      – Daj jej spokój – wtrąciła się Fódla. – Przynajmniej ma jakieś zajęcie. Ile można słuchać tych jej pijackich jęków? Ty masz dobrze, bo śpisz w osobnym namiocie.

      Bracia Bonnar zajęli się w tym czasie dziewczynką. Położyli ją na udeptanym piasku i poprosili o więcej miejsca, co przy ich wyglądzie stało się rozkazem. Ściągali z twarzy Moni gęstniejący dym. Pod sam koniec przypominał konsystencją tężejącą galaretę. Parzył i śmierdział nie mniej od samych demonów. Lepił się.

      – Ale ją załatwił – mruknął Seán. – Zanieście małą do namiotu. Tylko poczekajcie, aż Sheevry odfruną. Bajdałej, doczyśćcie skórę piaskiem, jeśli będzie trzeba. My jeszcze zostaniemy, chociaż wygląda na to, że zebranie dobiegło końca.

      Ceudawg skinął głową, chociaż żaden z braci nie spoglądał nawet w jego stronę; zbyt zajęci byli usuwaniem dymu. Dowódcę hufca ruszyło okrucieństwo sióstr. Ruszyło na tyle, że zaczął lubić Monikę, a przynajmniej postanowił jej pomóc.

      Ériu szeptała zaklęcia nad głową Sebastiana w narzeczu znanym jedynie boginiom. Chłopak cichł z każdą chwilą. Na bledniejącej twarzy malowało się zapomnienie wymieszane z błogością.

      – Mój śliczny synek – zaskomlała kobieta. – Wrócił do mnie, maluszek.

      Zebrani odwracali wzrok, mimo iż większość z nich przyzwyczaiła się do dziwactw tej trójki. Zwykle nie obchodził ich nikt spoza własnego hufca, lecz tym razem z trudem zachowali obojętność. Cierpliwie czekali na oficjalne zakończenie apelu.

      – Trzy rzeczy! – Fódla przejęła pałeczkę, jakby wyczuła nastroje tłumu. – Pierwszą, czyli samotność najwspanialszej z nas, mamy już z głowy. Może i pozostałe problemy same się rozwiążą?

      – Pragniemy rozrywki – wtrąciła się Banbha. – Nic szczególnego. Nic, co wymagałoby od was większych poświęceń. Może turniej? Troszkę bijatyki doprawionej krwią? Te wasze przesiąknięte testosteronem głupoty na miecze? Cokolwiek. Zwycięzca spędzi kilka godzin z łaknącą miłości nastolatką – wskazała na najmłodszą z sióstr. – Prosiłabym więc o nie wysyłanie najmłodszych.

      – Godzina lub dwie wystarczą – zażartowała Fódla, lecz nikt się nie zaśmiał. Puściła oko w stronę Ceudawga. – Dla jego własnego dobra.

      – No jedz! – Ériu pochłonęło odzyskane macierzyństwo. – Żebyś wyrósł na zdrowego boga. Możesz jeść, możesz, maluszku. To oni nie mogą, lecz ty już możesz. I mów mamusi, jeśli poczujesz głód. Bo po to mamusia jest tutaj, skarbie.

      – Trzecia sprawa to w zasadzie drobiazg. Niewiadome nie dają nam spokoju. Nie przywykłyśmy też do życia w strachu. Nie służy nam – westchnęła Banbha. – Po upojnej godzinie czy dwóch, mniej lub bardziej szczęśliwy zwycięzca…

      – W pojedynkę lub ze swoim hufcem – wtrąciła Fódla.

      – I co jeszcze dopowiesz?! – Banbha odbiła piłeczkę. – Nocą lub dniem?! Bezzwłocznie lub z całą masą zwłok?! Możesz pilnować swojego nosa i pozwolić mi dokończyć tę szopkę?! Jakby nie wystarczyło, że malec wciąż kopie, do cholery! Pieprzona wieczna ciąża! Nie zamierzam tutaj tkwić aż po kres bezczasu, bo szlag mnie trafi!

      Najmłodsza z trójki zamilkła. Nie zamierzała przepraszać, jednak nie miała ochoty na dalsze spory. Dłuższe obcowanie z siostrami zbytnio upodabniało ją do nich, czego z całego serca pragnęła uniknąć. Nie chciała oszaleć. To właśnie szaleństwo triady odbiło się w krainie echem. Podejrzewała, że właśnie ono stało się przyczyną dotykających je nieszczęść. Ciążyło nad nimi niczym demony lub upiorna klątwa.

      A może nie istniały żadne niebezpieczeństwa? – coraz częściej zastanawiała się w myślach.

      – Zwycięzca, najmężniejszy z was, drodzy poddani, wyruszy poza krainę, aby dowiedzieć się czegoś więcej – Banbha zabrała się za wyjaśnienia. – Przepuścimy go naszym przejściem, niemniej nie możemy zagwarantować powrotu. Nie odważymy się otworzyć na nic, co pochodzi z zewnątrz. Mimo to najdzielniejszy będzie zobowiązany do nas wrócić i podzielić się spostrzeżeniami. Jak tego dokona, skoro przejścia będą zamknięte? Niech nas pozytywnie zaskoczy. Liczymy na ludzką kreatywność! Potrafimy ją nawet wesprzeć! Jeśli jemu się nie uda, to niech strzeże krainy od zewnątrz. Czekamy na wspaniały turniej oraz na wyłonienie ostatniego z herosów Irlandii!

      – I nie polecamy asekuranctwa – dodała Fódla, upewniwszy się, że Banbha skończyła przemowę. – Praca strażnika z pewnością kusi, aczkolwiek nie radzę nastawiać się na taką karierę, bo nie potrwa długo. To miała na myśli moja siostra, kiedy rzuciła półzdaniem o wsparciu kreatywności człowieka. Na powrót nie będziecie mieli dużo czasu. Powiedzmy ziemski tydzień, góra dwa. Sekundę po tym terminie ruszą długo wstrzymywane turbiny naszego bezczasu, który nie będzie miał wyjścia, jak podgonić do reszty wszechświata! Przez co wszyscy zaczną się starzeć. Wreszcie śmierć przebiegnie się po obozie! Wyludnią się namioty, natomiast my zaczniemy was zbierać od nowa, cierpliwie i z niegasnącą wiarą w to, że za drugim, a może za trzecim razem znajdzie się ktoś, kto podoła temu zadaniu. Wybaczcie brutalność, której żałujemy – skłamała. – Wymagają tego od nas nieciekawe czasy. To one kreują obyczaje.

      – W