Królowa Saby. Ewa Kassala. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ewa Kassala
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эзотерика
Год издания: 0
isbn: 978-83-7835-744-5
Скачать книгу
do powiedzenia w tej sprawie. – Tamrin usłyszał Salomona.

      I doznał olśnienia. Był to głos dobra i mądrości. Zdało mu się, że nie słyszy słów człowieka, ale kogoś, kto jest ponad wszystko co doczesne, kto ma bezpośrednią łączność z innym światem. Brzmiał donośnie i jasno, był czysty i melodyjny, a jednocześnie tak mocny, że można było odnieść wrażenie, że dociera do najodleglejszych zakątków miasta, a może nawet całego Izraela. Tamrina przebiegł dreszcz. Wreszcie poczuł, że opowieści, które słyszał, nie były przesadzone – miał do czynienia rzeczywiście z kimś niezwykłym. Wiedział też, że kto raz zobaczył i usłyszał Salomona, nie zapomni go do końca swoich dni.

      – Litości, panie mój – odezwała się pierwsza kobieta. – Ona i ja mieszkamy pod jednym dachem. Urodziłam dziecko. Ona powiła swoje trzy dni po mnie. Byłyśmy tylko we dwie, nikogo oprócz nas nie było w domu. – Spojrzała z pogardą na swoją przeciwniczkę. – W nocy zmarło dziecko tej kobiety, bo przygniotła je we śnie. Wtedy wstała, wzięła moje i położyła je na własnym łonie, natomiast swoje, nieżywe, zostawiła przy mnie. Kiedy się obudziłam, żeby nakarmić małego, zobaczyłam, że jest martwy. Ale potem, przyglądając mu się dokładniej, spostrzegłam, że to nie było dziecko, które urodziłam.

      – Nie, moje dziecko żyje, a martwe jest twoje! – krzyknęła druga kobieta.

      – Nigdy! To twoje nie żyje, moje żyje!

      – Kłamiesz!

      Kobiety rzuciły się na siebie z pięściami. Strażnicy szybko je rozdzielili. Szamotanina trwała tylko chwilę, ale nawet gdy ustała, obydwie wciąż obrzucały się niewybrednymi słowami. Poruszona publiczność wyrażała swoje poparcie to dla jednej, to dla drugiej.

      Gdy emocje zdawały się już unosić aż pod sklepienie, Salomon podniósł rękę. Dyskusje i okrzyki natychmiast ucichły. Było widać, jak wielkim autorytetem się cieszył.

      – Oto, co usłyszałem – przemówił pewnie. – Jedna z was twierdzi: „Dziecko, które żyje, jest moje, natomiast to, które nie żyje, jest jej”. Druga zaś mówi: „Żadną miarą! To, które nie żyje, jest twoje, moje dziecko żyje”. – Zrobił pauzę. – Oto, co zarządza król: Przynieście mi tu miecz. Przetnijcie dziecko i dajcie jedną połowę jednej kobiecie, a drugą drugiej.

      Strażnik wydobył dziecko z zawiniątka i podszedł pod tron. Drugi strażnik uniósł miecz, by wykonać rozkaz króla. Zebrani wstrzymali oddech.

      Wówczas jedna z kobiet zawołała, rzucając się do stóp Salomona:

      – Ach, panie mój! Niech już ona weźmie chłopca, byle go nie zabijano! Błagam!

      – Niech nie mam ani ja, ani ona! – zawołała druga. – Przecinajcie!

      Wśród zebranych rozległy się okrzyki przerażenia. Zrobił się rwetes.

      Król odczekał chwilę, po czym ponownie podniósł rękę.

      – Strażniku, wstrzymaj miecz! Żyjące dziecko oddajcie tej pierwszej kobiecie. Wolała je oddać, aby żyło, niż widzieć je martwym. Ona jest jego matką.

      Tego dnia Tamrin zrozumiał, na czym polega wielkość Salomona.

      Królestwo Saby, Aksum. W tym samym czasie

      – Poprzednim razem poszło ci gładko. – Set spoglądał na stojącego przed nim w pokłonie skrytobójcę. – Teraz załatw to równie dyskretnie. Od twojej ostatniej wizyty w Maribie minęły cztery lata, Nikal stracił czujność, syna, który mu pozostał, nie pilnuje już tak bardzo, jak wcześniej. – Zza szerokiego pasa wyciągnął sakiewkę. – Tak jak poprzednio, tym razem też ma to wyglądać na wolę bogów, rozumiesz?

      Skrytobójca wykonał grymas, który miał oznaczać przytaknięcie.

      – To część twojego wynagrodzenia. – Set rzucił mu sakiewkę pod nogi.

      – Zawsze do usług, panie.

      Królestwo Izraela. Kilka dni później

      Salomon miał władzę nad całym Izraelem. Rządził mądrze i sprawiedliwie. Jego matka, królowa Batszeba, zasiadała po prawej stronie tronu, służąc mu radą. Darzył zaufaniem tych, którzy nie zawiedli go w ciężkich chwilach przejmowania władzy, ich synów, a także młodych i zdolnych, którzy wcześniej byli daleko od pałacu i władzy królewskiej.

      Benajasz, nazywany coraz powszechniej zbrojnym ramieniem króla, dowodził wojskiem, Sadok był najważniejszym kapłanem, jego syn Azariasz również został kapłanem. Synowie proroka Natana otrzymali ważne funkcje: jeden został przełożonym nadzorców, a drugi zaufanym doradcą. Joszafat był pełnomocnikiem króla, Achiszar zarządzał pałacem, a Elichoref był pisarzem. Adoniram kontrolował pracujących przy ciężkich robotach.

      W całym państwie Salomona reprezentowało dwunastu nadzorców krain. To oni mieli obowiązek zaopatrywania w żywność króla, jego domowników, gości i służbę. Każdy z nich robił to przez jeden miesiąc w roku.

      Takie wieści i wiele jeszcze innych zebrał Tamrin w Jerozolimie. W ulicznych knajpach nasłuchał się opowieści o sprawiedliwym królu, o jego mądrości, zarządzaniu, a także o jego pięknej żonie, córce króla Egiptu i księżniczkach, których coraz więcej przybywało do pałacu, by stawać się jego kolejnymi żonami. Król bowiem, jak twierdzono, z rozkazu samego Jahwe chciał mieć jak najwięcej dzieci.

      Tamrin, który poznał w życiu wiele krain, nie mógł nadziwić się niezwykłości obyczajów, które odkrywał każdego dnia w świecie wyznawców Jahwe. Żydzi intrygowali go, na wszystko mieli jakieś prawo, przepis, zasadę lub nakaz, których należało przestrzegać, by nie wzbudzić gniewu Jahwe.

      Pewnego dnia, gdy przechadzał się po targu, podszedł do niego godnie wyglądający młody człowiek. Towarzyszyło mu dwóch służących.

      – Panie, jestem Joszafat, pełnomocnik króla. – Przybysz skłonił lekko głowę. – Jeśli zechcesz zrobić mu uprzejmość, Salomon zaprasza cię na krótką pogawędkę.

      Świadkowie zdarzenia z uwagą przyglądali się człowiekowi, do którego sam król przysłał jednego ze swoich najbardziej zaufanych. Byli pewni, że nie mógł być byle kim, skoro Joszafat osobiście się do niego pokwapił.

      – Pełnomocniku króla, to dla mnie zaszczyt i niespodziewane wyróżnienie. – Tamrin pochylił głowę tak samo nisko, jak zrobił to Joszefat. – Czymże zasłużyłem sobie na tak wielki honor?

      – Udasz się panie ze mną? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Król czeka.

      – Idźmy zatem. – Tamrin ruszył za Joszefatem.

      Przeszli między straganami i powędrowali jedną z wąskich uliczek wiodących w stronę starego pałacu, jednak do niego nie dotarli. Zatrzymali się przy grupie pracujących robotników. Salomon właśnie rozmawiał z nadzorcą. Gdy tylko ujrzał Joszefata i kroczącego za nim Tamrina, pożegnał się i z uśmiechem zwrócił się w stronę gościa.

      – Panie, oto kupiec Tamrin – Joszefat przedstawił przybyłego.

      – Królu, jestem zaszczycony. – Tamrin skłonił się nisko i dodał po hebrajsku. – Szalom alechem!

      To przywitanie sprawiło Salomonowi przyjemność.

      – Szalom alechem – odpowiedział równie kurtuazyjnie, patrząc gościowi w oczy. – Słyszę, że od kilku dni jesteś w Jerozolimie…

      Kupiec zrozumiał od razu, że do tego człowieka może kierować wyłącznie słowa prawdy. Jego wzrok był tak przenikliwy, że nie było możliwości, by próbować przemycić jakieś