Królowa Saby. Ewa Kassala. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ewa Kassala
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эзотерика
Год издания: 0
isbn: 978-83-7835-744-5
Скачать книгу
trwała siedem dni. W tym czasie życie zostawało zatrzymane. Nie można było nie tylko pracować, czytać pism świętych, czy spółkować, ale nawet myć się czy nosić sandałów. Po tym okresie zaczynał się miesięczny czas szloszim. Wówczas żałoba wciąż trwała, nie można było uczestniczyć w zabawach. W tym czasie nie wolno było na przykład obcinać włosów czy paznokci. Później przychodził dwunastomiesięczny avelut, kiedy wstrzymywano się od rozrywek, a syn i najbliższa rodzina króla odmawiali modlitwy przynajmniej dwa razy dziennie.

      Królestwo Saby. W tym samym czasie

      Od pewnego czasu spałam z Makedą w jej łożu. Zasypiając, trzymała mnie za rękę. Śpiewałam jej stare piosenki, tuliłam i pieściłam. Śmiałyśmy się, porównując swoje dłonie i stopy. Przystawiałyśmy je jedną do drugiej.

      – Kiedy moje będą takie jak twoje? – pytała.

      – Przyjdzie na to czas.

      – A kiedy dorosnę, czy moja skóra będzie tak samo czarna, jak twoja?

      – Nie. Przecież wiesz. Rozmawiałyśmy o tym wielokrotnie. Moja jest czarna jak heban, a twoja jest tylko niewiele ciemniejsza od drewna cedrowego.

      – Kiedyś mówiłaś, że drewno z czasem ciemnieje.

      – Skóry to nie dotyczy. Taką samą miała twoja matka.

      – Ojciec ma ciemniejszą ode mnie – droczyła się.

      – Ale tylko odrobinę. – Połaskotałam ją z nadzieją, że zmieni temat.

      Makeda nieraz podkreślała, że chciałaby wyglądać tak jak ja i była rozczarowana, że nic w tej sprawie nie da się zrobić.

      – Ludzie są różni – tłumaczyłam jej. – Ci, którzy mieszkają na północ od nas, mają skórę jeszcze jaśniejszą niż ty. A po drugiej stronie Morza Czerwonego większość wygląda tak jak ja. Ale tacy jak ty też tam są. Mówią, że dawno, dawno temu, do Puntu, tam, gdzie dziś władają rodzice księcia Dena, którego tak uwielbiasz, przybyła wyprawa, wysłana przez wielką egipską królową.

      – Hatszepsut – odgadła natychmiast. – Wiem o niej.

      – Skąd?

      – Rozmawiam z nią w snach.

      Nie skomentowałam tego, co powiedziała, więc dodała:

      – Nie dziwi cię to? Różni ludzie przychodzą do mnie w snach. Rozmawiam z nimi.

      – Co powiedziała ci Hatszepsut?

      – Że też będę królową i że to moje przeznaczenie.

      – No tak. A opowiadała ci może o wyprawie do Puntu?

      – Ha, ha, ha. – Makeda zachichotała radośnie. – Żartowałam! A ty uwierzyłaś! Naprawdę uwierzyłaś, przyznaj się!

      – Przyznaję – wyznałam zaskoczona, rozbrojona, ale i trochę zasmucona jej żartem.

      Rzuciła się na mnie z pocałunkami.

      – O Hatszepsut opowiadał mi ojciec. Przepraszam, nie chciałam sprawić ci przykrości – dodała, widząc moją minę.

      A gdy się uśmiechnęłam na znak, że przecież nie ma powodu do obrazy, dodała:

      – Chciałam sprawdzić, czy potrafię mówić o tym, co nie jest prawdziwe tak, żebyś mi uwierzyła. Jeśli ty mi uwierzysz, a znasz mnie najlepiej ze wszystkich ludzi na świecie, to wszyscy inni też mi uwierzą.

      – Do czego potrzebna ci taka umiejętność? Królowe nie kłamią – zestrofowałam ją łagodnie w rewanżu za jej żart.

      – Nie kłamią. I ja nie chcę kłamać. Zawsze będę mówić prawdę, ale nigdy nie wiadomo, jakie umiejętności mogą być w życiu przydatne, tak? Sama mi to wciąż powtarzasz.

      – Masz rację. Zachęcam cię do nauki i poznawania wciąż czegoś nowego, bo jestem przekonana, że to, czego się nauczymy, zostaje nam w głowach na zawsze. Nikt nam tego nie odbierze.

      – No dobrze – podsumowała ugodowo – opowiedz mi o królowej Hatszepsut i o jej wyprawie do Puntu. Wiem o niej tylko tyle, ile opowiedział mi ojciec.

      Położyła głowę na moim ramieniu i zamknęła oczy.

      – Hatszepsut była najpotężniejszą z kobiet władających Egiptem. Żyła bardzo dawno temu. Mówiono, że jej ojcem był Amon, największy z bogów w tym kraju. Jej matką była królowa Ahmes, najmądrzejsza i najpiękniejsza z kobiet. Hatszepsut od dziecka wiedziała, że zostanie faraonem. Nie królową, żoną króla, ale królem. Tak jak mężczyzna. Potrafiła wszystko: znała języki, matematykę, geografię, zajmowała się architekturą. Do dziś świątynia, którą wzniosła, cieszy oczy i serca nie tylko Egipcjan. Zbudowała bardzo dużo dróg, budynków sakralnych i pałaców. To z jej rozkazu odbyła się wielka wyprawa do Puntu. Statki królowej przybyły tam głównie po kadzidło. Żołnierze i kapłani różnych specjalności spędzili tam kilka miesięcy. Zostawili tamtejszemu królowi nie tylko dary, nową świątynię, ale też coś więcej. W kilka miesięcy od ich wyjazdu zaczęły rodzić się dzieci o jasnym kolorze skóry. Dlatego do dziś niektórzy mieszkańcy tamtych ziem mają jasną karnację.

      – Nie dlatego, że tamte ziemie należą do Saby?

      – Oczywiście także z tego powodu. Od dawna te tereny należały do naszego królestwa, więc i różnorodność ludzi jest tam wielka.

      – Ja wolałabym być taka piękna i czarna jak ty… – Makeda z podziwem spojrzała w oczy Seszep.

      – Mówiłam ci, że kolor skóry nie jest istotny. Liczy się serce i to, co mamy w głowach.

      – Hatszepsut była bardzo mądra?

      – Nadzwyczajnie. Rządziła i kapłanami, i żołnierzami. Potrafiła też walczyć. Jako faraon zakładała męski strój i doczepiała sobie brodę.

      – Brodę? Naprawdę? Dlaczego?

      – Chciała, żeby widziano w niej mężczyznę. Męskość jest w naszym świecie często utożsamiana z siłą.

      – Ty jesteś silna, a nie jesteś mężczyzną.

      – Bo jestem hemet. My potrafimy wszystko. Zresztą tak jak każda kobieta.

      – Każda z nas jest silna?

      – Każda. Czasami nawet tego nie wiemy, ale jesteśmy. A nawet jeśli nie jesteśmy, to możemy być.

      Makeda zamilkła. Po chwili podniosła się i usiadła naprzeciw mnie.

      – Jak zostanę królową, nie będę nosić męskich strojów ani zakładać brody – zapewniła.

      Pamiętam tę rozmowę nie tylko z powodu słów, które wówczas padły, ale także dlatego, że tej samej nocy Makeda miała kolejne widzenie.

      Spała spokojnie, jednak w pewnym momencie jej oddech stał się krótki i przerywany. Ciało pokryło się potem, a włosy i koszula w jednej chwili stały się mokre. Wiedziałam, że nie mogę jej budzić. Była w sennym transie. W pewnym momencie otworzyła oczy.

      – Znów go widziałam…

      – Kogo, kochanie?

      – Tego, który jest mi przeznaczony.

      Dłonią otarłam jej mokre czoło.

      – Widziałam go w koronie. Został królem. To właśnie przed nim kiedyś skłonię głowę. A on skłoni swoją przede mną.

      Sięgnęłam po ściereczkę. Nie chciałam jej przerywać,