– To silny władca.
– I ufa ci?
– Cenię to sobie bardzo.
– Na jakie pytania szukasz odpowiedzi w Jerozolimie?
– Jaki bóg dał ci tak wielką mądrość, królu? Chciałbym wiedzieć, kim jesteś i jaki jesteś, że spływa na ciebie tak wielka obfitość darów? Wieści o twojej potędze przekazują sobie nie tylko ludzie. Nasi kapłani twierdzą, że mówią o tobie także bogowie.
– Bogowie, mówisz? Ciekawe…
Gdy rozmawiali, przechodzili koło nich krzątający się przy pracy robotnicy. W pewnym momencie król zatrzymał jednego z nich. Na głowie niósł spory kamień, na szyi wisiał mu bukłak z wodą, a do pasa miał przytwierdzone sandały i zawiniątko z jedzeniem.
– Spójrz na tego człowieka – powiedział. – W czym jestem lepszy od niego? I w jaki sposób mam pokazać mu mą chwałę? Tak samo, jak on powstałem z prochów, które jutro będą zjadane i rozkładane przez robaki, a przecież wyglądam, jakbym miał nigdy nie umrzeć. Czyż obaj nie jesteśmy takimi samymi istotami i ludźmi? I on żyje, i ja. I on umrze, i ja umrę14. Wracaj do pracy – kończąc wywód, zwrócił się do robotnika.
– Mądre słowa, królu.
– Jahwe, Bóg mój i całego Izraela, każe nam wszystkim o tym pamiętać każdego dnia. „Nie bądźcie próżni”, poucza. Każdy z nas jest przekonany, że żyje tak jak trzeba, ale przecież tylko On może osądzić wnętrze człowieka. Powierzaj Bogu wszystko, co czynisz, a spełnią się twoje zamiary15. – Zamilkł i spojrzał w niebo. – Tamrinie, a ty do kogo się modlisz? Kogo prosisz o błogosławieństwo i siły każdego dnia?
– W Sabie mamy wielu bogów. Największym z nich jest Illumkuh. Wielką moc ma też Srebrzysta Matka, zwana Panią Księżyca. Do niej chętnie wznoszą modły kobiety. Makeda, jedyna córka króla Nikala, jest otoczona kapłankami bogini. Jest jej wyznawczynią i oczywiście, jak jej ojciec, także Illumkuha.
– Makeda jest jeszcze dzieckiem, czyż nie?
– Ma dziewięć lat. I przyznam ci, panie, że tak jak całe moje życie spędziłem w podróżach i spotkałem naprawdę wiele dziewcząt, to żadna nie dorównywała jej ani urodą, ani mądrością. Wyrośnie na wspaniałą kobietę.
Król pominął tę informację milczeniem, ale ją zapamiętał.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – skarcił gościa łagodnie. – Który z bogów jest ci najbliższy?
Tamrin zamyślił się.
– Poznałem ich wielu w czasie moich podróży.
– I co?
– Uważam, że wymyślili ich ludzie – stwierdził odważnie, a rozumiejąc, że być może naraża się królowi, zamilkł, gotowy na najgorsze.
Ale ta opinia najwyraźniej nie zrobiła wrażenia na Salomonie, bo skwitował:
– Naprawdę?
– Ludzie, jeśli nie potrafią radzić sobie ze światem, który ich otacza, tworzą bogów i czynią ich odpowiedzialnymi za swoje niepowodzenia i sukcesy, za burze na morzu i pustyni, choroby bliskich i zwierząt – powiedział już śmielej, widząc, że król ma otwarty umysł. – Proszą ich o pomoc w różnych sprawach, mając nadzieję na wysłuchanie. To dobrze, że mają się do kogo modlić, dzięki temu łatwiej się żyje.
– A więc twierdzisz Tamrinie, że bogowie są wymysłem ludzi?
– W Egipcie modlą się do kotów, krokodyli, mają boginię-lwicę i setki innych, a jednak na przykład Amon, o którym twierdzą, że jest wszechpotężny, nie działa w Syrii czy tu, w Izraelu. Dlaczego? Ludzie wymyślają sobie bogów, jakich właśnie akurat potrzebują i do jakich dojrzeli.
– Zatem, Tamrinie, kto stworzył to wszystko? – Król uczynił szeroki gest, pokazując budowle, drzewa, niebo i wzgórza otaczające Jerozolimę. – Skąd wziął się świat, w którym przyszło nam żyć? Jaka siła spowodowała, że istniejemy?
– Chyba każdy, kto uważa się za istotę myślącą, a spędził choć jedną noc, patrząc w gwiaździste niebo albo na bezkresne piaski pustyni czy bezkres morza, zadał sobie to pytanie. I mnie ono nie ominęło. – Dał sobie czas na uporządkowanie tego, co chciał powiedzieć. – Myślę, że jest jedna wielka, bezkresna, pierwotna siła, poruszająca wszystkim. To odwieczna energia, która była, jest i będzie. Moc powodująca, że przychodzą na świat dzieci, rzeki płyną, ziemia rodzi, a o świcie zawsze wstaje słońce. To siła niezniszczalna i wszechogarniająca. A bogowie, których znamy, są tylko niewielką emanacją i ludzkim wyobrażeniem tego, jaką ta siła może przyjmować postać.
– Mądre są twoje słowa. – Salomon w przyjaznym geście położył Tamrinowi dłoń na ramieniu. – Wiesz o tym, że moc, o której mówisz, jest właśnie Bogiem Izraela?
– O! – wyrwało się Tamrinowi.
– Inni bogowie są ludzkim wymysłem, zgadzam się z tobą. Tak naprawdę Bóg jest tylko jeden.
– Jak on wygląda?
– Nie wygląda. Po prostu jest. Jest początkiem i końcem, alfą i omegą, ogarnia i obejmuje wszystko, jest światłością i źródłem. Był i będzie zawsze. Tak jak mówisz. To on jest energią, o której powiedziałeś.
Tamrin, podobnie jak chwilę wcześniej Salomon, spojrzał w niebo. Widział chmury, które leniwie przesuwały się po niebie. Wciągnął w płuca powietrze, wsłuchał się w szum wiatru. Kopnął lekko, czubkiem sandała, mały kamyk leżący na drodze. Proste słowa Salomona dotarły do jego serca i je poruszyły. Huczały mu w głowie.
– Królu, przekażę twoje słowa Nikalowi – powiedział cicho. – Dziękuję za nie.
– Zanim wyjedziesz, przyjrzyj się tu wszystkiemu. Chciałbym, abyś swojemu królowi jak najwierniej przekazał, co tu zobaczyłeś i z czym się spotkałeś. Opowiedz mu o potędze Jahwe. Wiedz też, że cała moja mądrość i wszystko, co nas otacza, pochodzi właśnie od niego. Alleluja, Tamrinie!
Królestwo Saby, Mariba. W tym samym czasie
Stałam przy wykuszu okiennym w komnacie Makedy, gdy ujrzałam przemykającego pod murem człowieka. Chciał być niezauważalny. Jego szaty były w kolorze ziemi, głowę okrywał kaptur, poruszał się płynnie, jakby chciał się wtopić w tło. Na nikogo nie patrzył. Znałam zachowania skrytobójców. Nie miałam wątpliwości: był jednym z nich. Nagle, jakby ściągnięty moim wzrokiem, lekko uniósł głowę. To był błąd. Zobaczyłam jego twarz. Oblicze mężczyzny z wielką blizną. Zesztywniałam z przerażenia. To była straszna twarz ze snu Makedy.
Cztery lata wcześniej, gdy nagle zmarł starszy syn króla, Makeda miała wizję. Najpierw długo nie mogła zasnąć, poruszona tak jak wszyscy w pałacu śmiercią księcia, a kiedy wreszcie zamknęła oczy, bardzo szybko obudziła się z głośnym krzykiem.
– Widziałam go – powiedziała przerażona. – Siraha zabił człowiek ze straszną twarzą.
Przytuliłam ją, próbowałam uspokoić i ukołysać. Jednak nie pozwoliła mi na to.
– Uważaj na niego, on tu jeszcze wróci – powiedziała trochę już spokojniej, ale wciąż roztrzęsiona i mokra od potu. – Uważaj