Niebezpieczna gra. Emilia Wituszyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Emilia Wituszyńska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66338-25-8
Скачать книгу
ci nie jest? Myślałem, że się zabiłaś. – Nadal ściskał jej ręce, gdy brązowymi oczami przewiercał ją na wskroś.

      – Czy ciebie popierdoliło, żeby wchodzić bez pukania? – zapytała, gdy udało jej się trochę złapać oddech. – Puść mnie. – Szarpnęła lekko prawą ręką, ale on ani drgnął.

      – Tak! Żebyś utopiła się w mojej wannie. Co to, to nie, wychodź. – Podciągnął ją do góry, ale silnie się zaparła. – To mój dom i mam prawo sobie wchodzić, gdzie mi się podoba. A ty powinnaś się zamknąć w łazience, a nie mieć teraz do mnie pretensje – odpowiedział zdenerwowany.

      – Miałeś spać! – rzuciła oskarżycielsko, tak jakby chłopak tylko czekał, aż będzie w łazience, żeby tu wejść.

      – Nie mogłem zasnąć, zresztą daj mi spokój! Wyłaź. – Znów podciągnął ją do góry i z wody wynurzyły się jej piersi. Wzrok Reja zsunął się tam tylko na chwilę, mężczyzna z roztargnieniem ponownie spojrzał jej w oczy.

      – Weź mnie, kurwa, puść i idź stąd, to wyjdę! – Szarpnęła, a on odsunął się, zwalniając uścisk. Wera wyrwałaby mu się bez większego wysiłku, gdyby tylko znajdowali się na stabilnym gruncie. Śliska wanna znacznie ograniczała jej ruchy.

      Trudno było mu zebrać myśli, kiedy na nią patrzył. Teraz, gdy miał okazję zobaczyć ją bez ubrania, dotarło do niego, że dziewczyna jest okropnie wychudzona. Przełknął ślinę i odwrócił wzrok.

      – Mówisz, że przebierałaś się wśród mężczyzn, a teraz się wstydzisz. Ja też widziałem nagie kobiety – burknął, podchodząc do szafki. Wyjął z niej ręcznik, rzucił jej go pod nogi i szybko opuścił łazienkę, darując sobie setny komentarz pod jej adresem. Weronika nie odezwała się ani słowem, siedziała po szyję w wodzie.

      Przerażający widok jej wystających obojczyków i żeber towarzyszył mu przez cały czas w kuchni. Zajrzał do lodówki i wyciągnął wszystkie składniki potrzebne do przygotowania sałatki greckiej. Nie za bardzo potrafił gotować, zwykle żywił się na mieście w restauracjach. Usłyszał, jak drzwi od łazienki się otwierają, i za chwilę stanęła przed nim Weronika. Bluzę z kapturem trzymała w ręce. Cienki T-shirt opinał jej ciało, które Przemek mógł sobie wyobrazić z dokładnością co do milimetra, a to mu się nie podobało.

      – Siadaj, zjemy coś. – Wskazał brodą stołek barowy.

      – Nie jestem głodna – wymamrotała, przeczesując długie, mokre brązowe włosy z rozdwojonymi końcówkami. – Chciałam zapytać, czy masz suszarkę.

      – Mam. Jest w szafce pod umywalką – odpowiedział, piorunując ją wzrokiem – A kiedy wrócisz, usiądziesz i będziesz jadła, dobra? Mój cholerny dom i moje zasady, czy ci się to podoba, czy nie.

      – Słuchaj! Nie będziesz mi mówić, co mam robić, a tym bardziej kiedy mam jeść!

      – Nie, to ty słuchaj! Możesz mi mówić, kiedy mam paść na ziemię, żeby uratować swoją dupę, jak zajdzie taka potrzeba, ale skoro stoję tu i próbuję zrobić coś do jedzenia, to należy mi się trochę szacunku. Możesz mnie nie lubić, ale wysil się chociaż i zjedz, skoro chcę coś przygotować. – Słowa opuszczały jego usta bardzo szybko, między nimi brał tylko płytkie oddechy. Weronika patrzyła na niego z beznamiętnym wyrazem twarzy.

      – Jesteś nienormalny – powiedziała. – Idę suszyć włosy… i zaraz przyjdę – dodała po chwili namysłu.

      Przemysław Rej stał przy blacie, krojąc zajadle ogórki. Komicznie marszczył przy tym brwi, bo wydawało mu się, że nie tak to wygląda w telewizji i restauracjach. Sam był pełen obaw co do tego, co przyrządzi, a jak czymś takim uraczyć swoją nową współlokatorkę? Niedbale wzruszył ramionami. Trudno, sam też będę musiał to zjeść – pomyślał, z cichym westchnieniem wyciągając talerze. Przynajmniej ona zje cokolwiek.

      Chociaż nie wiedział, dlaczego zaczęła nim kierować nieodparta chęć dokarmienia tej istoty, mimo że go nie lubiła i zachowywała się w stosunku do niego chamsko, nic nie mógł poradzić na to, że było mu jej żal. Przemysław Rej nie był złym człowiekiem. Media wykreowały go na prawdziwego bawidamka, ale w głębi duszy był wrażliwy. Jednak musiał zakładać maskę lowelasa, bo dzięki temu dostawał role, a jego popularność rosła. W tym świecie zawsze jedno ciągnie za sobą drugie i albo się do tego dostosujesz, albo o tobie zapomną, a on nie chciał, by o nim zapomniano. Nie wyobrażał sobie, że miałby zajmować się czymś innym niż aktorstwo.

      ROZDZIAŁ 5

      Na dwóch stołkach barowych w mieszkaniu na Bielanach dwójka zupełnie obcych sobie ludzi z konsternacją wpatrywała się w swoje talerze. Ich miny były komiczne. Obydwoje sceptycznie patrzyli na sałatkę przygotowaną przez aktora, zastanawiając się, czy powinni w ogóle zanurzyć w tym widelce. Ser feta był rozgnieciony i rozsmarowany na liściach sałaty, pomidory totalnie się rozwaliły, zalewając to wszystko sokiem, który w połączeniu z sosem przypominał bardziej zupę grecką niż sałatkę. Jako tako trzymały się ogórki pokrojone w duże kawałki i papryka. Siedzieli bez słowa, nie patrząc na siebie. Weronika starała się nie wybuchnąć śmiechem, by nie urazić uczuć mężczyzny. Z kolei na jego jasną twarz wypłynął rumieniec zdradzający zakłopotanie. On naprawdę się starał, ale nie umiał gotować, więc spieprzył nawet sałatkę.

      – Dobra! Nie musimy tego jeść. – Wyrwał jej talerz spod nosa i skierował się w stronę kosza.

      – Daj spokój, zupa to też posiłek. – Wreszcie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

      – No i co? – Obrócił się do niej z czerwonymi uszami i talerzami w dłoniach. – Nie potrafię gotować, nie musisz mi cały czas dokuczać. Dodaj to do swojej listy tego, jaki beznadziejny jest Przemysław Rej. Może będziesz mogła mnie opisać po tym wszystkim. – Z roztargnienia wrzucił do kosza jedzenie wraz z talerzami. – Kurwa!

      Miała wrażenie, że przesadziła, a jego zdenerwowanie osiągnęło najwyższy poziom. Postanowiła dać sobie spokój z drażnieniem go. Podeszła do kosza, wyciągnęła talerze i strzepnęła z nich resztki jedzenia. Mężczyzna stał i przytrzymywał się drzwiczek, próbując nie wyrwać ich z zawiasami. Jego wściekłość przesłoniła mu obraz kobiety, która podała mu talerze z niepewnym uśmiechem.

      – Po prostu następnym razem pozwól mi coś ugotować – powiedziała, nie mając złych zamiarów. On jednak pod wpływem emocji odebrał to zupełnie inaczej. Myślał, że Weronika nadal się z niego śmieje.

      – Tobie? Wyglądasz jak Jack Szkieleton i śmiesz twierdzić, że umiesz gotować?

      Wściekły, przeszedł do części salonowej. Weronika dostała białej gorączki. Przed uderzeniem go w mordę powstrzymywał ją jedynie fakt, że gdyby go pobiła, a jej przełożony by się o tym dowiedział, to miałaby przesrane.

      – Spieprzaj, popaprańcu! – Podbiegła do niego i kopnęła go w tyłek, na co zareagował krzykiem.

      – Ja jestem popaprany?! – Szarpnął ją za rękę, w wyniku czego niespodziewanie poleciała i odbiła się od jego klatki piersiowej.

      – Puszczaj mnie! – Wyrwała się z jego uścisku, a on, zaskoczony jej siłą, przystanął w pół kroku.

      – To ja kopię ludzi po dupie czy ty?

      – Obraziłeś mnie!

      – Stwierdziłem fakt! Idź przejrzyj się w lustrze!

      – Co ty się tak przyjebałeś