Niebezpieczna gra. Emilia Wituszyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Emilia Wituszyńska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66338-25-8
Скачать книгу
że tak wygląda zejście do piekła? – zapytała go, na co parsknął śmiechem.

      – Skarbie, to są schody do raju.

      Kiedy wyszli zza zakrętu, dziewczynie ugięły się nogi. Takiego czegoś nie było nawet w Showgirls. Piękne kobiety, niektóre trochę mniej, wiły się na wysokich podestach i rurach i kusząco uśmiechały w stronę pijanych facetów siedzących przy stolikach wokół sceny. Weronika wpatrywała się w to wszystko z obrzydzeniem. Nigdy nie wyobrażała sobie, że mogłaby zarabiać swoim ciałem, nie w ten sposób. Wolałaby mieszkać na ulicy.

      Przeniosła wzrok na Przemka, który jak zaczarowany wpatrywał się z lubieżnym uśmiechem w blondynkę znajdującą się najbliżej nich. Poczuł jednak, że Weronika mu się przygląda, i odwrócił wzrok od znajomej mu dziewczyny. Lubił tu przychodzić i na nią patrzeć. Była prawdziwą artystką, nie tylko na rurze, lecz także w łóżku. Jeszcze go nie zobaczyła, więc chwycił Werę za przegub dłoni i poprowadził do jednego ze stolików ukrytych w cieniu.

      – Siadaj, chcesz coś pić?

      – Wódkę z lodem, bo na trzeźwo tego nie zniosę – powiedziała, obracając głowę od tańczących kobiet. Pod podestem, na którym wiła się ruda tancerka w niebieskim wdzianku, a tuż przed nią siedzieli jej koledzy z policji. Rej wrócił z drinkami i podał jej jednego.

      – Co to jest? Chciałam wódkę z lodem – zamarudziła, upijając łyk drinka o ananasowym posmaku.

      – Nie dam ci czystej wódki z lodem. Oszalałaś?

      – A myślisz, że my w pracy mamy czas przepijać?

      – Nie. Myślę, że walicie z gwinta, ale w moim towarzystwie nie urżniesz się w trupa.

      – Tylko tobie to wolno?

      – Właśnie. – Uśmiechnął się do niej i zerknął przez ramię. – Zaraz wracam – powiedział, po czym odszedł, zostawiając ją samą przy pustym stoliku.

      Wpatrywała się w swoje paznokcie, bo nie mogła znieść widoku tancerek. Wyciągnęła słomkę z drinka i opróżniła szklankę jednym haustem. Uniosła głowę w poszukiwaniu aktora. Chciała prosić Przemka o wyjście z lokalu i wtedy dostrzegła go przy barze, rozmawiającego z jedną z tancerek. Blondynka, na którą się gapił, kiedy weszli, zaciskała rękę na jego ramieniu i odrzucając głowę do tyłu, śmiała się z czegoś, co do niej mówił. Weronika nawet stąd widziała, że mężczyzna pieprzy tancerkę wzrokiem. Miała ochotę na kolejnego drinka, ale nie odważyła się wstać. Maskowała się w zaciemnionej loży, mordując mężczyznę spojrzeniem. Nie zauważyła, kiedy przed jej stolikiem stanęło dwóch mężczyzn.

      – Wera?

      – Kurwa – wyszeptała pod nosem na widok swoich kolegów. – Cześć, chłopaki. – Na jej usta wypłynął grymas kształtujący się w wymuszony uśmiech.

      – A co ty tu robisz? Masz jakieś zadanie? – Jeden z nich, wyższy brunet, usiadł bezceremonialnie obok niej.

      – Słyszałem, że jesteś na urlopie, a może to jednak tajna misja? – Drugi usiadł po jej drugiej stronie, a ona błagała, by mogła zapaść się pod ziemię.

      – Niezupełnie. Mój chłopak. – Gdy Weronika nazwała aktora swoim chłopakiem, w gardle wyrosła jej gula, która sprawiła, że się dławiła. – On przygotowuje się do roli, a ja mu towarzyszę.

      Boże, jak gówniane jest to wytłumaczenie – zastanawiała się w myślach.

      – Twój chłopak? A, coś słyszeliśmy. – Obydwaj spojrzeli na nią z dekoncentracją i przenieśli wzrok na blondyna kierującego się do stolika.

      – O, widzę, że masz towarzystwo. – Rej był wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.

      – Możemy już iść, kochanie? – Akcentując ostatnie słowo, spojrzała wymownie na kolegów.

      – Tak, możemy. – Wyciągnął w jej stronę rękę, a ona przeprosiła kolegów. Życzyła im dobrej zabawy i prędko wyszła. Odsunęła wyciągniętą do niej rękę i opuściła miejsce, szybkimi susami przeskakując pod dwa stopnie do góry. Kiedy wypadła na zewnątrz i owiało ją zimne wieczorne majowe powietrze, z radością przymknęła oczy.

      – Co tak szybko wybiegłaś, cukiereczku? – zapytał, chichocząc. Odwróciła się na pięcie i niewiele myśląc, przywaliła chłopakowi otwartą dłonią w twarz.

      – Już mi lepiej – odpowiedziała, zataczając koła rękami, kiedy chłopak trzymał się za twarz.

      – Bolało – powiedział, masując policzek i wpatrując się w nią z rozbawieniem w bursztynowych oczach.

      – Miało boleć. A teraz pójdziesz tam, dokąd ja chcę, dobra? – warknęła na Reja i nie czekając na jego reakcję, chwyciła go za ramię i pociągnęła, a chłopak z uśmiechem się temu poddał. Nic nie mógł poradzić, że idąc za nią, spoglądał na jej tyłek. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, a co gorsza, nawet najgorętsza tancerka w klubie nie była w stanie odciągnąć jego myśli od krągłości dziewczyny idącej przed nim.

      ROZDZIAŁ 7

      Weronika zaciągnęła go do meksykańskiej restauracji na Podwalu. Lokal miał bardzo prostą nazwę – The Mexican. Dziewczyna często tam jadała. Przeszli przez ciężkie drzwi i znaleźli się w środku. Od progu powitały ich smakowite aromaty dobiegające z kuchni. Jednakże tamtego wieczoru Weronika przyszła w to miejsce w jednym celu i tego zamierzała się trzymać. Zanim skierowali się do dolnej sali, podeszła do baru i zamówiła sześć kolejek tequili.

      – Nie byłem tutaj. – Przemek rozglądał się po wnętrzu z zainteresowaniem. Nad barem wisiał podświetlony napis THE CLIENT IS ALWAYS WRONG. Przeczytał i uśmiechnął się.

      – No chodź.

      Dziewczyna skierowała go do dolnej sali. Żyrandole były ozdobione pustymi butelkami po desperadosie i coronie, co nadawało lokalowi oryginalny charakter. Czerwone ściany i Matka Boża z Guadalupe sprawiły, że można było poczuć się jak w Meksyku. Do tego we wnętrzu panowała kolorystyka idealnie odwzorowująca tę, którą aktor miał okazję widzieć, kiedy był w tym pięknym kraju kilka lat temu. Spojrzał na Weronikę i zastanawiał się, czy ona kiedykolwiek odwiedziła jakieś dalsze zakątki świata.

      Zajęli miejsce przy dwuosobowym stoliku. Dziewczyna prawie w ogóle na niego nie patrzyła, rozglądała się po ludziach w lokalu, chociaż nie było ich tak dużo. Znaczna większość zajęła kilka miejsc na górze. Przy stoliku za koralikowym parawanem siedziała jakaś para zajęta sobą w sposób, po którym mogło się sądzić, że zapomnieli o tym, że są w miejscu publicznym. Przy równoległym stole paczka znajomych przekazywała sobie jakieś opowieści i co rusz wybuchała śmiechem. W końcu młody kelner, pewnie student dorabiający po godzinach, postawił przed nimi tacę z alkoholem. Na skraju stolika zostawił menu i zerkając na Przemka, powoli odszedł. Mężczyzna wyciągnął rękę po kieliszek, ale trzepnięcie sprawiło, że ją cofnął.

      – A ty gdzie z tymi łapami? To moje. – Weronika patrzyła na niego, mrużąc powieki, gdy wlewała w siebie żółty trunek.

      – A ja?

      – A ty co? Idź sobie zamów – mówiła przyciszonym głosem, żeby nie zwracać na siebie uwagi.

      – To niegrzeczne z twojej strony – powiedział, oburzony, odchylając się na krześle i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

      – Niegrzeczne było to, że bez mojej zgody wziąłeś mnie