– Weronika, proszę cię, wyjdź. Wróć do mojego gabinetu. Tam się spotkamy. – Dziewczyna była jednak głucha na jego słowa, więc nadkomisarz musiał użyć swojego statusu, by wydać dziewczynie rozkaz. – Komisarz Kardasz, proszę w tej chwili opuścić pomieszczenie i wrócić do mojego gabinetu. – Dziewczyna wyprostowała się jak struna i obracając się na pięcie, skinęła głową swojemu przełożonemu. W pośpiechu opuściła pokój.
– Panie komendancie, z całym szacunkiem, ale to jakiś żart. Dajcie mi konkretną ochronę – odezwał się Przemysław Rej tuż po opuszczeniu pomieszczenia przez porywczą kobietę.
– Panie Przemysławie, od ochrony są specjalne firmy. Zgodziłem się na to tylko dlatego, że był pan na miejscu zdarzenia i jest pan osobą znaną. Niemniej jednak nie uważam, żeby groziło panu jakieś większe niebezpieczeństwo. Chyba że nie mówi nam pan całej prawdy. – Komendant wypowiadał słowa spokojnym głosem. Był zmęczony. Już dawno powinien przejść na emeryturę, ale pewne sprawy wciąż były otwarte, a on nie chciał zostawiać burdelu.
Aktor zaplatał palce, trzymając dłonie na stoliku.
– Powiedziałem wam prawdę – odparł, przeciągając zgłoski. – Nie wiem, kto go zabił. Byłem tak napruty, że nawet nie jestem w stanie stwierdzić kto to. Faktycznie ktoś z nim rozmawiał, ale czy to były dwie, czy cztery osoby, nie wiem. Odszedłem i upadłem. Kiedy mnie znaleźliście, leżałem nieprzytomny na ławce.
– Tak, kilka metrów od miejsca zdarzenia. – Komendant pokiwał głową. – Więc czego się pan boi?
– Tego, że chociaż ja nie widziałem ich, to może oni widzieli mnie, panie nadkomisarzu. – Ciemne oczy ze szczerością wpatrywały się w mężczyznę.
– Dobrze, więc proszę mnie zrozumieć, panie Rej. Mamy braki kadrowe, nie jestem w stanie dać panu dobrych ludzi, ponieważ wszyscy pracują w terenie. Pani Weronika jest jednym z najlepszych pracowników w Wydziale Kryminalnym, proszę dać jej szansę. Wróciła po rocznej przerwie i weźmie się za siebie.
– Ale co ja powiem ludziom? Jakby chodził ze mną gość…
– Toby wzięli pana za pedała. Przecież nie będzie, do cholery, paradował z panem w mundurze. – Bąk wywrócił oczami.
– I co będę mówił, że kim ona jest? Moją siostrą? Przecież moje życie jest znane wzdłuż i wszerz. – Nerwowo zacisnął na jasnej grzywce trzęsące się ręce.
– Dziewczyną. Powie pan, że jest pana dziewczyną – nadkomisarzowi wpadł do głowy szalony pomysł.
– No bez jaj. Ona? Nie zgadzam się. – Chłopak zauważył, że na skraju stolika stoi puszka z colą, więc sięgnął po nią. – Już wolę powiedzieć, że jest kuzynką.
– To nie dostanie pan ochrony. Kuzynki nie będzie pan ciągał po tych swoich celebrity party, czy jak wy to tam nazywacie. Więc albo zgadza się pan na moje warunki, albo nie ma ochrony. Albo niech się pan zwróci do BOR-u, oni na pewno odmówią.
Weronika spacerowała po biurze komendanta. Co za kawał kutasa z tego Reja. Przemądrzały bufon. Wielki aktor, kurwa jego mać – dziewczyna prowadziła wewnętrzny monolog. Gwiazda z niego jak z koziej dupy trąba. Podeszła do okna i otworzyła je. Wychylając się, odpaliła papierosa. Wtedy drzwi za nią się otworzyły i stanął w nich spocony i czerwony na twarzy przełożony. Podszedł do okna, a z kieszonki na piersi wyciągnął swoją paczkę i stanął obok dziewczyny.
– Ta praca mnie wykończy – mruknął, a obłoczek dymu opuścił jego usta.
– Co ty, kurwa, nie powiesz? – odpowiedziała ironicznie. – Niech zgadnę, wydasz mi teraz polecenie służbowe? – zapytała, odchodząc od okna, i zgasiła niedopałek w popielniczce na biurku. – Zgodzę się pod jednym warunkiem, Rysiek. – Kiedy nikt ich nie słyszał, dziewczyna zwracała się do przełożonego po imieniu.
– Jakim?
– Gdy skończę to zadanie, pozwolisz mi dołączyć do sprawy tych Ukraińców.
Nie musiała więcej tłumaczyć.
– Zemsta to niedobra rzecz, sprawia, że przestajesz logicznie myśleć – odpowiedział z ciężkim wydechem.
– Obiecaj mi to albo niech kto inny zajmie się gogusiem.
– Dobra. Obiecuję. – Komendant się poddał. – Wiesz, dlaczego przydzieliłem ci to zadanie, Wera?
Pokręciła głową, patrząc w jego oczy.
– Bo tylko tobie ufam, dziecino.
– Dziękuję. – Ciepło rozlało się w sercu Wery. Łzy zaszkliły się w jej oczach, ale szybko zamrugała, unosząc wzrok na sufit.
– Trzymaj. – Komendant wręczył jej plik kluczy. – To kluczyki do jego apartamentu, tu masz adres. – Na świstku zobaczyła zapisany ładnym pismem adres. – Zapamiętałaś? – Skinęła głową, a mężczyzna zmielił kartkę w niszczarce. – Pojedziesz do niego i weźmiesz mu jakieś czyste ciuchy. Wybierz, co będziesz chciała, byleby było czyste. Mówi, że brudny się nie pokaże. – Przewróciwszy oczami, kontynuował: – Jedź do siebie i weź najpotrzebniejsze rzeczy, okej?
– Jak to? – zapytała.
– Zamieszkasz u niego na jakiś czas. – Mężczyzna wiedział, że przed nim najtrudniejsza część zadania.
– A co ja będę tam robić?
– Będziesz chronić go dwadzieścia cztery godziny na dobę i udawać jego dziewczynę – powiedział szybko na bezdechu, po czym zmrużył oczy.
– Zajebię cię, Rysiek – warknęła przez zaciśnięte zęby. Bąk chwycił ją za ramiona i potrząsnął nią.
– Słuchaj! Nikt o tym nie może wiedzieć. O tej akcji. To coś więcej, niż on mówi. Mam przeczucie, ty wiesz, że nigdy mnie nie zawiodło. Wypiszę ci zaległy urlop. Gdyby ktoś pytał, to mów, że przyszłaś tutaj po niego, bo spotykacie się od jakiegoś czasu. Pod budynkiem stoją już paparazzi, wyjdź tylnym wyjściem. Nikt nie może wiedzieć, że jesteś jego ochroną, rozumiesz? Publicznie grasz jego dziewczynę, Wera, a do tego będziesz miała okazję coś wywęszyć, skoro wciągnie cię do tego świata. Czuję, że on nam leje wodę jak pęknięta rynna. Zgadzasz się?
Gdy słuchała monologu szefa, to wszystko wydawało jej się strasznie popierdolone, ale rozumiała. Na jego pytanie skinęła głową. Rozumiała, jaki ciąży na niej obowiązek.
– Wróć jak najszybciej. Ogarnij trochę twarz, nałóż te swoje mazidła. Następnym razem, jak stąd wyjdziesz, będziesz już jego dziewczyną.
– Ja pierdolę, ale nie oczekuj, że poza tym wszystkim będę dla niego miła – powiedziała szybko.
– Nie oczekuję i chyba nie masz na co liczyć również z jego strony. Zresztą to straszny dupek. Pan Przemek jest zwyczajnie przewrażliwiony na swoim punkcie, myślę, że nic ci nie grozi. Wiem, że nic ci nie grozi – dopowiedział, a ona opuściła gabinet i korzystając z tylnego wyjścia, pobiegła do samochodu, by wykonać powierzone jej zadanie. Nie kryła przy tym irytacji. Była ciekawa, w jakiej desperacji znalazł się aktor, że zgodził się na coś takiego. Albo faktycznie był przewrażliwiony na punkcie tego, kim jest. Tak, zdecydowanie to drugie – przytaknęła sobie w myślach, jadąc samochodem w kierunku dzielnicy Bielany, gdzie znajdował