Marksizm. Отсутствует. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Философия
Год издания: 0
isbn: 978-83-01-19666-0
Скачать книгу
się w jakiejś innej klasie, jakiś określony stan musi być powszechnym kamieniem obrazy, ucieleśnieniem powszechnych ograniczeń, istnienie pewnej szczególnej warstwy społecznej musi uchodzić za notoryczne przestępstwo całego społeczeństwa, tak że wyzwolenie się od tej warstwy wydaje się powszechnym wyzwoleniem. Ażeby jeden stan był par excellence stanem-oswobodzicielem, po to, z drugiej strony, inny stan musi być jawnym stanem-gnębicielem (Marks 1962, s. 469–470).

      Czy to nie efektem takich konstatacji było prześladowanie „bywszych” w Rosji radzieckiej, rozkułaczanie, deportacje i zagłodzenie milionów? Więcej – czy owej konstatacji nie można rozumieć jako zachęty do czysto instrumentalnego, propagandowego „kreowania” całych wrogich klas – po to, by ich rytualna eksterminacja pomogła dziełu wielkiego przekształcenia świata?

      I jeszcze więcej – czy takie myślenie, raz uruchomione, da się łatwo zatrzymać? Czy nie znajdujemy w nim korzeni stalinowskich procesów Wielkiej Czystki, terroru – rozumianych jako narzędzia nie tylko zastraszania, lecz także tłumaczenia działalnością wrogów własnych niepowodzeń? A przez to i sztucznego wzbudzania – lub petryfikacji – fałszywego entuzjazmu?

      A można by się tu przecież nie ograniczać do nauk samego mistrza. Wolno chyba zastanowić się nad dalszymi efektami teoretycznych spekulacji, czynionych też przez jego jeszcze niezaangażowanych bezpośrednio w próby praktycznej realizacji nowego porządku następców. I następczyń – bo jakie np. mogły być konsekwencje wypowiedzi wybitnej marksistki Róży Luksemburg, iż „leninowska reforma rolna stworzyła socjalizmowi na wsi nową, potężną warstwę ludową wrogów, których opór będzie o wiele groźniejszy i bardziej uporczywy niż opór stawiany przez wywodzących się ze szlachty wielkich właścicieli ziemskich”? Czy taka konstatacja, zbieżna z obawami samych bolszewików, lecz również umacniająca je (co prawda autorka tych słów tuż przed śmiercią frondowała, niemniej jednak cieszyła się wszak wielkim autorytetem), nie przyczyniła się do późniejszego podjęcia decyzji o kolektywizacji i „likwidacji kułactwa jako klasy” – ze wszystkimi tego monstrualnymi konsekwencjami?

      Poważna krytyka może też, paradoksalnie, bazować na kompleksowości i wszechstronności dzieła Marksa. Jacques Attali pisał, że filozofowie przedmarksowscy myśleli wprawdzie o człowieku w jego całokształcie, ale on był pierwszym, który podszedł do świata jako do całości – całości w sensie zarazem politycznym, ekonomicznym, naukowym i filozoficznym. „Schumpeter, jeden z inteligentniejszych krytyków Marksa, próbował odróżnić Marksa-socjologa od Marksa-ekonomisty; można łatwo wyróżnić Marksa-historyka. Ale takie mechaniczne podziały wiodą na manowce i są całkowicie sprzeczne z marksowską metodą” – pisał z kolei Hobsbawm.

      Ba, tylko że właśnie ta cecha marksizmu chyba bardziej niż wszystkie inne ułatwiała uznanie jego metody za uniwersalny klucz do wszystkiego, a wręcz za wszechogarniającą, skończoną doktrynę, za Pismo Święte czy Talmud Nowej Ery. Właśnie kompleksowość i wszechstronność marksizmu w sposób oczywisty taką pokusę rodzić musiała – zarówno w sensie psychologicznym, jak i intelektualnym.

      Dalszą i najbardziej fatalną konsekwencją był fakt, że efekt „naukowego charakteru” doktryny nieuchronnie musiał potęgować przekonanie jej wyznawców, iż wszelkie opory przeciw jej aplikowaniu nie zasługują na nic poza złamaniem siłą. I nie są efektem niczego poza (w najlepszym razie) ignorancji. Związana z tym była także, podkreślana przez Józefa Tischnera, totalna polityzacja świata Marksowskiego, a co za tym idzie – świata marksistów, i towarzyszący tej polityzacji brak moralnej refleksji nad opisywanymi zjawiskami, co owocowało podobnie. Ciężko temu zaprzeczyć, a skutecznym kontrargumentem z pewnością nie będzie tu opinia Bertolda Brechta, iż Marks „współczuł najbardziej ze wszystkich ludzi”.

      Trudno z tym wszystkim polemizować. Choć oczywiście można by tu rozwinąć szerokie działania osłonowe. Eric Hobsbawm podkreśla, że Kautsky i Bernstein byli równie uprawnionymi dziedzicami Marksa, co Lenin i Stalin (teoretycznie racja, tylko trudno nie zauważyć, że stworzona przez dwóch pierwszych zachodnia socjaldemokracja odchodziła od marksizmu coraz dalej, aż wreszcie formalnie się go wyrzekła). Można też dla wytłumaczenia marksistowskiej przemocy w ZSRR podkreślać wpływ wywarty przez kulturę rosyjską z jej tradycją politycznej bezwzględności i uświęceniem fanatyzmu, a także brutalizujący efekt I wojny światowej, w której trakcie i wyniku bolszewicy doszli do władzy. Wszystko to szczera prawda, nieunieważniająca jednak refleksji nad samym rdzeniem doktryny.

      Choć – tu autor przyzna się do pewnej bezsilności – tej przerażającej łatwości mordowania ludzi, nawet tych kompletnie niestawiających oporu, jaka cechowała bolszewizm i zwłaszcza jego najwyższą formę – stalinizm, nie potrafię sobie wytłumaczyć ani cechami doktryny, ani Wielką Wojną, ani nawet kulturowym czynnikiem rosyjskości. Tu chyba musiało zaważyć coś jeszcze innego. Nie ważę się postawić hipotezy dotyczącej natury tego czynnika.

      7

      Na pogrzeb Marksa przyszło 11 osób. Odbył się on ponad 130 lat temu, a odwołujący się do nauki najsłynniejszego trewirczyka system polityczny runął potem tak totalnie i tak kompromitująco, że trudno znaleźć precedensy. W tej sytuacji fakt, że dziś w ogóle możliwe są próby interpretacji obecnego stanu kapitalizmu jako przewidzianego przez Marksa, mówi sam za siebie. Dowodzi, że w jego naukach jest coś, przed czym uciec się nie da. Coś, bez czego nie sposób zrozumieć świata.

      Tylko że znowu – nawet ten aspekt spraw nie unieważnia przenikliwości i wyjątkowości Marksa.

      Problemem, postawionym ostatnio przez Thomasa Piketty’ego, jest wzrastająca majątkowa nierówność w społeczeństwach Zachodu. Otóż sam fakt, że nierówność można postrzegać jako problem, a nie jako naturalny porządek świata, jest dziełem Marksa właśnie. Oczywiście moralny bunt przeciw nierówności istniał wcześniej, ale to trewirczyk stworzył system, w którym owa nierówność była nie tylko czymś godnym ubolewania czy nawet nie tylko etycznym skandalem, lecz także ważnym elementem teorii i praktyki procesów gospodarczo-politycznych.

      Skoro padło nazwisko Piketty’ego, to warto powiedzieć, że również fakt, iż obecny kryzys zachodniego kapitalizmu związany jest z ubożeniem klas niższych i średnich, można postrzegać jako wskazujący na aktualność i prawdziwość koncepcji Marksa. I to niezależnie od sporu, na ile jego tezę o postępującym ubożeniu klasy robotniczej da się interpretować jako konstatację wyłącznie ubożenia względnego, a nie bezwzględnego.

      Warto też dostrzec – i docenić – to, co skądinąd w jakimś zakresie słusznie jest w marksizmie krytykowane. Mam na myśli ogromny potencjał emancypacyjny, który wyraża najlepiej druga strofa Międzynarodówki – ta wzywająca, by nie wyglądać zmiłowania ani z wyroków bożych, ani z carskich praw, tylko brać nadania z własnego prawa i zbawić się z własnej woli.

      Tak, oczywiście, da się z tej wyniosłej dumy wyprowadzić pychę, a z pychy – niebezpieczne przekonanie, że demiurdzy wolnego człowieczeństwa mogą wszystko. To pewnie w jakimś zakresie prawda. Tylko że alternatywą przedmarksowską był człowiek zakuty w kajdany tradycji – kajdany, których istnienia często nawet on sam nie był do końca świadomy.

      Można do woli – i słusznie – krytykować zwodnicze wizje „wolności, która jest niewolą”, i odwrotnie, człowieka rzekomo wznoszącego się na najwyższe wyżyny „uświadomionej konieczności”, a będącego w istocie niewolnikiem systemu. Można odnosić się sceptycznie do marksistowskiego przekonania, które trafnie opisał Krzysztof Pomian jako wiarę, że

      człowiek może stać się w całej pełni panem samego siebie, może świadomie pokierować własną przyszłością, poddać ją racjonalnej kontroli i wyzwolić się tym sposobem od właściwej jego istnieniu przypadkowości. I że to przeistoczenie człowieka