Dyskusyjna jest już wyjściowa przesłanka tej koncepcji, zakładająca istnienie stałego wzrostu potrzeb ludzkich. Zamiast wydumanej koncepcji dialektyki i dialektyczności zwolennicy tego ujęcia lepiej by zrobili, poświęcając czas na przestudiowanie faktów rzeczywistej historii ludzkości.
Na przykład w społeczeństwach przedburżuazyjnych o żadnej uniwersalnej tendencji tego rodzaju wzrostu nie może być mowy; potrzeby były reglamentowane tradycją, a sama ich zmiana wielce utrudniona. Nawet jednak przyjęcie prawomocności tej podstawowej przesłanki nie ratuje omawianej koncepcji. Wszak sama sprzeczność między potrzebami a możliwościami ich zaspokojenia nie wystarcza bynajmniej do tego, aby stworzyć nowe środki pracy (które to pojęcie jest szersze od pojęcia narzędzi pracy). Sprzeczność ta była w praktyce bardzo różnie rozwiązywana. Można wskazać na takie przykłady z dziejów społeczeństw ludzkich, w których niemożność zaspokojenia potrzeb przy użyciu aktualnie danych środków produkcji nie prowadziła do rozwijania sił wytwórczych, lecz do ograniczania i redukowania samych potrzeb, aż do zamarcia egzystencji. Zjawisko to występuje zwłaszcza w przypadkach dużej zależności gospodarki od stanu i zmian przyrody, tj. przede wszystkim w kulturach opartych na rolnictwie. Ponadto procesu powstawania i rozwiązywania sprzeczności między potrzebami a produkcją nie można analizować niezależnie od struktury klasowej danego sposobu produkcji. „Zapotrzebowanie społeczne, tzn. to, co stanowi o zasadzie popytu – pisał Marks – uwarunkowane jest w głównej mierze przez wzajemny stosunek poszczególnych klas i przez ich sytuację ekonomiczną, określoność tych potrzeb jest nad wyraz elastyczna i chwiejna” (Marks 1957, s. 193, 201). Każdy system ekonomiczny zaspokaja potrzeby ludzkie, kształtuje je i tłumi zgodnie z charakterystyczną dla siebie strukturą własnościowo-klasową. Gospodarka kapitalistyczna reaguje wzrostem produkcji tylko na takie potrzeby, które zapewniają zysk. Pewne potrzeby mas, niepoparte dostateczną siłą nabywczą, nigdy nie doprowadzą do stworzenia środków produkcji mających służyć ich zaspokojeniu. Mogą natomiast przynosić tego rodzaju efekt potrzeby grup najsilniejszych ekonomicznie. Na produkcję wpływają nie potrzeby – pojęcia antropologiczne, lecz efektywny popyt – kategoria ekonomiczno-socjologiczna.
Niezależnie od takich lub innych różnic w wyjaśnianiu naczelnego „prawa rozwoju” jego zwolenników łączy to, że uznają je za rzeczywiste prawo rozwoju społeczeństw ludzkich. Tymczasem analiza historii tych społeczeństw wykazuje dowodnie, że żadne prawo ciągłego rozwoju sił wytwórczych w niej nie obowiązuje. Wszyscy zwolennicy tego prawa uważają się za marksistów. Dlaczego więc nie dostrzegają tych wypowiedzi Marksa w Kapitale, w których podkreśla on, że „rewolucyjność technicznej bazy” społeczeństwa kapitalistycznego stanowi raczej osobliwość niż regułę historyczną, że różni je ona radykalnie od „bazy wszystkich poprzednich sposobów produkcji, która była z istoty swej konserwatywna” (Marks, Engels 1968, s. 579). „Pierwszym warunkiem istnienia wszystkich dawniejszych klas przemysłowych – formułuje dobitnie tę myśl Marks – było zachowanie bez zmian starego sposobu produkcji. Ustawiczne przewroty w produkcji, bezustanne wstrząsy ogarniające całość życia społecznego, wieczna niepewność i wieczny ruch odróżniają epokę burżuazyjną od wszystkich poprzednich”. Oczywiście krytyka pod adresem zwolenników „prawa ciągłego rozwoju sił wytwórczych” dotycząca braku znajomości podstawowego dzieła marksizmu nie wyczerpuje zagadnienia. Znacznie poważniejszy charakter ma zarzut wskazujący na ich nieznajomość historii. W ten sposób powracamy do już sygnalizowanego wątku: krytyki idealistycznych koncepcji praw rozwoju dziejowego; dla sformułowania tych koncepcji historia jest w zasadzie niepotrzebna, nie nakłaniają one do analizy konkretnej rzeczywistości historycznej, lecz przeciwnie, odwodzą od jej badania. Konfrontacja z faktami realnego rozwoju ekonomiczno-społecznego musiałaby wszak prowadzić do ich odrzucenia – jako będących sprzecznymi z tymi faktami.
W pracach autorów stosujących koncepcję „trzech praw materializmu historycznego” rzadko występuje jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistego procesu historycznego, a jeśli tak, to jedynie dla celów oderwanych, pojedynczych ilustracji, nigdy zaś w zamiarze rzetelnego studiowania owego procesu w całym bogactwie i skomplikowaniu. Koncepcja ta może bowiem pełnić wygodną funkcję zwalniania od obowiązku rzetelnej analizy społeczeństwa: po co je badać, skoro i tak wiadomo, że rozwija się zgodnie ze „świętą trójcą” podstawowych praw?
Jakkolwiek oczywiście rozwoju marksizmu zarówno w Europie Wschodniej, jak i Zachodniej nie da się zredukować do roli jedynie dalszego ciągu bądź dopisków do stalinizmu, to jednak wpływy tego ostatniego, zdogmatyzowanego sposobu myślenia okazały się bardziej trwałe, niż wielu sądziło. Interesująca kwestia, w jakiej mierze trwanie to odzwierciedlało pewne realne tendencje w życiu społecznym, wykracza poza ramy tego artykułu, choć można tu zasygnalizować, że w pierwszym z tych rejonów okres nominalnie poststalinowski naznaczony był silnym piętnem wszechstronnej zależności (pomijając najbardziej złowrogie przejawy terroru państwowego) od mechanizmów rządzących życiem tych narodów w poprzednim okresie dziejowym. O ile zaś o społeczeństwach włoskim czy francuskim jako całości tego orzec się żadną miarą nie da, to partie lewicowe, w tym komunistyczne, których znaczenie dla rozwoju myśli marksistowskiej w tych krajach było oczywiste, z trudem wyzwalały się z okowów stalinowskiego dogmatyzmu.
Jeśli mowa o marksizmie zachodnim, to na wyróżnienie zasługuje z pewnością niemała liczba badaczy i myślicieli, lecz my znowu, poprzednim zwyczajem, ograniczymy się do punktów najbardziej krytycznych z punktu widzenia tematu artykułu, co nieuniknienie musi prowadzić do pewnej pobieżności i niesprawiedliwości, z jaką będzie się traktować (lub pomijać) takich lub innych teoretyków.
Upadek stalinizmu nieprzypadkowo – w kategoriach socjologii wiedzy – dał początek popularności czy raczej odrodzeniu się mody na humanistyczne, par excellence antropologiczne podejście do marksizmu, w czym celowali m.in. różni autorzy francuscy. Intelektualną podstawą tych przedsięwzięć stało się odkrycie dla opinii publicznej wczesnych tekstów Marksa, w tym szczególnie wzmiankowanych Rękopisów ekonomiczno-filozoficznych z 1844 r. Teoria alienacji i kategorie jej pokrewne okazały się dobrym środkiem do rozładowania napięć gromadzonych przez lata stalinowskiej ciemni, odreagowania ich w sposób, który przy tym na zewnątrz przynajmniej wydawał się konweniować z myślą Marksowską, tyle że myślą nową, świeżą, traktowaną przez wielu niemalże jak objawienie. Istniały – jak częściowo już sygnalizowano – bardziej prozaiczne i nie tak wzniosłe powody tak szerokiego zainteresowania ideami antropologii filozoficznej. Takie ustawienie ośrodka zainteresowań sytuowało autora wygodnie w łańcuchu tradycji myśli filozoficznej, pozwalając na wykorzystanie nabytej wiedzy. Poirytowani czytelnicy mogą na to odpowiedzieć, że przecież nie każdy ma predylekcję do ekonomii, do zagłębiania się w tajniki mechanizmów życia ekonomicznego. Niby prawda, ale nieuwzględniająca podstawowego faktu uwarunkowania kierunku zainteresowań badawczych nie tyle przez nieuchwytny wrodzony „talent” czy tym podobne czynniki, ile warunki społeczne stwarzające zapotrzebowanie lub co najmniej skłaniające do wyboru takich a nie innych opcji; są to sprawy dobrze znane socjologii nauki. Nie przesądza się tym samym, rzecz jasna, że wskazany tu motyw działał w odniesieniu do każdego przedstawiciela nurtu antropologicznego w marksizmie, jednak jako ogólną prawidłowość jestem skłonny twierdzenie to podtrzymywać.
Dodamy, że równe, jeśli nie większe zainteresowanie rzeczony nurt wzbudził w niektórych krajach Europy Wschodniej, w tym szczególnie w Polsce, gdzie jego znaczącymi eksponentami byli m.in. Adam Schaff, Tadeusz M. Jaroszewski i inni. Jak już wskazano, podłoże owego zainteresowania wydaje się naturalne, a etyczne pobudki wielu