Marksizm. Отсутствует. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Философия
Год издания: 0
isbn: 978-83-01-19666-0
Скачать книгу
proponowane przez innych autorów. Oczywiście stwierdzenie to samo przez się nie pogrąża bynajmniej rzeczonej teorii; o absolutną oryginalność czy nowatorstwo w nauce, w tym w naukach społecznych, niełatwo, więc nie taki powinien być podstawowy zarzut kierowany pod jej adresem. Poważniejszy jednak charakter ma oskarżenie o pasywność intelektualną. Po wypreparowaniu, jak głoszono, z tekstu Marksa pewnego konceptu dalsza praca nad nim ograniczała się do klonowania go w celu uzyskiwania zwierciadlanych odbić w różnych przedmiotowych dziedzinach, które odpowiadały mniej więcej zainteresowaniom rosnącego zbioru badaczy gromadzących się wokół Leszka Nowaka. Nie podjęto natomiast żadnej ambitniejszej próby przemyślenia tej kategorii, niekoniecznie w duchu obiegowego pojmowania typów idealnych, czystych itp. Jak wspominano, materializm, za jakim Nowak się zawsze opowiadał, dawał takie możliwości; z tej perspektywy pojęcia oznaczane cytowanymi wcześniej nazwami nie opisują, wbrew dominującej interpretacji, istniejących stanów rzeczy. Już bardziej właściwe byłoby ich określenie jako oczyszczonych od zależności i relacji przesłaniających zasadniczą strukturę, której poznaniu służy owo pojęcie. Nie jest to też sprawa jedynie eksperymentów myślowych; warunki skrajne, graniczne, jak wiadomo, uzyskuje się w określonych środowiskach, np. w kosmosie, gdzie można wytwarzać pewne pierwiastki czy związki ze względu na możność utworzenia układu izolowanego, jakiego na Ziemi nie da się stworzyć. Listę takich przykładów można by ciągnąć dalej, ale jest to zbyteczne, chodzi o pewien kierunek rozumowania, niestety zupełnie nieobecny w omawianej grupie marksistów. Nie, wbrew pompie, jaka otaczała w swoim czasie Leszka Nowaka i jego metodę idealizacji, nie uważam, iżby szkoła ta mogła uznać tę metodę za swoje szczególne osiągnięcie; prawdę mówiąc, jak pokazał zamieszczony tu komentarz, przechwałki z nią związane mogą być nieco ryzykowne ze względu na to, że bliższa analiza pozwala ujawnić raczej ogólne słabości danego środowiska intelektualnego: unikanie trudnych problemów naukowych i zastępowanie nieprzyjemnego zadania konfrontacji z nimi przez ucieczkę w rozwiązania formalne, co ma w sobie coś z myślenia magicznego, tak jakby sam język był zdolny rozwiązywać problemy, a przynajmniej sugerować, że się je rozwiązało. O ile to pierwsze nie mogło się powieść, o tyle drugi cel istotnie był osiągany, a dani autorzy nie są skądinąd jedynym przykładem ilustrującym możliwość takiego oddziaływania na opinię publiczną koncepcji, których sukcesy i powodzenie mają więcej wspólnego z szatą zewnętrzną, w jaką je obleczono, niż z substancjalną treścią i poznawczą wartością. Dobry przegląd takich „znakomitości” na polu nauk społecznych daje Stanisław Andreski w swej dowcipnej książce Nauki społeczne jako czary. Nie we wszystkich sądach autor ten, chłoszczący niemiłosiernie każdego, u kogo dopatrzył się tego, co uznaje za żargon, jest – uważam – sprawiedliwy, a ponadto od jego czasów tendencja ta rozpleniła się niesłychanie, czego głośną egzemplifikacją jest moda na wszelkiego rodzaju „kapitały”: mamy kapitał społeczny, kulturowy, ale także naturalny, językowy, prawny, erotyczny i bóg wie jaki jeszcze. I w tym wypadku mogę odesłać czytelników do swojej monografii, w której dokonałem krytycznego przeglądu całej panoramy owych „kapitałowych” pojęć (Tittenbrun 2013b), cieszących się również, nie trzeba przypominać, popularnością w kręgach marksistowskich; dość powiedzieć, że uważany przez wielu za marksistę Pierre Bourdieu był z pewnością najbardziej produktywnym fabrykantem całej plejady „kapitałów”, daleko wyprzedzając na tym polu noblistę Gary’ego Beckera, któremu też skądinąd umiejętności w tej dziedzinie nie można odmówić.

      Metoda idealizacji nie była naturalnie jedynym dokonaniem metodologicznej szkoły poznańskiej. Wspomniano już o powstałej w tym kręgu tzw. adaptacyjnej interpretacji materializmu historycznego, która, jak wykazywano, obciążona była poważnymi wadami niezgodnymi z ową materialistyczną etykietą. Jednakże również przymiotnik „historyczny” w skojarzeniu z kształtem, jaki przybrała owa adaptacyjna koncepcja, nie wydaje się na miejscu. Jak dowodziłem w artykule pod znamiennym tytułem Materializm historyczny czy biologiczny?, do wcześniej wyliczonych grzechów doszedł nieukrywany biologizm, mający w tle dyskusyjną co najmniej, łagodnie mówiąc, wykładnię nauk biologicznych, ten problem nie będzie nas tu jednak zajmować. Po szczegóły tej krytyki można odesłać czytelnika/czytelniczkę do stosownej pracy (Tittenbrun 1981), a zaoszczędzone tą drogą miejsce możemy poświęcić innym składnikom konstrukcji teoretyczno-metodologicznej wzniesionej przez omawiany krąg badaczy. Analiza ta pogłębia wrażenie, iż za zasadniczą cechę, chciałoby się rzec, wręcz cechę rozpoznawczą owej szkoły można uznać formalizm. Szersze uzasadnienie znajduje się w powoływanych tu publikacjach, więc w tym miejscu zajmiemy się wątkami w tamtych pracach wprost nieporuszanymi.

      Otóż kolejny element wspomnianej struktury myślowej stanowiła tzw. dialektyka kategorialna, zakładająca ze swej strony esencjalistyczną ontologię.

      Zdaniem autora niektóre pojęcia znalazły się w tym wykazie w sposób jawnie nieuprawniony – dotyczy to przede wszystkim terminu „dialektyka”, z jakim zarówno omawiana koncepcja, jak i zresztą dorobek poznańskiej szkoły metodologicznej, nie ma wiele wspólnego (w najlepszym razie da się tu mówić o efekcie krzywych zwierciadeł, w których zniekształconym obrazie na upartego można doszukać się jakichś szczegółów trudno rozpoznawalnego lub zgoła nierozpoznawalnego oryginału). Sami zwolennicy omawianej orientacji zaczęli posługiwać się pojęciem marksizmu analitycznego jako zapewne z założenia podnoszącym prestiż ich poczynań. Nie ma tu miejsca na dogłębne eksplorowanie tematu, więc tylko ogólnie powiemy, że, po pierwsze, przyjmowana przez ten kierunek logika racjonalnego wyboru, m.in. jako pociągająca za sobą indywidualizm metodologiczny, jest nie do pogodzenia z materializmem historycznym; po drugie, bardziej szczegółowa analiza Wrighta jednej z dość wpływowych odmian tej orientacji, manifestującej uderzający formalizm, znajduje się w odpowiedniej pracy (Tittenbrun 2011, 2014b).

      Aby nie stwarzać podejrzenia o tendencyjną interpretację, posłużę się oryginalnym cytatem jednego z przedstawicieli tego ośrodka myśli marksistowskiej:

      Esencjalistyczna ontologia przyjmowana w ramach kategorialnej interpretacji dialektyki zakładała, że na badane zjawisko wpływa szereg czynników, które w różny sposób nań oddziałują. Tworzą one strukturę esencjalną danego zjawiska, składającą się co najmniej z dwóch poziomów. Na jej poziomie głębokim występują jedynie czynniki główne, na poziomie powierzchniowym – czynniki główne wraz ze wszystkimi czynnikami ubocznymi. W analogiczny sposób można odtworzyć strukturę nomologiczną badanego zjawiska, czyli zależności zachodzące między czynnikami a determinowanymi przez nie zjawiskami (Brzechczyn 2005, s. 389–390).

      Jak wynika nie tylko z przytoczonego tekstu, mamy tu po prostu do czynienia ze starą teorią czynników, której istnienie, i dodajmy, raczej nieuleczalne wady, zostały zidentyfikowane dość dawno temu. Ale w końcu przecież wiadomo, że natłok literatury jest tak olbrzymi, że nie ma takiego mądrego, który by to wszystko zdążył przeczytać, a na dodatek jeszcze zrozumiał. Nie miejmy zatem zbytnich pretensji, pamiętając też o różnorakim rodowodzie członków PSM, że użyję tego samooznaczenia jako świadectwa mej dobrej woli, braku chęci do obierania łatwej drogi łapania za słówka. Niestety jednak trudno będzie tezę tę podważyć; w konkretnych aplikacjach wspomniana teoria przybiera postać wielu „czynników”, takich jak czynnik ekonomiczny, polityczny i inne, wyróżnianych raczej dowolnie, bo żadnych wyraźnych kryteriów w tej mierze nie sposób się doszukać; badacze z kręgu PSM mogliby pewno odrzec na to, że wszak – przynajmniej gdy chodzi o najistotniejsze dla badacza czynniki główne – są one, jak wiadomo, ukryte przed okiem niepowołanych i jedynie zapewne filozof, w dodatku wyszkolony na tekstach poznańskiej szkoły metodologicznej, ma szansę, by się do owej głębinowej struktury dostać, odsłaniając prawdziwe sprężyny procesów obserwowalnych na powierzchni życia społecznego. Ponownie, tak jak to bywało już co najmniej kilkakrotnie, potwierdza się zasadność rozróżnienia zobiektywizowanej struktury teoretycznej pod nazwą