Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jewel E. Ann
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-567-3
Скачать книгу
Jego włosy są idealnie ułożone. Cała jego postawa jest irytująco perfekcyjna. W tej chwili mogę być nieco podniecona.

      – To szalone. Nigdy nie myślałam o studiach prawniczych, ale w tej chwili mam ochotę stanąć z panem na sali sądowej. Kilkakrotnie odeprzeć pana argumenty i nieco się pokłócić, zaciskając dłonie w pięści, ale… – Odsuwam się od jego biurka, prostuję się i gwiżdżę całą gamę, a kiedy kończę, uśmiecham się. – …muszę iść na górę i nauczyć pana syna kilku akordów. Może mama Harry’ego bardziej doceni zainteresowanie syna muzyką niż jego ojciec.

      Odwracam się na pięcie i puszczam oko do Amandy, jednak jej grymas sprawia, że się zatrzymuję. Miałam ją za zadziorną, dlaczego więc wygląda na przerażoną?

      – Matka Harrisona nie żyje, więc to ja mam ostatnie słowo w tym muzycznym przedsięwzięciu, a brzmi ono „nie” – mówi Flint ze stanowczością, która podkopuje moją pewność siebie.

      Amanda się kuli. A ja mało nie padam trupem.

      Śmierć przebija wszystko inne. Pozostawia bez argumentów.

      – Przepraszam. – Nie potrafię na niego spojrzeć. Nie chcę widzieć, jak wygląda śmierć na twarzy Flinta Hopkinsa. Powinniśmy pamiętać ludzi w ich najpiękniejszych chwilach, ale zazwyczaj tak nie jest. To brzydota i ból pozostawiają niezatarte wrażenie.

      – Wyprowadzi się pani za dwa tygodnie?

      Amanda przeskakuje wzrokiem pomiędzy nami, jakbyśmy znajdowali się nie na sali sądowej, a na ringu bokserskim.

      – Jestem miła, panie Hopkins, nie słaba.

      ROZDZIAŁ 3

Flint

      Mijają dwa tygodnie, a pani Rodgers nadal całymi dniami wygrywa tę swoją kocią muzykę. Znajdę lukę. Będę mógł ją eksmitować. Zawsze jest jakaś luka. W tej chwili uniemożliwia mi to jednak Harrison i jego obsesja na punkcie grania na gitarze i samej kobiety, więc zbijam bąki zamiast wywalić ją na zbity pysk.

      Nauczyłem się na własnej skórze, że nie mogę odbierać mu pasji. Syn mówi teraz tylko o tym. Kiedy nie ma zajęć pozalekcyjnych z robotyki, zostawia plecak w moim gabinecie i biegnie na górę, gdzie czeka, aż Ellen skończy sesję z pacjentem, by mogli razem pograć na gitarach. A ona jest jeszcze gorsza. Zachowuje się tak, jakbym nie dał jej dwóch tygodni na wyprowadzkę. Gdy nadejdzie czas, będę musiał siłą usunąć ją z lokalu.

      – Pomagasz mu w przeprowadzce? – Amanda jest mistrzynią dziwnych pytań. Nie zadaje ich, stając ze mną twarzą w twarz. Wiem, że może mówić do telefonu, choć mam świadomość, że tak nie jest. To ją właśnie cechuje: milczy przez wiele godzin, po czym zadaje pytanie, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć.

      – Komu?

      – Cage’owi. Wiem, że nie jesteś wylewny, ale twój przyjaciel cię porzuca, a ty nie pisnąłeś nawet słówka. Nie prosiłeś, bym zarezerwowała ci czas w kalendarzu, żebyś mógł pomóc mu w pakowaniu ani nic takiego.

      – On się wyprowadza, a nie mnie „porzuca”. I zatrudnił firmę przeprowadzkową. To jego życie, nie moje. Jest jak jest. Wyjęłaś akta Petersona?

      – Masz je na biurku, dziesięć centymetrów od swojej ręki. Jeśli nią ruszysz, teczka cię ugryzie, bo jesteś zbyt zaabsorbowany wyprowadzką przyjaciela oraz nową lokatorką, która skradła uwielbiające muzykę serce twojego syna.

      Super. Ma rację, ale Ellen Rodgers nie jest prawdziwa. Tak osobliwe kobiety żyją jedynie w fantazjach. Idealne cycki są jedyną prawdziwą jej częścią i stanowią swoistą anomalię, ponieważ perfekcyjne piersi zazwyczaj istnieją tylko w wyobraźni.

      Muszę przestać myśleć o jej zderzakach.

      – Powiedz Harrisonowi, że wychodzę za pięć minut.

      Amanda wstaje i wkłada marynarkę.

      Wzdycham.

      – Proszę…

      – Przykro mi, jestem już po pracy. Będziesz musiał sam tam pójść i mu o tym powiedzieć. Pozdrów ode mnie Elle.

      – Kto to jest „L”?

      – Zdrobnienie od Ellen.

      – Jesteś zbyt leniwa, by dodać „N” na końcu?

      – Przestań być aż tak… – Wykrzywia usta. – …sobą.

      – Mną?

      – Elle jest zdrobnieniem od Ellen, jak Flint jest zdrobnieniem od Flinton.

      Wracam wzrokiem do ekranu komputera. Dobrze wie, że nie mam na imię Flinton. Jestem zmęczony tym udawanym obłędem.

      – Jesteś zwolniona.

      – Super! A już się bałam, że nie będzie dziś złośliwości. Do poniedziałku.

      – Do poniedziałku. – Odprawiam ją spojrzeniem i uśmiecham się lekko, mimo że torturuje mnie swoimi uwagami.

      Udawało mi się unikać wchodzenia na piętro, odkąd nie zdołałem eksmitować pani Rodgers. Podróż windą jest stanowczo za krótka, ubranie za grube, krawat za ciasny, a skóra nazbyt się poci. I na dodatek swędzi mnie kark. To alergia na Ellen. Harrison z pewnością zrozumie, dlaczego muszę się jej pozbyć, gdy pokażę mu dowód na to moje uczulenie. Chociaż zapewne tak się nie stanie. Poziom jego empatii znacząco się podniósł, ale daleko mu jeszcze do postawienia się na czyimś miejscu.

      – Nadal tańczysz? – Ellen pyta Harrisona, gdy staję przed drzwiami, by mnie nie widzieli.

      – Nie.

      – A jakieś inne zajęcia ruchowe?

      – Gram w futbol.

      – Poważnie?

      – Nie. Tata twierdzi, że powinienem tak mówić. Ha! Ucieszy się, gdy powiem, że o tym pamiętałem.

      Zamykam oczy i kręcę głową. To nie tak. Dzieciak uważa, że może zawrzeć piętnastominutową dyskusję w kilku słowach, które wcale nie są trafne.

      Ellen się śmieje. To denerwujące. Jej szczęście mnie wkurza. I swędzi. Pociągam za krawat, unoszę głowę i drapię się po szyi.

      – Tata ma w gabinecie wiele piłek. Chyba rozumiem, dlaczego pragnie, byś grał.

      – Sam grał.

      – Ach tak? Na studiach?

      – Chyba tak.

      Niewiarygodne. Pamięta nieistotne fakty, o których przeczytał tylko raz, a nie kojarzy mojej kariery sportowej – choć opowiadałem mu o niej już chyba tysiące razy.

      – Gdzie? – Oczywiście, że drąży temat.

      No to lecimy.

      – Nie pamiętam.

      Bingo.

      – Ogląda nagrania z przyjacielem.

      – Tata ma przyjaciela?

      Odchrząkuję i wychodzę zza drzwi.

      – Niech się pani tak nie dziwi, pani Rodgers. Mogę mieć więcej niż jednego.

      – Nie. – Harrison kręci głową. – Masz tylko jednego.

      Mam ochotę nim potrząsnąć. Ellen próbuje zdusić uśmiech, ale tak bardzo zaciska wargi, że zaraz są wilgotne. Wpatruję się więc w jej lśniące usta, ponieważ rozpraszają moją uwagę – i wszystko mnie swędzi.

      – Pozbieraj swoje rzeczy i poczekaj w samochodzie. – Podaję synowi kluczyki.

      Kobieta odprowadza go spojrzeniem jasnych niebieskich oczu. Są takie jak u Heidi, tylko