Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jewel E. Ann
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-567-3
Скачать книгу
zdają się nie dostrzegać problemu, jeśli chodzi o to pokolenie. Nie ma jednoznacznego sposobu na zdiagnozowanie go, nie ma szczepionki, by zapobiec chorobie, ani leku, by zlikwidować objawy.

      Harrison nałogowo pożąda informacji. Rzadko widuje się go bez słuchawek, gdy wchłania programy na wszelkie tematy, począwszy od sztuki nowoczesnej po teorię ewolucji. Ma problemy z zapanowaniem nad emocjami, więc niezbyt dobrze radzi sobie w kontaktach z rówieśnikami, i zaskakujące poczucie humoru, co jest interesujące, bo rzadko trafia z tym w gust innych osób. Prócz tego jest dość „normalnym” dwunastolatkiem.

      – Zagrajmy, Harrisonie.

      – To głupie. – Jak na zawołanie wkłada słuchawki do uszu, ucinając rozmowę.

      – Uwali cię, jeśli nie napiszesz tej pracy. To będzie chyba jeszcze większa obraza dla twojej inteligencji. – Zerkam na niego, ale już nie słucha.

***

      Poranek spędzam w sądzie, przed udaniem się do biura kupuję lunch.

      – Hej, jak poszło? – pyta Amanda, kiedy rzucam aktówkę na biurko i rozpinam marynarkę.

      – Wygraliśmy.

      – Gratulacje. Kiedy ostatni raz przegrałeś? Nie pamiętam. – Ściąga usta na jedną stronę.

      Nie musi pamiętać. Ja pamiętam aż za dobrze. Pamiętam wszystkie sprawy, które przegrałem, odtwarzam je w głowie w nieskończoność, zastanawiając się, co mogłem zrobić inaczej. Następnie mój umysł zawsze wraca do Heidi, mojej największej przegranej, bez możliwości apelacji.

      – Co to za dźwięk? – Siadam w fotelu i wyciągam kanapkę z brązowej papierowej torebki, zerkając przy tym na sufit.

      – Ellen. Wprowadziła się w weekend. I pomalowała lokal.

      – I? – Krzywię się do sufitu, gdy hałasy nie ustają.

      – I dziś przyjmuje już pacjentów. W tej chwili grają na bębnach, ale jakąś godzinę temu słyszałam gitarę i śpiew. Chyba Koła autobusu.

      – Wyjaśnij. – Odwijam kanapkę, wzdrygając się.

      Amanda przerzuca jasne włosy za ramię.

      – To o autobusie i kołach, które się kręcą, ludzie wsiadają i wysiadają, klakson trąbi…

      Przerywam jej spojrzeniem, może nawet „tym” spojrzeniem. Właśnie dlatego muszę zwalniać ją każdego dnia.

      Szczerzy zęby w uśmiechu. Jej przemądrzała postawa wciąż się utrzymuje, podobnie jak pewność siebie. Dzięki pracy dla mnie zarabia przyzwoite pieniądze, więc po trzech ciążach zakończonych cesarskim cięciem mogła pozwolić sobie na operację plastyczną brzucha i członkostwo na siłowni, poza tym wydaje mi się, że zrobiła coś z żylakami. Jestem pewien, że kiedy schudnie, zostawi męża. Cały czas się z tym spotykam. Do diabła, żyję z tego.

      – Jest muzykoterapeutą, Flint. Powiedz, proszę, że wiedziałeś, iż z jej działalnością będzie wiązała się muzyka. Jeśli nie, będę musiała się za ciebie wstydzić.

      Łup, łup… Łup… Łup, łup, łup…

      Ponownie spoglądam w górę, przeżuwając powoli.

      – To nie wypali.

      – Umowę najmu podpisałeś na rok.

      – Mogę ją rozwiązać.

      Amanda się śmieje.

      – Który punkt narusza ta kobieta? W umowie nie zawarłeś żadnych postanowień dotyczących dźwięku. Przekazała ci pełne informacje o swojej profesji, ale poważnie… musisz mi powiedzieć, na czym, według ciebie, polega muzykoterapia.

      – Na siedzeniu na wygodnej kanapie i słuchaniu muzyki relaksacyjnej w redukujących hałas słuchawkach.

      Uśmiecha się.

      – Powinieneś był sprawdzić to w internecie. Istnieje wiele filmików pokazujących, co dokładnie dzieje się w gabinecie muzykoterapeuty. Jestem zdziwiona, że ci to umknęło.

      – Wiedziałaś? – Wrzucam niedojedzone resztki kanapki do torby. Nierówny rytm dochodzący z góry skutecznie odebrał mi apetyt.

      – Tak. A niby skąd według ciebie wiem o filmikach?

      – Ale nie pomyślałaś, że powinienem o tym wiedzieć, zanim zaproponowałem jej wynajem lokalu?

      – Założyłam, że wiedziałeś. Jesteś najbystrzejszym znanym mi mężczyzną. To jakby upadek idola. Właśnie przestałam postrzegać cię jako wszystkowiedzącego boga, a zaczęłam widzieć jako zwykłego śmiertelnika o przeciętnej inteligencji, jaką ma reszta z nas.

      Zapamiętać, nigdy więcej nie zatrudniać do pomocy kobiety.

      – Zaraz wrócę. – Natychmiast znajduję się pod drzwiami własnego biura. Bębnię palcami o poręcz w windzie. Kiedy rozsuwają się drzwi, wysiadam, a wsiada dziewczynka z matką.

      – Flint. Wesołego poniedziałku. – Ellen uśmiecha się, klęcząc na podłodze i chowając przeróżne instrumenty perkusyjne do koszyka.

      Kto życzy „wesołego poniedziałku”?

      Wstaje i otrzepuje kremowe spodnie, opinające jej pośladki w sposób, który mnie wkurza niemal tak samo jak obcisły niebieski golf uwydatniający jej jędrne piersi. Dziewczyna bawi się mną, rozprasza swoim ciałem i tańcem szczęścia z powodu nowego lokalu, po czym, bam! Przez cały dzień czymś tłucze.

      – Zdecydowanie był to „wesoły poniedziałek”. Rano wygrałem sprawę, po drodze do pracy kupiłem ulubioną kanapkę, ale kiedy usiadłem za biurkiem, by ją zjeść, usłyszałem jakieś okropne, dochodzące z góry walenie.

      – Nie okropne. – Kręci głową. – Ta dziewczynka poczyniła wielkie postępy w ćwiczeniu rytmu. Kiedy do mnie trafiła, nie potrafiła odtworzyć pojedynczego tonu, a teraz gra sześć różnych piosenek ze skomplikowaną melodią. Nie jest tak rozkojarzona w szkole, a jej mowa znacznie się poprawiła.

Ellen

      Jest coś ekscytującego, a nawet nieco zakazanego w mężczyźnie w idealnie skrojonym ubraniu. Flint Hopkins nosi wspaniały trzyczęściowy garnitur.

      Nie ma na nim ani jednego zagniecenia.

      Wszystko pasuje.

      Nie ma również najmniejszej plamki na lśniących butach.

      Jego usta poruszają się, ale słyszę jedynie „noszę dziś ten garnitur specjalnie dla ciebie”, gdy porusza dłońmi, dotykając guzika marynarki, poprawiając mankiety i krawat. To wyrafinowane.

      – Mówiła pani, że jest terapeutką, a nie nauczycielką muzyki.

      Spostrzegawczy mężczyźni są tacy seksowni.

      – Tak, jestem. Zajmuję się muzykoterapią. Mam wyjaśnić, na czym to dokładnie polega?

      – Nie. Chcę jedynie, by poszukała sobie pani innego lokalu. Dam pani dwa tygodnie. – Odwraca się i w trzech długich krokach podchodzi do drzwi.

      Natychmiast zbiegam za nim po schodach.

      – Chwileczkę. Eksmituje mnie pan?

      – Daję pani wypowiedzenie.

      – Wypowiedzenie? Za co mnie pan wyrzuca? Za wykonywanie swojej pracy?

      – Za uniemożliwianie mi wykonywania mojej. – Wychodzi z klatki schodowej i gwałtownie skręca w prawo.

      – Hej, szefie, jak poszło… – Amanda przeskakuje wzrokiem pomiędzy nim a mną, gdy spieszę za nim do jego gabinetu.

      – Cześć, Amando. Znasz może jakiegoś dobrego