Hope nic nie odpowiedziała, błądziła myślami gdzie indziej. O ile ich wyprawa spełniła wszelkie jej nadzieje, o tyle rozmowa w drodze powrotnej pozostawiła w jej duszy jakąś osobliwą niepewność. Chociaż chełpiła się, że ma otwarty umysł, nie potrafiła się pogodzić bez oporów z myślą, że mężczyzna, w którym się zakochała, prowadzi badania, których cel wydaje się jej mroczny.
– A ty mnie traktujesz jak podrywacza… Lepiej było się nie odzywać – burknął Josh.
– Mogłabym się do ciebie wprowadzić, pod warunkiem że pozbędziesz się współlokatora. Tylko co mu powiesz?
– A co twoim zdaniem miałbym przed nim ukryć?
– Wydawało mi się, że fakt, że ze sobą chodzimy, nie przypadł mu do gustu.
– Wydawało mi się, że nasze badania cię nie zachwyciły, nie bardzo więc rozumiem, dlaczego nasz związek miałby go obchodzić.
Hope pocałowała Josha w policzek i poszła sobie.
Chłopak patrzał, jak się oddala. Gdy zniknęła za drzwiami budynku, rąbnął wściekle w kierownicę, po czym odjechał.
3
Josh rzucił klucze na stolik kawowy, opadł na kanapę i oznajmił Luke’owi bez ogródek, że nie dał rady napełnić z powrotem baku. Obiecał, że zostawi trzydzieści dolarów w kuchennej szufladzie, jak tylko będzie go na to stać, co uznał za dużą hojność, zważywszy, że nie pojechał daleko. Wyciągnięty na łóżku Luke nie podniósł wzroku znad książki.
Josh spodziewał się litanii wymówek, ale nie tego, że przyjaciel go zignoruje. Nie da się wciągnąć w te gierki. Wziął kawałek kupionej po drodze pizzy, która zaczynała stygnąć, i chwycił w przelocie gazetę.
– Zatankujesz do pełna jeszcze dzisiaj wieczorem, nie jestem twoim fagasem – oświadczył w końcu Luke.
– Dzisiaj wieczorem?
– Wyobraź sobie, że kiedy ty się zastanawiałeś: kocha, nie kocha, ja ciężko harowałem…
Do Josha dotarło, że w czasie jego nieobecności coś się wydarzyło.
– Wyszło ci coś? – zapytał, podrywając się z miejsca.
– Może…
– W porządku, przecież nie było mnie tylko parę godzin!
– Zniknąłeś na jeden dzień, jedną noc i następny dzień, a ja w tym czasie odwaliłem całą robotę.
– Nie, ty w tym czasie realizowałeś pomysł, który ci podsunąłem.
– Jeżeli skończyłeś się truć tym ohydnym żarciem, możemy wpaść do Ośrodka – rzekł Luke, biorąc kawałek pizzy.
Odkąd opuścili kampus, upłynęło pół godziny. Po drodze Luke nie odezwał się ani słowem. Zjechał z autostrady i zagłębił się w odległe przedmieście.
Camaro wtoczyło się na pustą uliczkę, przy której stały ponure magazyny. Luke zwolnił przed budynkiem obłożonym białawym sidingiem. Okrążył go, po czym przystanął przed przesuwaną bramą w ogrodzeniu wzmocnionym drutem kolczastym. Opuścił szybę, wyjął z kieszeni identyfikator i wsunął go do czytnika. Zanim brama się otwarła, jedna z kamer obróciła się wokół własnej osi.
Luke pojechał zaparkować samochód. Potem obaj przyjaciele ruszyli piechotą ku ciężkim metalowym drzwiom zabezpieczonym skanerem linii papilarnych. Każdy z nich przytknął do niego dłoń, następnie wszedł przez śluzę do wnętrza budynku.
Ośrodkiem, jak go nazywano, było prywatne laboratorium stanowiące własność spółki Longview, która należała z kolei do jakiegoś tajemniczego koncernu.
Setka naukowców, którzy odwiedzali to miejsce, pracowała w niemal całkowitej autonomii. Inna osobliwość Ośrodka polegała na zróżnicowaniu dziedzin badań. Nanotechnologia, biotechnologia, biologia molekularna, informatyka, robotyka, sztuczna inteligencja, neurobiologia, żeby wymienić tylko niektóre z nich. Poza kadrą kierowniczą wszyscy badacze mieli dwie cechy wspólne: żaden nie przekroczył jeszcze trzydziestki i wszyscy byli studentami programu uniwersyteckiego finansowanego przez Longview. Ośrodek najbardziej jednak wyróżniał się tym, że wybrał wyłącznie te projekty badawcze, które wszystkie inne komórki naukowe uznały za utopię albo wręcz za czystą fikcję. Filozofia tych, którzy władali Longview i finansowali je, zawierała się w porzekadle wypisanym na ścianach pomieszczeń do wypoczynku: „Najbliżej nas jest to co niemożliwe”.
Podobnie jak wszyscy współpracownicy Ośrodka, Josh i Luke nigdy nie spotkali swego pracodawcy, widzieli jedynie pośrednika, który się z nimi skontaktował, aby oznajmić, że ich kandydatury zostały zaakceptowane. Pierwszego dnia przyjął ich profesor Flinch, kazał im podpisać regulamin, klauzulę poufności i umowę o pożyczkę, która miała sfinansować ich studia, pieczętując ich los na co najmniej dziesięć lat.
Podążając za Lukiem do ich stanowiska pracy, Josh pomyślał o Hope i wydało mu się, że słyszy jej szept: „Czy Luke też zaprzedał duszę?”.
Luke otworzył cieplarkę, w której panowała teraz stała temperatura 37,2 stopnia, i na przednią część półki kratowej przesunął kilka rzędów statywów na probówki, aby sięgnąć po schowane za nimi szklane pudełko. W środku znajdowała się płytka z dziewięćdziesięcioma sześcioma wgłębieniami.
Położył ją na stole, wziął pipetę i delikatnie ściągnął zawartość dziesięciu wgłębień, po czym rozdzielił ją równomiernie na szkiełkach. Po spreparowaniu próbek umieścił je na stoliku przedmiotowym, pochylił się nad okularami, trochę wyregulował i ustąpił pola Joshowi.
– Sam zobacz.
Josh wpatrywał się długą chwilę w okulary, wreszcie wstał.
– Możesz patrzeć, jak długo chcesz – powiedział Luke. – Kiedy cię nie było, nie robiłem nic innego i sprawdzałem ze sto razy: żadna nie jest identyczna. Nie ma co się podniecać, jesteśmy jeszcze w lesie, ale miałeś rację, neurony, które pobrałem z mózgu naszego szczura, są skupione na każdej krzemowej płytce i spontanicznie utworzyły sieć2.
– To prawdziwy przełom! – wyszeptał Josh, chwytając Luke’a w ramiona. – Czy one są aktywne?
– Jeszcze nic nie wiem na temat ich właściwości, chciałem przetrzymać hodowlę parę dni dłużej, a potem wszystkie sprawdzimy i się okaże.
– Mówiłeś o tym komuś? – zaniepokoił się Josh.
– Oczywiście, że nie. A jak myślisz, dlaczego ścigałem cię telefonami?
– A jutro na cotygodniowym zebraniu? – dopytywał Josh, zerkając na jedną z kamer filmujących salę.
Sale zebrań, przestrzeń do pracy i laboratoria połączone były wewnętrzną siecią umożliwiającą wszystkim uzupełnianie bądź konsultowanie raportów z doświadczeń prowadzonych przez ogół badaczy. Żaden jednak sprzęt nie mógł się połączyć ze światem zewnętrznym. W każdy wtorek wieczorem komisja wybierała zaawansowane projekty uznane za najbardziej obiecujące, aby przedstawić je wspólnocie badaczy, którzy mieli obowiązek niezwłocznie się z nimi zapoznać.
– W dzisiejszych czasach nie ma osiągnięć w nauce, które nie byłyby owocem pracy zespołowej i nie obejmowały wielu dyscyplin – wyjaśnił kiedyś profesor Flinch,