– Przypuszczam, że wydział, może prywatne laboratoria. A jakie to ma znaczenie? W końcu liczy się rezultat, nie?
– Laboratoria sponsorowane przez medycynę czy wojsko? Po to, żeby leczyć, czy żeby mieć pod dostatkiem mięsa armatniego? Myślisz, że powoduje nimi pragnienie przyjścia im z pomocą? Idźcie rozwalić ziemię, dzieci, a jak któreś straci nogę, damy mu nową. Możemy mu nawet przeszczepić trzecią, zanim wyruszy na wojnę, wtedy będzie jeszcze skuteczniejszy, a niedługo nawet niepokonany.
– Dlaczego robisz studia naukowe, skoro postęp aż tak cię przeraża?
– Nie po to, Josh. Żeby leczyć z chorób, owszem, ale nie po to, żebyśmy zamieniali ludzi w nadludzkie maszyny, nie po to, żebyśmy torturowali zwierzęta, które wykonają to, czego sami już robić nie chcemy. Powiedz, że Flinch nie budzi w tobie bezgranicznego zaufania, powiedz, że nie tylko ja dostrzegam nadużycia, jakie niesie taka przyszłość.
– Zgoda, Flinch nie jest najsympatyczniejszym facetem, jakiego znam, jest zadufany w sobie, ale musisz przyznać, że niesamowity z niego postępowiec. Nie dopatruj się wszędzie zła. To, czego właśnie byliśmy świadkami, może się naprawdę okazać korzystne dla człowieka, trzeba tylko przestrzegać w badaniach zasad etyki. Sami musimy je ustalić.
– A ty w czasach, kiedy NSA podgląda każdy nasz najdrobniejszy e-mail, w świecie, gdzie głos handlarzy bronią zawsze liczy się bardziej niż głos rodziców, którym rozstrzelano dzieci w szkole, wejdziesz na podium i powiesz: „Stop, trzeba ustalić zasady etyki”? Życzę powodzenia. Ale w porządku, kocham cię jeszcze bardziej, bo jesteś naiwny aż do tego stopnia.
– Kochasz mnie?
– Cholera, Josh!
Hope zamilkła. Jej spojrzenie przykuł jakiś ruch na parkingu za nimi.
– Co się dzieje? – zapytał Josh.
– Zdaje się, że tam dalej facet w kasku wgapia się w samochód Luke’a. To jego wóz, prawda?
Camaro znajdowało się w sporej odległości.
Josh wcisnął swoje rzeczy w ręce Hope i puścił się biegiem.
– Nie wygłupiaj się, on może być uzbrojony! – wrzasnęła, pędząc za nim.
Próbowała go złapać, lecz mając zajęte ręce, była na straconej pozycji.
Zanim Josh zdążył dobiec, mężczyzna wsiadł na motor i zniknął.
– I co? – zapytała zdyszana Hope.
Josh okrążył camaro, nie dostrzegł jednak żadnego śladu włamania.
– Nic, wszystko jest OK. Zdecydowanie wszędzie doszukujesz się zła.
– Zapewniam cię, że wyglądał podejrzanie. Przepłoszyliśmy go, zanim zdążył cokolwiek zrobić.
– Prawdopodobnie zamierzał ukraść starego grata Luke’a, a w zamian zostawić mu swój piękny motor.
Hope otworzyła drzwi camara.
– I co ty na to? Są otwarte!
Josh ominął ją i usiadł za kierownicą. Radio było na swoim miejscu, bałagan w schowku taki jak zwykle, kasety Luke’a nietknięte.
– Niczego nie brakuje, pewnie zapomniał zablokować drzwi.
Josh wysiadł, nie zauważywszy małego notesu, który wystawał spod fotela.
Hope wzruszyła ramionami, oddała mu jego rzeczy i ruszyła na kampus.
– Może obejrzymy sobie jakiś film? – zaproponował.
– Dlaczego nie? To mi poprawi humor.
– Moglibyśmy pójść na „Terminatora”.
Hope wymierzyła mu kuksańca. Josh zamknął ją w ramionach i pocałował.
– Dobra, pójdę z tobą na tę kolację z ojcem. Zawieramy pokój?
– Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy się spotykać wieczorami. Nie będziemy zgrywali smarkaczy, którzy się widują po kryjomu. A poza tym mam ochotę z tobą spać.
– Teraz, kiedy Luke już wie, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wpadała do mnie na noc, kiedy tylko zapragniesz. Nasze mieszkanie nie jest znowu tak daleko, w budynku nie ma żadnego zakazu w kwestii koedukacyjności.
– A Luke nie będzie miał nic przeciwko koedukacyjności? Mimo wszystko go zapytaj.
Hope pocałowała Josha i odeszła.
Josh odnalazł Luke’a w bibliotece i usiadł obok niego.
– Masz mi coś do powiedzenia? – odezwał się Luke.
– Powinieneś zamknąć samochód. Wiem, uważasz, że nikt oprócz ciebie nie chciałby takiego gruchota, i masz rację, ale jednak.
– O czym ty mówisz?
– Właśnie uprawiałem sprint za jakimś gościem, który krążył wokół camara. Hope go namierzyła.
– Zamek się widocznie odblokował, jestem pewien, że go zablokowałem. W każdym razie dzięki.
– Nie chcesz wiedzieć, czy ci coś skradziono?
– A niby co można ukraść z takego gruchota? Zresztą przypomnij mi o tym następnym razem, jak będziesz chciał go pożyczyć.
– Co was wszystkich ugryzło?
– Mam znakomity humor. A co do Hope… Po przedstawieniu, jakie dała w auli, niekoniecznie do nas dołączy.
– Zaprosiłem ją dzisiaj do nas na noc.
– Co takiego? – zapytał Luke, wreszcie podnosząc głowę.
– Pamiętaj, że to jej zawdzięczasz, że jeszcze masz swoją furę.
Zamiast kolacji we dwoje Hope musiała się zadowolić chińskim jedzeniem, które Luke zamówił przez telefon. Cała trójka usadowiła się w pokoju, który pełnił funkcję biura i salonu, rozdzielając obie niewielkie sypialnie.
– Jak to robicie, że możecie sobie pozwolić na taki pałac? – zapytała Hope.
– Jak zdążyłaś się przekonać, oszczędzamy na żarciu – odparł Josh z pełnymi ustami.
– Dajemy sobie radę – uciął Luke, zanim przyjaciel zdołał powiedzieć coś więcej.
– Ona wie – ciągnął Josh.
– Co dokładnie wie? – naciskał Luke, odkładając pałeczki na skrzynię, która zastępowała stolik kawowy.
– Uspokójcie mnie – wtrąciła Hope. – Na pewno zorientowaliście się, że tu jestem?
– Że pracujemy dla firmy, która opłaca nam studia, a także to wytworne trzydziestoośmiometrowe mieszkanie – oznajmił Josh.
– A czy Hope wie również, że ma to zostawić dla siebie? – dopytywał dalej Luke.
– Hope uwielbia, jak rozmawia się o niej w trzeciej osobie, i Hope mówi, żebyś się wypchał, bo Hope nie jest kapusiem, o czym musiałeś się już przekonać. Hope jest też zdania, że Luke i Josh mają prawo robić ze swoim życiem, co chcą, także po nocy… W sumie to dosyć pocieszne, moglibyśmy nadal