(Nie)pamięć. Марк Леви. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Марк Леви
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-803-4
Скачать книгу
o zdanie, zanim przeszczepił mu dodatkową kończynę? Przed chwilą na własne oczy zobaczyłeś pierwszego ssaka z trzema rękami. Jak ci się wydaje, kiedy się zatrzymają? Czy twoim zdaniem to, że według Flincha, jak powiedziałeś, pierwsi skorzystają na jego badaniach żołnierze, to czysty przypadek? Jak myślisz, kto finansuje eksperymenty tego typu?

      – Przypuszczam, że wydział, może prywatne laboratoria. A jakie to ma znaczenie? W końcu liczy się rezultat, nie?

      – Laboratoria sponsorowane przez medycynę czy wojsko? Po to, żeby leczyć, czy żeby mieć pod dostatkiem mięsa armatniego? Myślisz, że powoduje nimi pragnienie przyjścia im z pomocą? Idźcie rozwalić ziemię, dzieci, a jak któreś straci nogę, damy mu nową. Możemy mu nawet przeszczepić trzecią, zanim wyruszy na wojnę, wtedy będzie jeszcze skuteczniejszy, a niedługo nawet niepokonany.

      – Dlaczego robisz studia naukowe, skoro postęp aż tak cię przeraża?

      – Nie po to, Josh. Żeby leczyć z chorób, owszem, ale nie po to, żebyśmy zamieniali ludzi w nadludzkie maszyny, nie po to, żebyśmy torturowali zwierzęta, które wykonają to, czego sami już robić nie chcemy. Powiedz, że Flinch nie budzi w tobie bezgranicznego zaufania, powiedz, że nie tylko ja dostrzegam nadużycia, jakie niesie taka przyszłość.

      – Zgoda, Flinch nie jest najsympatyczniejszym facetem, jakiego znam, jest zadufany w sobie, ale musisz przyznać, że niesamowity z niego postępowiec. Nie dopatruj się wszędzie zła. To, czego właśnie byliśmy świadkami, może się naprawdę okazać korzystne dla człowieka, trzeba tylko przestrzegać w badaniach zasad etyki. Sami musimy je ustalić.

      – A ty w czasach, kiedy NSA podgląda każdy nasz najdrobniejszy e-mail, w świecie, gdzie głos handlarzy bronią zawsze liczy się bardziej niż głos rodziców, którym rozstrzelano dzieci w szkole, wejdziesz na podium i powiesz: „Stop, trzeba ustalić zasady etyki”? Życzę powodzenia. Ale w porządku, kocham cię jeszcze bardziej, bo jesteś naiwny aż do tego stopnia.

      – Kochasz mnie?

      – Cholera, Josh!

      Hope zamilkła. Jej spojrzenie przykuł jakiś ruch na parkingu za nimi.

      – Co się dzieje? – zapytał Josh.

      – Zdaje się, że tam dalej facet w kasku wgapia się w samochód Luke’a. To jego wóz, prawda?

      Camaro znajdowało się w sporej odległości.

      Josh wcisnął swoje rzeczy w ręce Hope i puścił się biegiem.

      – Nie wygłupiaj się, on może być uzbrojony! – wrzasnęła, pędząc za nim.

      Próbowała go złapać, lecz mając zajęte ręce, była na straconej pozycji.

      Zanim Josh zdążył dobiec, mężczyzna wsiadł na motor i zniknął.

      – I co? – zapytała zdyszana Hope.

      Josh okrążył camaro, nie dostrzegł jednak żadnego śladu włamania.

      – Nic, wszystko jest OK. Zdecydowanie wszędzie doszukujesz się zła.

      – Zapewniam cię, że wyglądał podejrzanie. Przepłoszyliśmy go, zanim zdążył cokolwiek zrobić.

      – Prawdopodobnie zamierzał ukraść starego grata Luke’a, a w zamian zostawić mu swój piękny motor.

      Hope otworzyła drzwi camara.

      – I co ty na to? Są otwarte!

      Josh ominął ją i usiadł za kierownicą. Radio było na swoim miejscu, bałagan w schowku taki jak zwykle, kasety Luke’a nietknięte.

      – Niczego nie brakuje, pewnie zapomniał zablokować drzwi.

      Josh wysiadł, nie zauważywszy małego notesu, który wystawał spod fotela.

      Hope wzruszyła ramionami, oddała mu jego rzeczy i ruszyła na kampus.

      – Może obejrzymy sobie jakiś film? – zaproponował.

      – Dlaczego nie? To mi poprawi humor.

      – Moglibyśmy pójść na „Terminatora”.

      Hope wymierzyła mu kuksańca. Josh zamknął ją w ramionach i pocałował.

      – Dobra, pójdę z tobą na tę kolację z ojcem. Zawieramy pokój?

      – Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy się spotykać wieczorami. Nie będziemy zgrywali smarkaczy, którzy się widują po kryjomu. A poza tym mam ochotę z tobą spać.

      – Teraz, kiedy Luke już wie, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wpadała do mnie na noc, kiedy tylko zapragniesz. Nasze mieszkanie nie jest znowu tak daleko, w budynku nie ma żadnego zakazu w kwestii koedukacyjności.

      – A Luke nie będzie miał nic przeciwko koedukacyjności? Mimo wszystko go zapytaj.

      Hope pocałowała Josha i odeszła.

*

      Josh odnalazł Luke’a w bibliotece i usiadł obok niego.

      – Masz mi coś do powiedzenia? – odezwał się Luke.

      – Powinieneś zamknąć samochód. Wiem, uważasz, że nikt oprócz ciebie nie chciałby takiego gruchota, i masz rację, ale jednak.

      – O czym ty mówisz?

      – Właśnie uprawiałem sprint za jakimś gościem, który krążył wokół camara. Hope go namierzyła.

      – Zamek się widocznie odblokował, jestem pewien, że go zablokowałem. W każdym razie dzięki.

      – Nie chcesz wiedzieć, czy ci coś skradziono?

      – A niby co można ukraść z takego gruchota? Zresztą przypomnij mi o tym następnym razem, jak będziesz chciał go pożyczyć.

      – Co was wszystkich ugryzło?

      – Mam znakomity humor. A co do Hope… Po przedstawieniu, jakie dała w auli, niekoniecznie do nas dołączy.

      – Zaprosiłem ją dzisiaj do nas na noc.

      – Co takiego? – zapytał Luke, wreszcie podnosząc głowę.

      – Pamiętaj, że to jej zawdzięczasz, że jeszcze masz swoją furę.

*

      Zamiast kolacji we dwoje Hope musiała się zadowolić chińskim jedzeniem, które Luke zamówił przez telefon. Cała trójka usadowiła się w pokoju, który pełnił funkcję biura i salonu, rozdzielając obie niewielkie sypialnie.

      – Jak to robicie, że możecie sobie pozwolić na taki pałac? – zapytała Hope.

      – Jak zdążyłaś się przekonać, oszczędzamy na żarciu – odparł Josh z pełnymi ustami.

      – Dajemy sobie radę – uciął Luke, zanim przyjaciel zdołał powiedzieć coś więcej.

      – Ona wie – ciągnął Josh.

      – Co dokładnie wie? – naciskał Luke, odkładając pałeczki na skrzynię, która zastępowała stolik kawowy.

      – Uspokójcie mnie – wtrąciła Hope. – Na pewno zorientowaliście się, że tu jestem?

      – Że pracujemy dla firmy, która opłaca nam studia, a także to wytworne trzydziestoośmiometrowe mieszkanie – oznajmił Josh.

      – A czy Hope wie również, że ma to zostawić dla siebie? – dopytywał dalej Luke.

      – Hope uwielbia, jak rozmawia się o niej w trzeciej osobie, i Hope mówi, żebyś się wypchał, bo Hope nie jest kapusiem, o czym musiałeś się już przekonać. Hope jest też zdania, że Luke i Josh mają prawo robić ze swoim życiem, co chcą, także po nocy… W sumie to dosyć pocieszne, moglibyśmy nadal