Rozumowanie to zachowuje swoją moc w wypadku zagadnienia zwiększenia dostępnego zasobu dowolnego towaru przez nabycie określonej liczby dodatkowych jednostek.
Przedstawiając te prawdy, ekonomia nie musi posługiwać się terminologią psychologiczną. Nie musi też sięgać po stosowane w psychologii rozumowania i argumenty, żeby je udowodnić. Jeśli mówimy, że akty wyboru nie zależą od wartości przypisywanej całej klasie potrzeb, lecz od wartości przypisywanej konkretnie rozpatrywanym potrzebom, bez względu na to, do jakiej klasy należą, to nie dodajemy niczego do posiadanej wiedzy ani nie wyjaśniamy niczego w świetle lepiej znanych faktów lub bardziej ogólnej wiedzy. Operowanie kategorią klasy potrzeb staje się zrozumiałe jedynie wtedy, gdy pamiętamy, jaką rolę odegrał w historii myśli ekonomicznej rzekomy paradoks wartości. Carl Menger i Böhm-Bawerk musieli użyć terminu „klasa potrzeb”, by odeprzeć zarzuty stawiane przez tych, którzy uważali, że chleb jest cenniejszy od jedwabiu, ponieważ klasa „potrzeba odżywiania się” jest ważniejsza niż klasa „potrzeba luksusowego ubierania się”75. Dziś pojęcie „klasy potrzeb” jest zupełnie zbędne. Nie ma znaczenia dla rozważań dotyczących działania, a zatem także dla teorii wartości. Ponadto może prowadzić do błędów i wywoływać zamieszanie. Tworzenie pojęć i klasyfikacja to narzędzia intelektualne. Nabierają znaczenia i sensu jedynie w kontekście teorii, które się nimi posługują76. Nie ma sensu porządkować różnych potrzeb w „klasy potrzeb” jedynie po to, żeby dojść do wniosku, że taka klasyfikacja jest nieprzydatna w teorii wartości.
Prawo użyteczności krańcowej i malejącej wartości krańcowej jest niezależne od pierwszego prawa Gossena (prawa zaspokojenia potrzeb). Mówiąc o użyteczności krańcowej, nie mamy na myśli zmysłowego zaspokojenia ani nasycenia czy przesytu. Nie wykroczymy poza sferę rozważań prakseologicznych, jeśli sformułujemy następującą definicję: najmniej pilnym zastosowaniem lub zastosowaniem krańcowym jednostki jednorodnego zasobu nazywamy takie jej zastosowanie, które człowiek realizuje, gdy dysponuje n jednostkami zasobu, a którego w pozostałych warunkach niezmienionych nie realizuje, gdy dysponuje n – 1 jednostkami tego zasobu; użyteczność wynikającą z zastosowania tej ostatniej jednostki jednorodnego zasobu nazywamy użytecznością krańcową. Do sformułowania tej definicji nie potrzebujemy żadnych doświadczeń z dziedziny psychologii lub fizjologii ani wiedzy czy sposobów rozumowania, w których specjalizują się te dyscypliny. Wynika ona w sposób konieczny z założenia, że ludzie działają (wybierają) i że w jednym wypadku działający człowiek ma n jednostek jednorodnego zasobu, w innym zaś n – 1 jednostek. Przy tych założeniach inny rezultat jest nie do pomyślenia. Nasze twierdzenie ma charakter formalny i aprioryczny; nie zależy od jakiegokolwiek doświadczenia.
Są tylko dwie możliwości. Albo mogą istnieć stany pośrednie między odczuwanym dyskomfortem popychającym człowieka do działania a stanem, w którym działanie jest niemożliwe (ponieważ został osiągnięty stan doskonałego zadowolenia lub człowiek nie jest zdolny do wprowadzenia dalszych udoskonaleń), albo nie mogą. Gdybyśmy przyjęli, że nie ma takich stanów, to możliwe byłoby tylko jedno działanie; z chwilą wykonania tego działania osiągałoby się stan, w którym dalsze działanie byłoby niemożliwe. Jest to w sposób oczywisty sprzeczne z założeniem, że działanie istnieje. Taki przypadek nie spełniałby ogólnych warunków przyjętych dla kategorii działania. Pozostaje więc tylko możliwość, że istnieją stany pośrednie. Wówczas jednak mamy do czynienia z różnymi stopniami asymptotycznego zbliżania się do stanu, w którym dalsze działanie jest niemożliwe. A zatem prawo użyteczności krańcowej zawiera się już w kategorii działania. Jest ono tylko odwróconym twierdzeniem mówiącym, że człowiek woli to, co daje większą satysfakcję, od tego, co daje mniejszą satysfakcję. Jeśli dostępny zasób zwiększy się z n – 1 jednostek do n jednostek, to ta jego dodatkowa ilość może być spożytkowana jedynie w celu wyeliminowania mniej pilnych lub mniej doskwierających potrzeb niż najmniej pilna lub najmniej doskwierająca potrzeba spośród tych, które mogły być wyeliminowane za pomocą zasobu składającego się z n – 1 jednostek.
Prawo użyteczności krańcowej nie odnosi się do obiektywnej wartości użytkowej. Nie dotyczy fizycznych ani chemicznych właściwości przedmiotów, które sprawiają, że mogą one służyć określonym celom w ogóle, lecz przydatności tych rzeczy do osiągnięcia przez człowieka stanu zadowolenia zgodnego z jego wyobrażeniami w określonych warunkach i czasie. Nie chodzi w nim o wartość rzeczy, lecz o wartość zastosowań, których spodziewa się po nich człowiek.
Gdybyśmy przyjęli, że krańcowa użyteczność odnosi się do rzeczy i ich obiektywnej wartości użytkowej, musielibyśmy również uznać, iż wzrostowi liczby jednostek zasobu może towarzyszyć zarówno wzrost, jak i spadek użyteczności krańcowej. Może się zdarzyć, że użycie pewnej minimalnej ilości – n jednostek – jakiegoś dobra a przyniesie większą satysfakcję niż satysfakcja wynikająca z zastosowania jednostki dobra b. Jeśli jednak dostępna ilość zasobu a jest mniejsza od n, to a może być użyte jedynie w innym charakterze, który jest ceniony niżej niż zastosowanie b. Wówczas wzrost ilości a z n – 1 do n jednostek spowoduje wzrost wartości przypisywanej jednostce a. Właściciel 100 belek drewna może zbudować chatę, która da mu lepszą ochronę przed deszczem niż płaszcz. Jeśli jednak ma do dyspozycji mniej niż 100 belek, będzie mógł zbudować z nich pryczę, która zapewni izolację od wilgotnego podłoża. Gdyby miał na przykład 95 belek, chętnie oddałby swój płaszcz za 5 dodatkowych belek. Mając 10 belek, nie oddałby płaszcza nawet za 10 belek. Ktoś, kto ma 100 dolarów oszczędności, może nie przyjąć oferty pracy za 200 dolarów. Jeśli jednak jego oszczędności wynosiłyby 2000 dolarów, a zależałoby mu na nabyciu niepodzielnego dobra, którego nie można kupić za cenę niższą niż 2100 dolarów, to byłby gotów wykonać tę samą pracę za 100 dolarów. Jest to całkowicie zgodne z poprawnie sformułowanym prawem użyteczności krańcowej, które mówi, że wartość zależy od użyteczności spodziewanych zastosowań. Nie istnieje nic takiego jak prawo rosnącej użyteczności krańcowej.
Prawa użyteczności krańcowej nie wolno mylić ani z teorią de mensura sortis Bernoulliego, ani z prawem Webera-Fechnera. U podłoża odkryć Bernoulliego leżały powszechnie znane i niekwestionowane fakty, a mianowicie to, że ludzie dążą do zaspokojenia pilniejszych potrzeb, zanim zaspokoją mniej pilne, oraz to, że człowiekowi bogatemu łatwiej jest zaspokoić swoje potrzeby niż biednemu. Jednak wnioski, które Bernoulli wyprowadził z tych oczywistych prawd, są całkowicie błędne. Zbudował teorię matematyczną, według której wzrost gratyfikacji zmniejsza się wraz ze wzrostem ogólnej zamożności. Jego twierdzenie mówiące, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż dla kogoś, kto ma dochód w wysokości 5000 dukatów, jeden dukat znaczy mniej niż pół dukata dla kogoś, kto zarabia 2500 dukatów, to zwykły wymysł. Pomińmy zarzut, że porównanie ocen wartości dokonywanych przez różne osoby jest niemożliwe. Metoda Bernoulliego jest równie nieodpowiednia w odniesieniu do sytuacji, w której jedna osoba dokonuje oceny wartości różnych dochodów. Jeśli idzie o poruszane zagadnienie, to można jedynie zauważyć, że gdy wzrasta dochód, każdy jego przyrost jest wykorzystywany na zaspokojenie potrzeb odczuwanych jako mniej pilne niż najmniej pilna potrzeba zaspokojona, zanim nastąpił przyrost dochodu, czego Bernoulli nie dostrzegł. Uszło jego uwagi, że ocena wartości, wybór i działanie nie zawierają elementów pomiaru ani ustalania równoważności, lecz szeregowanie, to znaczy przedkładanie czegoś nad coś i rezygnowanie z czegoś innego