Niektórzy uważali, że w wypadku produkcji rolniczej obowiązuje prawo malejących przychodów, w przemyśle przetwórczym natomiast najczęściej ma zastosowanie prawo wzrastających przychodów. Dopiero po dłuższym czasie zauważyli, że prawo przychodów odnosi się w równym stopniu do wszystkich gałęzi produkcji. Przeciwstawianie sobie rolnictwa i przemysłu przetwórczego w kontekście tego prawa jest błędem. To, co jest nazywane – w bardzo nieporadny, a nawet mylący sposób – prawem wzrastających przychodów, jest jedynie odwrotnością prawa malejących przychodów, które stanowi niepoprawnie sformułowaną wersję prawa przychodów. Jeżeli ktoś chce osiągnąć optymalną kombinację czynników za pomocą zwiększania ilości tylko jednego czynnika, pozostawiając ilość innych czynników na niezmienionym poziomie, to przychody w stosunku do jednostki czynnika zmiennego zwiększą się albo proporcjonalnie do wzrostu jego ilości, albo nawet w jeszcze większym stopniu. Jeśli maszynę obsługuje dwóch robotników, można wytworzyć za jej pomocą p. Jeśli obsługuje ją trzech robotników, produkcja może wynieść 3p, gdy czterech – 6p, gdy 5 – 7p, gdy 6 – też najwyżej 7p. A zatem zatrudnienie czterech robotników daje optymalny przychód na jednego pracownika, a mianowicie 6/4p, przy innych natomiast kombinacjach przychody na pracownika wynoszą odpowiednio: 1/2p, 7/5p, 7/6p. Jeśli zamiast dwóch robotników zatrudnimy trzech lub czterech, to przychody wzrosną w większym stopniu niż wprost proporcjonalnie do wzrostu liczby robotników. Nie będą wzrastały w stosunku 2:3:4, lecz w stosunku 1:3:6. Mamy tu do czynienia ze wzrostem przychodów na robotnika. Nie jest to jednak nic innego jak odwrócenie prawa malejących przychodów.
Jeśli fabryka lub przedsiębiorstwo odchodzi od optymalnej kombinacji czynników biorących udział w produkcji, staje się mniej wydajna niż fabryka lub przedsiębiorstwo, w których odchylenie od tego optimum jest mniejsze. Zarówno w rolnictwie, jak i w przemyśle przetwórczym istnieje wiele czynników produkcji, które nie dają się podzielić w sposób doskonały. Zazwyczaj – zwłaszcza w przemyśle przetwórczym – łatwiej jest osiągnąć optymalną kombinację przez zwiększanie rozmiarów fabryki lub przedsiębiorstwa niż przez ich zmniejszanie. Jeżeli najmniejsza jednostka jednego lub kilku czynników produkcji jest zbyt duża na to, żeby spożytkować ją w optymalny sposób w małej albo średniej fabryce lub przedsiębiorstwie, to jedynym sposobem na osiągnięcie optimum jest zwiększenie rozmiarów zakładu. Właśnie stąd wynikają korzyści produkowania na dużą skalę. Znaczenie tego zagadnienia zostanie wyjaśnione w dalszej części książki, kiedy będzie mowa o rachunku kosztów.
3. Praca jako środek
Wykorzystanie w charakterze środka produkcji fizjologicznych funkcji i przejawów życia człowieka nazywa się pracą. Nie są pracą te przejawy możliwości człowieka i zachodzących w jego ciele procesów życiowych, które służą mu wyłącznie do podtrzymania tych procesów i zapewnienia im wpływu na biologiczny rozwój własnej gospodarki życiowej. Przejawy te to po prostu życie. Z pracą mamy do czynienia wtedy, kiedy człowiek używa swoich sił i zdolności jako środka do wyeliminowania dyskomfortu i swoją energię życiową wykorzystuje celowo, zamiast w sposób spontaniczny i beztroski eksponować swoje możliwości i wyładowywać napięcia nerwowe. Praca jest środkiem, a nie celem samym w sobie.
Człowiek dysponuje jedynie ograniczoną ilością energii, którą może wydatkować, a każda jednostka pracy może przynieść tylko ograniczony skutek. W przeciwnym razie praca ludzka występowałaby w obfitości, nie byłaby czymś rzadkim, nie traktowano by jej jako sposobu eliminowania dyskomfortu i nie oszczędzano by jej.
W świecie, w którym pracę oszczędzałoby się jedynie ze względu na to, że jej dostępna ilość jest niewystarczająca do osiągnięcia wszystkich celów, do których może być wykorzystana jako środek, podaż dostępnej pracy byłaby równa całkowitej ilości pracy, którą wszyscy ludzie są w stanie łącznie wykonać. W takim świecie każdy człowiek pracowałby aż do zupełnego wyczerpania. Każdą chwilę, której nie wykorzystywałby na konieczny odpoczynek i odnowienie sił do dalszej pracy, poświęcałby wyłącznie na pracę. Każdy przypadek niepełnego wykorzystania zdolności do pracy byłby uważany za stratę. Im więcej człowiek wykonywałby pracy, tym lepiej by się czuł. Niewykorzystaną część pozostającego do dyspozycji potencjału traktowano by jako uszczuplenie dobrobytu, którego nie można by w żaden sposób zrekompensować. Nie istniałoby nawet pojęcie lenistwa. Nikt nie myślałby: „Mógłbym zrobić to lub tamto, ale nie warto, nie opłaci mi się, wolę odpoczywać”. Każdy traktowałby swój całkowity potencjał wykonywania pracy jako zasób czynników produkcji, który chciałby do końca wykorzystać. Każdą możliwość najmniejszej nawet poprawy dobrobytu uważano by za wystarczającą motywację do wykonania większej ilości pracy, o ile tylko w danej chwili nie można by wykorzystać tej samej ilości pracy do bardziej opłacalnych zastosowań.
W rzeczywistym świecie sprawy mają się inaczej. Pracę uważa się za coś przykrego. Stan, w którym nie trzeba pracować, uchodzi za bardziej satysfakcjonujący niż wykonywanie pracy. Ludzie w pozostałych warunkach niezmienionych wolą wypoczywać niż pracować. Pracują tylko wtedy, gdy cenią bardziej przychód, jaki daje praca, niż zmniejszenie zadowolenia spowodowane skróceniem wypoczynku. Wykonywanie pracy wiąże się z przykrością.
Fizjologia i psychologia mogą poszukiwać wyjaśnień tego stanu rzeczy. Prakseologia nie musi się zastanawiać, czy podejmowane przez te nauki wysiłki zostaną uwieńczone sukcesem. Dla prakseologii jest faktem, że ludzie pragną wypoczynku i z tego względu swoją zdolność do powodowania skutków postrzegają inaczej niż możliwości tkwiące w materialnych czynnikach produkcji. Kiedy człowiek rozważa wydatkowanie własnej pracy, to zastanawia się nie tylko nad tym, czy tej samej ilości pracy nie mógłby wydatkować z większym pożytkiem, lecz także nad tym, czy nie byłoby korzystniejsze powstrzymanie się od dalszego wykonywania pracy. Możemy to również wyrazić inaczej, nazywając zażywanie wypoczynku celem świadomego działania lub dobrem ekonomicznym pierwszego rzędu. Wypoczynek musimy traktować – by nadal trzymać się tej nieco wyszukanej terminologii – tak samo jak wszystkie inne dobra ekonomiczne i rozpatrywać go w aspekcie użyteczności krańcowej. Dojdziemy wówczas do wniosku, że pierwsza jednostka wypoczynku zaspokaja pilniejszą potrzebę niż druga, druga – pilniejszą niż trzecia itd. Odwracając to twierdzenie, powiemy, że odczuwana przez robotnika przykrość pracy rośnie szybciej niż ilość wydatkowanej pracy.
Dla prakseologii byłoby jednak bezcelowe zajmowanie się zagadnieniem, czy przykrość pracy wzrasta wprost proporcjonalnie do wzrostu ilości wykonywanej pracy, czy w większym stopniu. (Nie będziemy w tym miejscu rozstrzygali, czy problem ten jest istotny dla fizjologii i psychologii oraz czy nauki te mogą go wyjaśnić). W każdym razie robotnik przestaje pracować w chwili, w której stwierdzi, że użyteczność związana z dalszą pracą nie będzie stanowiła wystarczającej rekompensaty za przykrość wynikającą z konieczności wykonania dodatkowej pracy. Przy formułowaniu tej oceny porównuje on – jeśli pominiemy zmniejszenie