Ostatni Krzyżowiec. Louis de Wohl. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-257-0651-7
Скачать книгу
pomagał tíi dawać biednym pieniądze i rzeczy, jako że Cuacos też miało swoich biednych. Ale to były pieniądze tíi i zawsze czuł się zażenowany, gdy mu dziękowali, starając się ucałować go w rękę, jak gdyby to on był ich dobroczyńcą.

      Kto by pomyślał, że któregoś dnia autentycznie zatęskni za kontynuacją nauki greki i łaciny, a także geografii i historii, i w ogóle wszystkiego! Jednak padre Prieto nie był na to przygotowany. Wiele razy towarzyszył don Luizowi w wyjazdach do Yuste, w domu zaś ciągłe walenie młotkiem i piłowanie czyniło regularne lekcje praktycznie niemożliwymi.

      Jedyną rzeczą, jaką lubił, było udawanie się do Yuste i oglądanie tam wszystkiego, co przy pewnym szczęściu mogło oznaczać też zobaczenie samego cesarza. Tego jednak don Luiz surowo mu zabronił, i chociaż mogło korcić go, by uczynić to potajemnie, nie mógł być pewny, że nie zostanie nakryty. Zbyt wielu ludzi było dokoła, żeby gdzieś po drodze nie był zauważony. Owo jedyne podniecające przeżycie było najprostszym z możliwych: byłby to tylko kilkuminutowy spacer; jednak nie mógł się tam udać.

      Nowy strój, który przygotowała dla niego tía, nie mógł mu wynagrodzić tej straty, mimo że był zupełnie inny niż proste odzienie, do jakiego był przyzwyczajony: był całkiem krótki, wypchany w ramionach i wokół ud, uszyty z materiału niemal tak miękkiego, jak tkanina jej własnych sukienek.

      – To strój pazia – powiedziała tía, i to słowo go zachwyciło.

      – Chcę być twoim paziem. Zawsze będę twoim paziem.

      Dostał też nowe buty, i to z jedwabiu zamiast skóry! I nieskończenie długie pończochy.

      Gdy nowy strój był ukończony i Hieronim go włożył, nie mógł oderwać się od lustra.

      – Jestem paziem – powtarzał. – Jestem paziem tíi.

      Doña Magdalena też była zadowolona. Chłopiec wyglądał niezwykle przystojnie. Poruszał się swobodnie, z wdziękiem i nie było w tym nic z zachowania dziewczęcego, mimo widocznej próżności.

      – Podobasz się sobie? – spytała dyplomatycznie. – No cóż, zobaczymy, czy cesarzowi tak samo się spodobasz.

      Hieronim odwrócił się gwałtownie. Nie myślał już zupełnie o zwierciadle.

      – Co?... Cesarz? – pytał. – Dlaczego, czy ja... mam...

      – Mam jutro audiencję u cesarza – poinformowała go. – I ty pójdziesz ze mną, jako mój paź, i podasz mu mały prezent, jaki mam dla niego, i mam nadzieję, że raczy go przyjąć.

      Hieronimowi zakręciło się w głowie.

      – Ależ tío kochana... ja... ja nie wiem, co mu powiedzieć! Będę plótł nie to, co trzeba. Ja...

      – Wcale nie będziesz nic mówił. Zaczekasz aż się do ciebie odezwie, jeżeli w ogóle się odezwie, co wcale nie jest pewne. Gdy więc zwróci się do ciebie, ty po prostu odpowiesz, spokojnym, równym głosem. On nie zapyta cię o nic, na co nie umiałbyś odpowiedzieć. Oczywiście zwrócisz się do niego „Wasza Cesarska Wysokość”, tak jak zwracają się do niego wszyscy. To wszystko, co potrzebujesz wiedzieć.

      Tej nocy spał niespokojnie, denerwując się, że popełni jakąś przerażającą gafę. Na przykład te nowe pończochy mogą opaść albo upuści te pięknie wyszywane koronkowe chusteczki albo zatnie się, zająknie i zaczerwieni, jeśli będzie musiał odpowiedzieć na pytania cesarza. Cesarz! Zwycięzca spod Muelbergu, Tunisu, Pawii, największy zdobywca swych czasów, władca prawie całego chrześcijańskiego świata oraz licznych milionów pogan Nowego Świata, będzie zadawał mu pytania! A co jeżeli na przykład przyjdzie mu do głowy zapytać go o greckie czasowniki nieregularne...

      Wyskoczył z łóżka, zdołał zapalić świecę, zaczął grzebać aż znalazł spis greckich czasowników nieregularnych i zaczął się ich uczyć, jednego po drugim. Lokaj, który przyszedł rano go obudzić, zastał go mocno śpiącego przy stole przy zapalonej świecy, niebezpiecznie blisko jego kędzierzawych włosów.

      Lokaj delikatnie przywrócił mu świadomość, za co został nagrodzony potokiem greckich czasowników. Uciekł zdumiony i doniósł doñi Magdalenie, że chłopiec musiał mieć marę nocną, chyba że – co gorsza – stracił rozum. Jednakże gdy przybyła zobaczyć, co się dzieje, Hieronim dokonywał już gruntownych ablucji, pryskając wodą na wszystkie strony. Więc cofnęła się z ulgą. Wszyscy wiedzieli, że jeśli ktoś postradał zmysły, nigdy nie zbliżał się do wody, poza przypadkiem chęci utopienia się, ale tego najwidoczniej Hieronim nie zamierzał. Było tajemnicą Poliszynela, że nieszczęsna matka cesarza całe życie nie znosiła mycia się, a w apogeum swego szaleństwa atakowała każdego, kto zbliżał się do niej z miską wody.

      Nieco później doña Magdalena dokładnie zlustrowała swego pazia w całej okazałości jego stroju i kiwnęła głową na znak aprobaty.

      – Wyjeżdżamy o godzinie trzeciej – powiedziała. – Dopilnuj, żebyś był wówczas tak samo czysty, jak teraz.

      Don Luiz jak zwykle wyjechał do Yuste rano. Widział się z Hieronimem i zamienił z nim parę zdań, ale nie poczynił żadnych uwag co do jego wyglądu.

      Czas zbliżał się do godziny trzeciej w iście ślimaczym tempie.

      Padre Prieto, który nie pojechał tego dnia do Yuste, był dosyć zdezorientowany, gdy Hieronim przyszedł do niego i zawzięcie nalegał, żeby ten dał mu jeszcze jedną lekcję greki. Później opowiadał don Luizowi: „Byłem absolutnie zdumiony. Każdy inny chłopak nie myślałby o niczym, jak tylko o audiencji u cesarza. Nigdy nie spotkałem się z taką determinacją”.

      W południe chłopiec zjadł bardzo niewiele. Doñi Magdaleny tam nie było, ponieważ cały czas zajmowała się swoją garderobą.

      Jednak wzorem wszystkich niewiast dworskich była punktualna. Gdy dzwon z Yuste zabrzmiał trzy razy, zeszła majestatycznie po schodach i jej paź, nieskazitelnie czysty, otworzył przed nią drzwiczki karety.

      – Czy mam iść obok karety, tío, czy też mam wsiąść na muła?

      – Ależ ani jedno, ani drugie. – Doña Magdalena była przerażona. – Czyżbyś chciał pojawić się przed cesarzem w trzewikach i pończochach całkiem pokrytych kurzem z drogi albo jeszcze gorzej: cuchnących mułem? Pojedziesz ze mną powozem.

      Weszła do niego – wspaniała, szeleszcząc czarnym jedwabiem i połyskującą białą krezą. Wszedł za nią bez słowa; masztalerz zamknął drzwi i kareta ruszyła.

      Raptem Hieronim podskoczył cały.

      – Prezent, tío, zapomnieliśmy prezentu.

      – Usiądź i uspokój się – rzekła pogodnie doña Magdalena. – Niczego nie zapomnieliśmy. – Pokazała mu ak-samitną poduszkę i maleńki pakunek. – Wszystko w swo-im czasie.

      – Ale... czy cesarz będzie mógł używać tych chusteczek? – spytał Hieronim z powątpiewaniem. – Myślałem, że w celi klasztornej...

      – Cesarz nie mieszka w celi. On nie jest mnichem. – Nareszcie dała mu odpowiedź na pytanie, którego nigdy nie zadał, bo nie chciał, żeby się z niego śmiano.

      – Wybudowano dla niego nowe skrzydło; jest ono prawie jak mały pałac. Ma też dla siebie ogród i pięćdziesięcioro służby do dyspozycji. Ponadto jest pięćdziesięciu trzech zakonników o różnych umiejętnościach, wysłanych do Yuste z innych klasztorów. Żyją oni oczywiście zgodnie z regułą swego zakonu, ale mają specjalną misję służyć Jego Cesarskiej Wysokości w sprawach, na których się znają.

      – Czyli jednak mieszka w pałacu?

      – Jeżeli uznać, że dom o ośmiu pokojach jest pałacem,