W dzisiejszych czasach, gdy ogród zarośnie jeżynami lub paprociami, a łąkę pokryje zbity dywan szczawiu czy ostów, zwykle sięga się po opryskiwacz wypełniony trucizną. Gdy wspominam, że istnieją praktyczne alternatywy dla herbicydów, widzę wzrok pełen niedowierzania i spotykam się z mieszaniną współczucia i protekcjonalności. Ludzie uwierzyli, że jedyna skuteczna metoda uprawy polega na stosowaniu chemikaliów, które pozwalają przyjąć się zasiewowi, zanim powrócą chwasty. Ta metoda przypomina mi chemioterapię. Ujawnia też nasz konfrontacyjny stosunek do natury.
Tymczasem alternatywne metody gospodarowania ziemią naprawdę istnieją! Rzecz w tym, że są tanie, więc żadne wielkie kampanie reklamowe ich nie nagłaśniają. W dodatku uważa się je za „kłopotliwe”. Ach, ta wygoda! Źródło wszelkiego zła.
Dawniej w Irlandii rolnicy zawsze zostawiali wysepki niezaoranego gruntu w rogach pola, wzdłuż jego granic i pośrodku. Porastały je zwykle krzewy albo rośliny charakterystyczne dla skraju lasu, tworząc siedliska dla drapieżników utrzymujących ekosystem w równowadze. Nazywano je „zajęczymi zakątkami”, ponieważ dawały schronienie zającom, które żyją w dziczy i zasadniczo trudno je zobaczyć. Współcześni rolnicy w swym dążeniu do tego, by zwiększyć produkcję, wykorzystują każdy skrawek ziemi, usunęli więc większość żywopłotów i rowów, tracąc tym samym korzyści związane z obecnością bezpiecznych kryjówek dla dzikich zwierząt. Podobną tendencję do wyjaławiania można dostrzec w wielu ogrodach – nie ma w nich miejsca dla naturalnych drapieżników, a często w ogóle dla dzikiej przyrody.
Dziś dysponujemy wiedzą i technologią, które umożliwiają nam życie wygodne i zarazem nieszkodliwe dla środowiska, życie biorące pod uwagę wszystkie stworzenia, z którymi dzielimy planetę. Trzeba tylko sięgnąć po bardziej etyczne metody pracy na roli. Musimy się jednak pospieszyć, zanim będzie za późno.
W tej książce mam nadzieję pokazać wam, w jaki sposób stworzenie zintegrowanego żywego systemu eliminuje konieczność nieustannej walki z naturą. Wyjaśniam, jak zaprojektować zrównoważony ekosystem, wykorzystując w tym celu „leśne ogrodnictwo”, prastarą metodę opartą na obserwacji i naśladowaniu poczynań natury. Takie podejście umożliwia tworzenie ekosystemów całościowych, w których jest też miejsce na to, by szczęśliwe i owocne życie mogli prowadzić ludzie. A choć na początku potrzebne będą staranne planowanie i ciężka praca, z czasem, gdy ogród dojrzeje, będzie wymagał od was minimum wysiłków.
Aby nawiązać i rozwinąć nową relację z ziemią i we współpracy z naturą stworzyć własny ogród, trzeba podjąć bardzo konkretne i stanowcze działania. Pierwszym krokiem jest zaprzestanie szkodliwych praktyk, bo to one przede wszystkim powodują problemy. Przystopujcie. Istnieje sposób, żeby poradzić sobie z koszmarem, który na siebie ściągnęliśmy – wystarczy tworzyć silne, bujne i samowystarczalne ekosystemy. Wciąż możecie mieć piękny ogród, musicie tylko zmienić podejście i założyć go z głową, a także z szacunkiem wobec ziemi.
Projektowanie ogrodu
An rud a líonas an tsúil, líonann sé an croí.
Co w oczach, to w sercu.
.
ysiące książek dostępnych na rynku uczą, jak zaprojektować idealny ogród w dowolnym stylu. Tymczasem metoda, którą chcę się z wami podzielić, zmierza w innym kierunku. Owszem, pomoże wam stworzyć piękny ogród, ale jego piękno będzie obejmowało wiele poziomów i manifestowało się nie tylko na zewnątrz. Celem większości typowych projektów jest uzyskanie powierzchownej atrakcyjności – przypominają kobietę umalowaną tak mocno, że aż trudno ją rozpoznać. Moje ogrody są prawdziwe i piękne do głębi, promieniują siłą życiową, tryskają energią, przenika je magia i pozostają w harmonii z planetą. Towarzyszy im intencja stworzenia tętniącej życiem przestrzeni, która będzie powiązana z globalnym przepływem energii.
W tradycji islamskiej słowo „ogród” kojarzy się z czymś innym niż na Zachodzie. W Indiach, Persji i krajach arabskich ogrodami były w istocie wspaniałe dywany i każdy z nich przenikała jakaś szczególna intencja. Rozwijano je, żeby ludzie mogli na nich siadać i medytować, odbywać podróż do nieba rozumianą jako doświadczenie wewnętrzne. Wierzono, że niebo mieści się w ludzkim sercu. Oto prawdziwa mądrość.
Zawsze podobała mi się myśl, że ogród jest niczym czarodziejski dywan. Moja „alternatywna” metoda pozwala utkać magiczny kobierzec i otoczyć nim wasz dom. Będzie nie tylko pięknie wyglądał, ale też pomoże wam w rozwoju osobistym – stanie się miejscem, gdzie będziecie mogli połączyć się ze swoim niebem i poczuć się bezpiecznie.
Ogród jako przejaw piękna
Wszyscy lubimy, gdy otacza nas piękno, choć każdy ma inne wyobrażenie na temat tego, czym ono jest. Ogród to znakomite miejsce, żeby to odkryć i dać wyraz swojemu poczuciu piękna. Nawet jeśli część naszych ogrodów służy celom czysto funkcjonalnym, nadal mogą być one atrakcyjne.
Nie ma żadnej odgórnie ustalonej normy, która by określała, na czym polega prawdziwe piękno – to, jak je sobie wyobrażamy, zmienia się w zależności od epoki i kultury. To, co do nas przemawia, jest pochodną bardzo wielu czynników, między innymi genetyki, naszych podstawowych przekonań i wartości oraz doświadczenia życiowego.
Czym zatem j e s t piękno i co oznacza? W jaki sposób na nas oddziałuje i dlaczego go szukamy? Jeśli pozbędziecie się zasłony dymnej, zwierciadeł i kulturowych pułapek, piękno okaże się nagą prawdą. Przypomina nam o naszym wyższym „ja”, o bóstwie, które jest w nas, bo pierwotna natura wszystkich stworzeń jest boska. Prawda, która kryje się we wszystkim, jest piękna i czysta. Przypływ radości, który czujemy, gdy doświadczamy piękna, w jakiś sposób nas uwzniośla, łączy z uniwersalnym źródłem energii i zwiększa naszą świadomość. Pozwala nam zobaczyć, kim jesteśmy i kim byliśmy, gdy pojawiliśmy się na Ziemi.
Żaden z ogrodów, które odwiedziłam w ciągu ostatnich lat, nie wydawał mi się prawdziwy. Brakowało w nich ducha ziemi – jego miejsce zajęła osobowość projektanta czy projektantki. Wyczuwałam wprawdzie energię miłości, ale nie była to miłość bezwarunkowa. Wręcz przeciwnie – ziemię kochano, dopóki zachowywała spaczoną formę nadaną jej przez projektantów. Nie pozwalano jej być sobą.
Te ogrody nie mieściły się w skrojonej dla nich formie, bo nie potrafiły wyzbyć się swojej prawdziwej natury, swego dzikiego „ja”, i były za to konsekwentnie karane. W takich miejscach przyroda czuła się stłumiona i skrępowana. Miałam wrażenie, że wszystkie te ogrody były jak dzieci – pierwotnie wolne duchy, które ujarzmiono i zmuszono do podporządkowania się zasadzie „niech cię widzą, ale nie słyszą”: miały trzymać się z tyłu, być czyste, zachowywać się odpowiednio i uśmiechać, kiedy przychodzili z wizytą sąsiedzi.
Dziecko można zmusić do tego, by stało się kimś, kim nie chce być, ale w rezultacie – jak łatwo przewidzieć – będzie nieszczęśliwe i wycofane. Z drugiej strony można przecież w nienachalny sposób przekonać się, kim jest, kim chce być i