a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.
(J 1,1)
Zawsze fascynowała mnie historia starożytnej Irlandii i wielu rzeczy na temat intencji oraz magii nauczyłam się dzięki studiowaniu życia naszych przodków. Istnieje u nas długa i dobrze udokumentowana tradycja praktykowania magii, rytuałów i modlitw. Zachowała się w starych pismach monastycznych i w przekazach mitologii ludowej. W tym miejscu warto zauważyć, że w dawnej Irlandii przeciwieństwem modlitw były klątwy. Miały one ogromną moc, bo Irlandczycy wierzyli w ich skuteczność – tak samo zresztą jak inne dawne ludy na całym świecie.
Ponieważ Rzymianie nigdy nie podbili Irlandii, udało jej się przez długi czas zachować nietkniętą pierwotną kulturę, która wyewoluowała i rozkwitła w łonie wysoko rozwiniętego społeczeństwa. W czasach przedchrześcijańskich warstwę uczonych stanowili druidzi, którzy zgromadzoną wiedzę i mądrość przechowywali w pamięci, często w postaci pieśni i wierszy. Wprawdzie dysponowali pismem ogamicznym, ale najbardziej tajemnych nauk nie zapisywali z obawy, aby nie dostały się w niepowołane ręce.
Współczesny alfabet pojawił się w Irlandii razem z chrześcijaństwem. Z tego okresu przetrwały dokumenty pisane z myślą o wspieraniu nowej religii, która miała przeniknąć do społeczeństwa i wygrać z innymi wierzeniami. W pismach wczesnochrześcijańskich mnichów zachowało się więc niewiele relacji na temat dobrych uczynków czy błogosławieństw druidów. Odnotowywano głównie „opaczne błogosławieństwa”, czyli klątwy, co oznacza, że najbardziej wiarygodne przekazy dotyczące działania skoncentrowanej intencji obejmują przypadki jej negatywnego, szkodliwego użycia.
W nowszych czasach (w ciągu ostatnich kilkuset lat) klątwy w Irlandii rzucano zawsze w ramach zemsty. Był to rezultat ubezwłasnowolnienia rdzennych mieszkańców i niesprawiedliwości, jakie ich spotykały ze strony właścicieli ziemskich, którzy przybyli tu z obcych krain. Irlandczycy przeklinali nie tylko osobę odpowiedzialną za ich krzywdę, ale też jej potomstwo, co oznaczało, że nędzny los i bolesna śmierć czekały również przyszłe pokolenia. Dziś ludzie nie wierzą już w klątwy, tak więc straciły one swoją moc. Mimo to wciąż możemy wykorzystać stare przekazy, by nauczyć się używania magii w dobrym celu.
Przeklęta ziemia
Klątwy, którymi obkładano ziemię, nosiły nazwę piseóg. Wystarczyło wypowiedzieć właściwe słowa i być może odprawić kilka prostych rytuałów. Grunt wchłaniał intencję i postępował zgodnie z instrukcjami, nawet jeśli ich skutki były szkodliwe. Klątwa obejmowała ziemię tylko w określonych granicach, a tradycja obchodzenia jej obrzeży pozwalała utrzymać ją w ich obrębie. Efektem działania piseóg były choroby bydła czy kwaśnienie mleka. Ciężkie klątwy pociągały za sobą głód, miały bowiem wpływ na zbiory i żyzność gleby. Ludzie mieszkający na przeklętej ziemi często kończyli w przytułku, gdyż nie mogli wyżywić siebie i bliskich.
OKO TRASZKI
I SKRZYDŁO NIETOPERZA
Kilka lat temu był w moim życiu taki okres, kiedy ogarnęła mnie dziwna apatia. Gdy nie pomogły ani dieta, ani żadne inne podobne środki, wybrałam się do irlandzkiej uzdrowicielki Marii Rawlins. Od niej dowiedziałam się, że powodem, dla którego czuję się przygnębiona, jest klątwa, jaką na siebie ściągnęłam, gdy zabłąkałam się w jakieś przeklęte miejsce. Maria popracowała z energią wokół mnie, a potem oznajmiła, że jeśli chcę się pozbyć klątwy, muszę znaleźć różową różę i wrzucić jej płatki do rzeki w miejscu, gdzie uchodzi do morza. Stwierdziła, że słona woda zmyje przekleństwo.
Początkowo byłam sceptyczna, bo o klątwach nie myślałam od lat i w mojej wyobraźni sąsiadowały z bajką o Kopciuszku czy Śpiącej Królewnie. O zaleceniu Marii przypomniałam sobie dopiero po kilku dniach. Odwiozłam dzieci do szkoły i postanowiłam wybrać się na spacer na klify. W pobliskim supermarkecie kupiłam różową różę i wzięłam ją ze sobą na wypadek, gdybym znalazła odpowiednią rzekę. „W końcu co to komu szkodzi?”, pomyślałam. Jak to mówią, strzeżonego Pan Bóg strzeże. Gdy więc natknęłam się na rwącą rzekę, która niezwykle malowniczo spadała z klifu do morza, odprawiłam rytuał z płatkami róży, tak jak kazała mi Maria, a potem wróciłam do swoich spraw.
Już wieczorem, kiedy kładłam dzieci do łóżka, a sama szykowałam się do spania, zdejmując podkoszulkę, usłyszałam, jak moja młodsza córka Ruby krzyczy zaskoczona i woła, że mam coś na plecach. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam wielki czarny znak, który skojarzył mi się ze smugami popiołu na czołach wiernych w Środę Popielcową – zaczynał się pod łopatkami, a kończył u podstawy kręgosłupa. Rzuciłam się, żeby go usunąć – złapałam płyn do zmywania i szczotkę do naczyń z kuchni i zaczęłam szorować, chcąc jak najszybciej się go pozbyć. Na koniec sprawdziłam bluzkę i podkoszulkę, podejrzewając, że po prostu oparłam się o coś brudnego, ale znalazłam tylko odbicie symbolu wewnątrz – na zewnątrz ani na żadnej innej rzeczy, którą tego dnia miałam na sobie, nie było po nim śladu.
Następnego ranka zdenerwowana zadzwoniłam do Marii. Przyjęła moje rewelacje ze spokojem i oznajmiła, że nie ma się czym przejmować. Najwyraźniej nie pierwszy raz spotykała się z czymś takim – stwierdziła, że przynajmniej wiem, że klątwa została zdjęta. Od tej pory czułam się coraz lepiej. Chmury się rozstąpiły i znów wszystko wydawało się jasne. Po tym incydencie zaczęłam naprawdę poważnie dbać o swoje bezpieczeństwo. Dziwicie się?
Każdy region i każde miasto miały własne klątwy – można było niechcący paść ich ofiarą, jeśli się na przykład zabłąkało na teren przeklętego ráth, czyli fortu wróżek (starożytny kopiec kojarzony z magicznym ludem), albo stanęło na grobie zmarłych z głodu. Ludzie z mojego pokolenia i starsi znają takie miejsca w swojej okolicy i z pewnością trzymają się od nich z daleka. Piseóg działają w Irlandii po dziś dzień. Budzą tak wielki strach, że bardzo trudno nakłonić osoby starsze, żeby zechciały o nich porozmawiać. Zrozumienie, czym są, było dla mnie prawdziwym odkryciem, mimo że dzięki nim potęgę intencji, którą sama wykorzystuję w dobrym celu, poznałam od najgorszej strony.
Inne klątwy, bezpośrednie, rzucano często na konkretne osoby. Przekleństwo złego lub zazdrosnego sąsiada mogło oznaczać nędzę albo nawet śmierć dla całej rodziny. Aby klątwa zadziałała, należało poinformować o niej ofiarę. Zwykle rzucano ją komuś w twarz i to wiara osoby przeklętej decydowała o skuteczności magicznych działań.
Rolnictwo biodynamiczne
Współczesne praktyki biodynamiczne stanowią dowód na to, że włączenie potęgi intencji do rytuałów i praktyk rolniczych może przynieść bardzo pozytywne skutki. Biodynamika to metoda oparta na tradycji pogańskiej, wyrosła z serii wykładów wygłoszonych w 1921 roku przez Rudolfa Steinera, austriackiego filozofa i mistyka. Wykorzystuje wiele typowych technik ekologicznych, które wzbogaca o praktyki własne, na przykład łączy prace polowe z ruchem ciał niebieskich czy zaleca aplikowanie do gleby specjalnych środków. Trudno o działania bardziej przypominające zabiegi magiczne, a ich efekty są naprawdę zdumiewające.
W biodynamice niezwykle ważne są teatralność i obrzędowość, dlatego sposób, w jaki przygotowuje się dość szczególne preparaty, niektórym może się wydawać odstręczający. Na przykład zgodnie z pewną metodą zwiększania żyzności gleby napełnioną kwiatami krwawnika wątrobę jelenia wiesza się na pół roku na słońcu, a potem na kolejne pół zakopuje w ziemi. Odrobinę tak przygotowanego specyfiku dodaje się do dużej ilości wody i przez kilka godzin miesza w obie strony na zmianę, pilnując, by powstał wir, a następnie gotową mieszanką spryskuje się grunt określoną liczbę razy w konkretnej fazie księżyca.
Można by pomyśleć, że brakuje tylko czarnego kota, prawda? Jednak wpływ tej metody na plony okazuje się zdumiewający. Pytanie,