Kate wstała i zarzuciła sobie plecak na ramię.
– Nie dostaniemy pracy w redakcji gazety, Tully.
– Mama ci mówiła, żebyś porzuciła to negatywne podejście, pamiętasz?
Zeszły na dół i wmieszały się w głośny tłum studentów.
Na zewnątrz jaskrawe słońce oświetlało brukowane cegłami podwórze, zwane Placem Czerwonym. Pod biblioteką Suzzallo grupka długowłosych studentów zgromadziła się pod transparentem z hasłem: SPRZĄTNIJCIE PO ELEKTROWNI ATOMOWEJ HANFORD!
– A ty przestań skarżyć się mojej mamie, gdy coś nie idzie po twojej myśli – odparła Kate, gdy zmierzały ku skwerowi Quad. – Nie możemy zapisać się na zajęcia z dziennikarstwa, dopóki nie będziemy na trzecim roku.
Tully się zatrzymała.
– Naprawdę ze mną nie pójdziesz?
Kate uśmiechnęła się, idąc dalej.
– Nie dostaniemy tej pracy.
– Ale pójdziesz ze mną, prawda? Jesteśmy drużyną.
– Oczywiście, że pójdę.
– Wiedziałam. Tylko się ze mną drażniłaś.
Rozmawiały, przechodząc przez obsadzony wiśniowymi drzewkami i porośnięty bujną trawą skwer Quad. Dziesiątki studentów w kolorowych szortach i T-shirtach grało we frisebee i zośkę.
Przed redakcją gazety Tully się zatrzymała.
– Ja będę gadać.
– No co za niespodzianka, jestem w szoku.
Ze śmiechem weszły do środka, przedstawiły się jakiemuś rozczochranemu młodzieńcowi w recepcji i zostały skierowane do gabinetu redaktora.
Całe spotkanie nie trwało nawet dziesięciu minut.
– Mówiłam ci, że jesteśmy za młode – powiedziała Kate, gdy wracały do akademika.
– Spadaj. Czasami myślę, że ty chyba w ogóle nie chcesz zostać reporterką.
– To absolutne kłamstwo. Ty nie myślisz nigdy.
– Świnia.
– Wiedźma.
Kate objęła przyjaciółkę.
– Chodź, Barbaro Walters, odprowadzę cię do domu.
Tully była tak przygnębiona rozmową w redakcji gazety, że Kate przez resztę dnia starała się poprawić jej humor.
– No już – powiedziała po paru godzinach, w ich malutkim pokoju w akademiku. – Przygotujmy się. Na pewno chcesz wyglądać jak najlepiej na toga party.
– Co mnie obchodzi jakaś głupia przebierana impreza? Chłopak z akademika to nie jest mój ideał.
Kate stłumiła uśmiech. Wszystko w Tully było ekstremalne – zarówno radość, jak i smutek. Pobyt na uniwersytecie jeszcze pogłębił tę tendencję. Zabawny był fakt, że ten olbrzymi i zatłoczony kampus podkreślał ekstrawagancje Tully, natomiast na Kate miał przeciwny, uspokajający wpływ. Z każdym dniem czuła się silniejsza, coraz bardziej gotowa do tego, by stać się dorosła.
– Prawdziwa z ciebie królowa dramatu. Pozwolę ci zrobić mi makijaż.
Tully podniosła wzrok.
– Naprawdę?
– To oferta ograniczona czasowo. Lepiej rusz tyłek.
Tully zerwała się, chwyciła Kate za rękę i pociągnęła ją korytarzem do łazienki, gdzie mnóstwo dziewcząt brało prysznic, wycierało się i suszyło włosy.
Poczekały na swoją kolej, wzięły prysznic i wróciły do pokoju. Na szczęście pozostałych dwóch współlokatorek nie było. W maleńkiej przestrzeni, wypełnionej toaletkami, biurkami i piętrowym łóżkiem dla studentek starszych lat, ledwo mogły się obrócić. Ich wąskie jednoosobowe łóżka stały na dużej werandzie w głębi korytarza.
Tully niemal godzinę zajmowała się ich włosami i makijażem, a potem wyciągnęła materiał, który kupiły na swoje togi – złoty dla Tully i srebrny dla Kate, i wyczarowała dwa stroje, które przytrzymywały w miejscu cieniutkie paski i broszki zdobione górskimi kryształami.
Kate przyjrzała się swojemu odbiciu, gdy skończyły. Błyszczący srebrny materiał podkreślał jej jasną cerę, złote włosy i zieleń oczu. Po tych wszystkich latach w roli dziwadła nadal bywała zaskoczona tym, że potrafi nieźle wyglądać.
– Jesteś geniuszem – powiedziała.
Tully obróciła się przed lustrem.
– Jak wyglądam?
Złota toga podkreślała jej bujny biust i wąską talię, a burza kręconych, natapirowanych i polakierowanych mahoniowych włosów spływała na ramiona, jak u Jane Fondy w Barbarelli. Niebieski cień i grube czarne kreski na powiekach sprawiały, że wyglądała egzotycznie.
– Wyglądasz fantastycznie – powiedziała Kate. – Chłopaki padną trupem.
– Przywiązujesz za dużą wagę do miłości. To pewnie przez te wszystkie romanse, które czytasz. To jest nasz wieczór. Pieprzyć chłopaków.
– Nie chcę ich pieprzyć, ale na randkę to bym poszła.
Tully złapała Kate za rękę i wyprowadziła ją na korytarz, pełen roześmianych i rozgadanych dziewczyn na różnych etapach ubierania się. Biegały we wszystkie strony z lokówkami, suszarkami i prześcieradłami. Na dole we wspólnym salonie jedna z dziewcząt uczyła inne, jak tańczyć disco.
Na zewnątrz Kate i Tully dołączyły do tłumu. W tę łagodną wrześniową noc było tam pełno ludzi. Większość korporacji studenckich organizowała imprezy. Były dziewczyny w kostiumach, w zwykłych ubraniach oraz półnagie, a wszystkie zmierzały ze swoimi koleżankami do różnych akademików.
Siedziba bractwa Phi Delt była duża oraz przysadzista i stanowiła dość nowoczesną mieszankę szkła, metalu i cegieł. Budynek zajmował narożnik ulic. Ściany wewnątrz były obdrapane, meble połamane, obdarte i brzydkie, a wystrój przypominał więzienie z lat pięćdziesiątych. Ale z powodu tłoku nie było tego widać.
Goście, ściśnięci jak sardynki, pili piwo z plastikowych kubków i kołysali się do muzyki. Shout! – zaryczało z głośników i wszyscy dołączyli, śpiewając i podskakując do rytmu.
A little bit softer now…
Ludzie przykucnęli, zamarli, a potem unieśli ręce i poderwali się z głośnym śpiewem.
Tully, jak zawsze gdy tylko znalazła się na imprezie, od razu dołączyła do zabawy. Natychmiast zniknęły groźba depresji, pełen wahania uśmiech, niepokój związany ze stratą pracy. Kate patrzyła na nią z podziwem; jej przyjaciółka od razu przykuła uwagę wszystkich.
– Shout! – zawołała Tully głośno i ze śmiechem.
Chłopcy przysuwali się coraz bliżej, niczym ćmy ciągnące do ognia, lecz Tully ich nie zauważała. Wpadła na parkiet, ciągnąc za sobą Kate.
Kate od lat się tak dobrze nie bawiła.
Gdy zatańczyła w grupie do Brick House, Twistin’ the Night Away i Louie Louie, była zgrzana i spocona.
– Zaraz wracam – zawołała do Tully, która pokiwała głową, i wyszła na zewnątrz, by przysiąść na niskim ceglanym murku otaczającym posesję. Chłodne nocne powietrze owiewało jej spoconą twarz. Zamknęła oczy i zakołysała się do muzyki.
– Wiesz,