Choć od miesięcy wyczekiwała tej chwili (razem z Tully bez końca snuły wieczorami marzenia o tym, co będzie, „gdy będziemy już w college’u”), teraz, gdy ten moment nadszedł, poczuła jakiś opór przed opuszczeniem domu.
W ostatniej klasie liceum stały się nierozłączne. TullyiKate. Wszyscy w szkole wymawiali ich imiona jak jedno. Gdy Tully została redaktorką szkolnej gazetki, Kate była tuż obok, pomagając w redagowaniu artykułów. Uczestniczyła w sukcesach przyjaciółki, płynęła na fali jej popularności, ale to wszystko działo się w świecie, który znała, w miejscu, w którym czuła się bezpieczna.
– A jak o czymś zapomniałam?
Tully przeszła przez pokój i stanęła obok Kate. Zamknęła walizkę i zatrzasnęła zamki.
– Jesteś gotowa.
– Nie. To ty jesteś gotowa. Ty zawsze jesteś gotowa – powiedziała Kate, starając się, by głos nie zdradził, jak bardzo się boi. Nagle wyraźnie odczuła, jak mocno będzie tęsknić za rodzicami i nawet za młodszym bratem.
Tully spojrzała na nią.
– Jesteśmy drużyną, nie? Dziewczynami z Firefly Lane.
– Jesteśmy, ale…
– Żadnych ale. Idziemy na studia razem, wybieramy ten sam akademik i znajdziemy pracę w tej samej stacji telewizyjnej. Koniec i kropka. Damy radę.
Kate wiedziała, czego oczekuje od niej Tully i wszyscy inni. Powinna być silna i dzielna. Ale ona tego nie czuła. A skoro nie czuła, zrobiła to, co często ostatnio robiła w towarzystwie Tully. Uśmiechnęła się i udawała.
– Masz rację. Chodźmy.
Jazda ze Snohomish do centrum Seattle, która zwykle zajmowała trzydzieści pięć minut, minęła jak z bicza strzelił. Kate prawie się nie odzywała, nie wiedziała, co mówić, choć Tully i jej mama nawijały o zbliżającym się tygodniu naboru do korporacji studentek i akademików. Wyglądało na to, że mama jest bardziej podekscytowana ich studencką przygodą od samej Kate.
W wysokim budynku Hagget Hall dotarły głośnymi, zatłoczonymi korytarzami do małego, obskurnego pokoiku na dziesiątym piętrze. Tu miały spać podczas tygodnia naboru. Gdy dobiegnie końca, przeniosą się do akademika swojej korporacji.
– No to jesteśmy – powiedział pan Mularkey.
Kate podeszła do rodziców i objęła ich, tworząc słynny uścisk rodziny Mularkeyów.
Tully nie przyłączyła się. Jakby o niej zapomniano.
– Jeju, Tully, chodź tutaj! – zawołała mama.
Tully podbiegła i wszyscy ją przytulili.
Potem przez godzinę rozpakowywali się, rozmawiali i robili zdjęcia. Wreszcie tata powiedział:
– Margie, już czas. Nie chcemy utknąć w korkach.
Nastąpiła kolejna fala uścisków. Kate przylgnęła do matki, walcząc ze łzami.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała pani Mularkey. – Zaufaj swoim marzeniom. Ty i Tully zostaniecie najlepszymi reporterkami, jakie wydał ten stan. Jesteśmy z was z tatą tacy dumni.
Kate pokiwała głową i spojrzała na mamę przez gorące łzy.
– Kocham cię, mamo.
Dla niej to pożegnanie trwało o wiele za krótko.
– Będziemy dzwonić w każdą niedzielę! – zawołała za nimi Tully. – Zaraz po tym, jak wrócicie z kościoła.
I już ich nie było.
Tully wskoczyła na łóżko.
– Ciekawa jestem, jak będzie wyglądać nabór. Założę się, że każdy akademik będzie nas chciał. No bo jak inaczej?
– Ciebie tak – odpowiedziała cicho Kate i po raz pierwszy od miesięcy poczuła się jak tamta dziewczyna, którą wiele lat temu nazywali Kootie, ta w okularach jak denka butelek i w przykrótkich dżinsach Sears. Nieważne, że teraz nosiła soczewki kontaktowe, nie potrzebowała już aparatu i nauczyła się nakładać makijaż tak, by podkreślał jej urodę. Dziewczyny z korporacji studentek od razu ją przejrzą.
Tully usiadła.
– Wiesz, że nie dołączę do żadnej korporacji, jeśli nie trafimy do niej razem, prawda?
– Ale to nie fair wobec ciebie. – Kate podeszła do łóżka i usiadła obok przyjaciółki.
– Pamiętasz Firefly Lane? – powiedziała Tully, ściszając głos.
Przez lata te słowa stały się hasłem, rodzajem wytrycha do wspólnych wspomnień. To był ich sposób mówienia sobie, że przyjaźń, która narodziła się, gdy miały czternaście lat – wtedy, gdy modny był David Cassidy i jedna piosenka wystarczała, by się popłakać – będzie trwać zawsze.
– Nie zapomniałam.
– Ale nie rozumiesz – stwierdziła Tully.
– Czego nie rozumiem?
– Kiedy moja mama mnie porzuciła, kto był przy mnie? Gdy moja babcia umarła, kto trzymał mnie za rękę i przyjął do siebie? Ty. I to jest odpowiedź. Jesteśmy drużyną. Przyjaciółkami na zawsze, bez względu na wszystko. Okej? – Szturchnęła Kate, sprawiając, że ta się uśmiechnęła.
– Zawsze stawiasz na swoim.
Tully się roześmiała.
– Oczywiście, że tak. To jedna z moich najbardziej ujmujących cech. A teraz skupmy się na tym, w co się ubrać w ten pierwszy dzień…
Uniwersytet Waszyngtoński w Seattle spełnił wszystkie oczekiwania Tully. Kompleks rozciągał się na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych i składał z setek neogotyckich budynków, tworząc odrębny świat. Ten ogrom przerażał Kate, ale nie Tully, która uznała, że jeśli odniesie sukces tutaj, to zdoła odnieść go wszędzie. Gdy tylko wprowadziły się do akademika, zaczęła się przygotowywać do pracy reporterki telewizyjnej. Poza wybraniem głównych przedmiotów na wydziale mediów czytała co najmniej cztery gazety dziennie i oglądała tyle wiadomości, ile mogła. Gdy nadejdzie przełomowy moment, będzie gotowa.
Większość czasu w pierwszych kilku tygodniach studiów zajęło jej oswajanie się i zorientowanie, jak powinna wyglądać wstępna faza jej uniwersyteckiego planu. Spotykała się z doradcą studentów wydziału mediów tyle razy, że on czasem starał się jej unikać, widząc ją na korytarzu, ale nic sobie z tego nie robiła. Jeśli miała pytania, chciała odpowiedzi.
Znowu przeszkodą był jej młody wiek. Nie mogła zapisać się na zaawansowane zajęcia z mediów czy dziennikarstwa. Żadne prośby ani perswazje nie były w stanie przyśpieszyć działania trybów biurokracji na stanowej uczelni. Tully musiała czekać na swoją kolej. A to przychodziło jej z trudem.
Przechyliła się na bok i szepnęła do Kate:
– Dlaczego trzeba zaliczyć jakiś przedmiot przyrodniczy? Nie trzeba znać geologii, żeby być reporterem.
– Ćśśś…
Tully zmarszczyła brwi i się wyprostowała. Były w Kane Hall, jednym z największych audytoriów w kampusie. Z miejsca w najwyższym rzędzie, w tłumie niemal pięciuset studentów, ledwo widziała profesora, który okazał się wcale nie profesorem, tylko jego asystentem.
– Możemy kupić notatki z wykładu.