– Nie ma takiej możliwości, centurionie – wyjaśniła Natasha. – To technologia Skrullów i nie mamy kodów, żeby ominąć blokady ani nie możemy odstrzelić zawiasów. Jeśli właz nie zadziała, będzie trzeba pójść naokoło.
– Możemy go wypalić – rzucił Graves niecierpliwie.
Pokręciła głową.
– To zły pomysł. Te grodzie zabezpieczają mostek. Skoro nie chcą się otworzyć, pewnie jest ku temu dobry powód.
Graves utkwił w niej badawcze spojrzenie.
– Sugerujesz, że po drugiej stronie jest pożar?
– Albo otwarta próżnia.
Graves zastanawiał się przez chwilę.
– Mam to gdzieś – stwierdził w końcu. – Przebijamy się.
– Sir, najpierw musimy wiedzieć, z czym mamy do czynienia – zaoponowała Natasha.
– No to się dowiedz. Sargon, wypal mi tu dziurę w tych wrotach, dobra? Skup ogień na dolnej połowie.
– Odsunąć się! – zawołał Sargon bez wahania.
Ludzie rozbiegli się na boki – wszyscy poza Natashą.
– Mam lepszy pomysł – stwierdziła.
– Słuchamy – odparł spokojnie Graves.
– Proszę pozwolić mi wpuścić tam brzęczyk.
Brzęczykiem nazywaliśmy maleńkiego drona szperacza. Techniczni nosili je w swoich plecakach, razem z innymi gadżetami.
Graves machnął na Sargona, żeby się wstrzymał.
– Jak zamierzasz wpuścić go za właz? – spytał Natashę.
Natasha wyciągnęła brzęczyk, który był nie większy od jej kciuka. Z wyglądu przypominał karalucha o żółtawej, metalicznej barwie, trochę jakby odlano go z cyny.
Podeszła do panelu sterującego włazem, z którym walczyła wcześniej, i otworzyła go.
– Są tutaj przewody, które prowadzą na drugą stronę. Ustawię go w tryb zwiadu i wypuszczę, za pańską zgodą, sir.
– Wykonać.
Obudzony brzęczyk wypełzł z jej otwartej dłoni i wsunął się do panelu. Po chwili zniknął, a Natasha uszczelniła panel i spojrzała na stuka. Chciałem się przyjrzeć, ale trwałem na pozycji z bronią wymierzoną we właz.
– Puszczę sygnał na nasze odbiorniki – powiedziała.
Chwilę później na moim ramieniu pojawił się migoczący, zniekształcony obraz. Przełączyłem go na dolny ekran wewnętrzny hełmu, żebym mógł oglądać i jednocześnie pilnować włazu.
Brzęczyk gramolił się w ciemne, ciasne zakamarki. Wszystko, co widział, było bardzo małe, ale z jego punktu widzenia zwykłe śruby wyglądały niczym kolumny.
W końcu dotarł na drugą stronę. Ciemny korytarz wyglądał na opuszczony. Zobaczyłem, że dron rozłożył cztery miniaturowe skrzydła. Zamachał nimi i zabuczał – ale nie mógł wzbić się do lotu.
Natasha odwróciła się do nas.
– Próżnia – powiedziała. – Nie może latać, bo nie ma tam powietrza.
– No to tyle – stwierdził centurion. – Zablokowałaś za nami pierwszy właz, zgadza się?
Natasha przytaknęła.
– Przygotować się – zawołał do pozostałych.
Potem spojrzał na mnie i Sargona.
– Wysadzić właz.
– 8 –
Przebicie się przez stalowe wrota zajęło nam mniej niż minutę. Kiedy w końcu ustąpiły, przeszyło nas świdrujące, wściekłe wycie. Powietrze było gwałtownie wysysane przez dziurę wypaloną pośrodku dolnej płyty.
Trzeba było poszerzyć otwór. Trochę to trwało, ale razem z Sargonem nie przerywaliśmy ognia. Przestawiliśmy broń na niższą moc i tryb pulsacyjny. Nie sprawdzało się to w walce, kiedy chciałeś szybko powalić cel morderczym uderzeniem plazmy, ale w przypadku nieruchomych obiektów było jak znalazł. Każda wiązka paliła się przez kilka sekund, po czym musieliśmy przeładować miotacze i zaczekać, aż się schłodzą przed oddaniem kolejnej salwy.
Wszyscy mieli założone hełmy. Właz za naszymi plecami był szczelnie zamknięty, ale mimo to w długim korytarzu było do opróżnienia sporo powietrza.
Kiedy zajmowałem się powiększaniem otworu, moje myśli krążyły wokół tego, co zastaniemy po drugiej stronie. Wiedziałem, że nie będzie tam żadnej atmosfery. Ten wyciek nie brzmiał jak lekkie syczenie, które słychać, gdy dwie komory wyrównują ciśnienie. Nie, tu mieliśmy do czynienia z pełnym wydmuchem gazu, który następuje tylko wtedy, gdy za wyłomem znajduje się próżnia – otwarta przestrzeń kosmiczna.
Cokolwiek tam znajdziemy, miałem już pewność, że nie będą to żywi Skrullowie. Nie mieli szans, żeby przeżyć taki atak na mostek.
Przerwaliśmy ogień, gdy przed nami jarzyła się już dziura wielkości studzienki. Na początek miało się przez nią przecisnąć dwoje żołnierzy.
Czekaliśmy około minuty, obserwując, jak w magnetycznych butach z trudem gramolą się przez poczerniały otwór. W końcu wyszli w lodowatą ciemność kryjącej się za włazem sali. Nadawali obraz ze swoich skafandrów – tak samo jak brzęczyk.
Jednym z wybrańców była Kivi i to ona referowała, co widzi.
– Zerowa grawitacja – powiedziała. – Brak atmosfery. Pomieszczenie jest opuszczone, sir.
– Zróbcie szybki obchód – rozkazał Graves – a potem otwórzcie właz od środka.
Obejrzałem się na niego, nie pojmując, dlaczego nie kazał im odblokować przejścia od razu. Ciśnienie już się wyrównało, więc nie groził nam żaden wybuch. Przy otwartym włazie moglibyśmy pomóc obydwu zwiadowcom, jakby coś poszło bardzo nie tak…
Dotarło do mnie.
– No tak – mruknąłem pod nosem.
Centurion Graves nie chciał zostawiać drzwi otwartych na oścież na wypadek kłopotów. Ciężcy piechurzy po niewłaściwej stronie włazu byli co prawda zdani na siebie, ale za to my mieliśmy więcej możliwości reakcji.
W tej chwili chyba po raz pierwszy naprawdę się ucieszyłem, że jestem specjalistą z cennym sprzętem – i wiedzą, jak go użyć. Ci, których łatwiej było zastąpić, zwiedzali teraz mroczne zakamarki.
Nerwowo śledziliśmy poczynania zwiadu. Kivi nie traciła zimnej krwi, choć w jej głosie słychać było napięcie. Bardzo okrzepła od czasu naszej pierwszej misji.
– Sprawdzam korytarze. Centurionie, chyba odcięto główne zasilanie. Wygląda na to, że ten moduł działa na bateriach awaryjnych.
Graves milczał. Z uwagą wpatrywał się w transmisję. Większość z nas robiła to samo – poza Sargonem, który zajął pozycję z boku wypalonej dziury. Jego broń spoczywała na ramieniu w pełnej gotowości. Sposób, w jaki wpatrywał się w dziurę, przypominał mi polującego kota. Uznałem, że najrozsądniej będzie dołączyć do niego.
Graves posłał nam krótkie spojrzenie. Nic nie powiedział, ale pokiwał głową z aprobatą. Była to miła odmiana.
Kivi przeszukała najbliższą okolicę wokół włazu, po czym otworzyła wrota. Wszyscy odruchowo się spięliśmy. Po tym, jak rzuciło się na nas z dziesięć ton pancernych kalmarów, byliśmy dosyć nerwowi.
Ruszyliśmy