Zależna od mafii. Ada Tulińska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ada Tulińska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66654-94-5
Скачать книгу
auto, tym razem potrzebuję pani w prywatnym domu.

      Przytaknęła, a ja natychmiast zadzwoniłem do Aleksa, żeby ją przywiózł. Gdy tylko skończyłem z nim rozmawiać, wybrałem numer do Wandy.

      – Aleks po ciebie podjedzie, od dzisiaj znowu potrzebuję cię tutaj.

      Godzinę później drobna kobieta z bystrymi oczami już siedziała na łóżku w mojej sypialni i osłuchiwała Julię stetoskopem. Dziewczyna miała problemy z oddychaniem i mówieniem. Stałem w rogu pokoju, przyglądając się jej oblanej potem twarzy.

      – Czy coś panią boli? – zapytała pani Maria, właśnie badając dłońmi jej brzuch.

      Julia znowu wciągnęła katar, a lekarka podała jej chusteczkę.

      – Nie. Strasznie mi zimno. – Jej ciało się zatrzęsło, nim wydmuchała nos. Chwyciłem drewno z kupki i dorzuciłem do kominka w rogu pomieszczenia.

      – Jest pani odwodniona – stwierdziła pani Maria, przyglądając się jej ustom. Nie umknęło jej uwadze, że Julii już dwukrotnie zaburczało w brzuchu. Odwróciła się do mnie z oskarżycielską miną.

      – Proszę zorganizować rosół i trzy litry wody.

      – Rosół?

      Pokiwała głową.

      Jej ciemne, kręcone włosy poprzetykane siwymi pasmami zabłyszczały w świetle kominka, kiedy wróciła do pacjentki.

      – Czy była pani narażona na długotrwałe zimno i wilgoć? – zapytała tonem, który sugerował, że zna odpowiedź.

      Julia zerknęła na mnie przelotnie, a potem wróciła wzrokiem na lekarkę.

      – Wpadłam do jeziora, ale Filip mnie wyciągnął. To pewnie dlatego.

      Ramiona lekarki się spięły.

      – Co z tym rosołem i wodą? – zapytała, nie odwracając się do mnie. Nie miałem ochoty zostawiać ich sam na sam. Posłałem Julii ostrzegawcze spojrzenie i wyszedłem.

      Zostawiłem drzwi uchylone, podszedłem do balustrady nad salonem i złapałem dłońmi poręcz.

      Wanda siedziała, ściskając swoją ciemną torebkę na kolanach, po jednej stronie kuchennej wyspy, a Aleks opierał się po drugiej stronie i robił do niej maślane oczy. Zatrudniałem ją wcześniej w charakterze gosposi, ale wczoraj postanowiłem ją oddelegować do rezydencji ojca.

      – Potrzebuję rosołu i trzech litrów wody niegazowanej – zakomunikowałem. Rumiana twarz Wandy natychmiast zwróciła się w moim kierunku. Wbiła szare oczy w podłogę i odrzuciła na plecy warkocz w kolorze mysiego blondu, po czym zeskoczyła ze stołka. Zawsze tak na mnie reagowała. Podeszła do lodówki i otworzyła ją.

      Już wiedziałem, że nie znajdzie tam potrzebnych składników.

      – Aleks, zabierz ją do sklepu.

      – Szefie, o tej godzinie…

      – Nie obchodzi mnie to. Macie załatwić mi pieprzony rosół. Dziś.

      Wanda wyjęła dwie butelki wody mineralnej z dolnej szuflady, wzięła szklankę z szafki i pobiegła w moim kierunku. Na schodach wyciągnęła je w moim kierunku, ale tylko parsknąłem i wskazałem jej głową swoją sypialnię. Nie będę usługiwał chorej dziewczynie jak jakiś pantofel. Wanda dyskretnie zakradła się do środka.

      – Z zup mam tylko krem ze szparagów, mogę podać jeszcze kurczaka w sosie orzechowym z czarnym ryżem – powiedziała cicho do lekarki.

      Szeptały chwilę między sobą.

      – Krem ze szparagów brzmi okej, dziękuję – mruknęła Julia.

      – Rosół i tak będzie potrzebny – powiedziała doktor stanowczo.

      Wanda wyszła z pokoju, przygryzając wargę i unikając mojego wzroku.

      – Co zamierzasz? – zatrzymał ją mój chłodny głos w połowie schodów.

      – Podgrzać krem, a potem pojechać z Aleksem po zakupy.

      Skinąłem sucho głową i odwróciłem się do salonu. Zacząłem chodzić nerwowo po korytarzu. Zastanawiałem się, czy wejść do środka, czy lepiej poczekać na lekarkę na zewnątrz. Pani Maria chwilę później opuściła pokój chorej i spojrzała na mnie karcąco. Zdenerwowała mnie tym, nie płaciłem jej za oceny i komentarze.

      Była dla nas dostępna przez całą dobę, za co otrzymywała naprawdę hojne wynagrodzenie. Nie raz zszywała paskudne rany po strzelaninie albo przyszywała odcięte palce. Znałem ją od dziecka, ojciec bezgranicznie jej ufał.

      – Dziewczyna ma prawdopodobnie zapalenie płuc – powiedziała bez ogródek. – Powinna jechać do szpitala.

      – Wykluczone – zaprotestowałem.

      Lekarka westchnęła ze zmęczeniem, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi.

      – Ma siniaki na całym ciele, popękane usta, jest odwodniona, głodna i przerażona.

      – To nie pani interes – warknąłem. – Proszę ją możliwie jak najszybciej wyleczyć.

      – Dałam jej zastrzyk z antybiotykiem. Tu są recepty do wykupienia. Za tydzień przyjadę na kontrolę. – Podała mi plik kartek i zacisnęła usta. Zaczęła kręcić głową z westchnieniem.

      – O co chodzi? – warknąłem niegrzecznie.

      – O nic. Proszę przestrzegać zaleceń z żółtej kartki i karmić ją należycie. – Już miała iść, ale zatrzymałem ją gestem ręki.

      – Jeszcze jedno. Chcę, żeby do recept dopisała pani tabletki antykoncepcyjne.

      Spojrzenie kobiety zrobiło się jeszcze chłodniejsze, a jej rysy się wyostrzyły.

      – Nie płacimy pani za osąd moralny, tylko za wykonywanie swojej pracy. I za dyskrecję. Czyżby pani o tym zapomniała? – Mój głos był jak zwykle opanowany i chłodny. Nauczyłem się tego od ojca. Kobieta pokręciła głową.

      – To nie takie proste, nie jestem ginekologiem, nie znam historii jej badań ginekologicznych.

      – Proszę coś wymyślić. Chyba lepiej, żeby dostała tabletki, niż potem miała nam pani załatwiać skrobankę – syknąłem i wyciągnąłem portfel z tylnej kieszeni dżinsów. Odliczyłem kilka banknotów i wepchnąłem jej w rękę. Chwilę się wahała, a potem wrzuciła pieniądze luzem do lekarskiej torby i z morderczym wzrokiem wróciła do pokoju. Na wszelki wypadek wszedłem tam za nią, gdyby zaczęły się jakieś niewygodne domysły i pytania.

      – Skarbie, powiedz, czy bierzesz w tej chwili jakieś tabletki antykoncepcyjne? – zapytała pani Maria przyjaźnie i znowu usiadła na łóżku.

      Julia otworzyła oczy i spojrzała na nią z nieukrywanym przerażeniem, potem dostrzegła, że i ja jestem w pokoju, a jej twarz zbladła ze zdenerwowania. Nie miałem zamiaru jej tknąć, dopóki nie wyzdrowieje, za kogo one mnie miały?

      Julia westchnęła głęboko, jej pierś uniosła się pod kołdrą.

      – Nie – powiedziała cicho.

      – Wolałybyśmy teraz zostać same – powiedziała do mnie przez ramię pani Maria. – Muszę przeprowadzić dokładny wywiad, objęty tajemnicą lekarską.

      Ta baba coraz bardziej mnie irytowała.

      Zacisnąłem mocno szczękę, a Julia widocznie to zauważyła i zerknęła z troską na panią Marię.

      – W porządku. Nie mam nic do ukrycia, Filip może zostać – powiedziała potulnie.

      Lekarka sapnęła dziwnie, a potem przeszła do rutynowego wywiadu. Pytała o przebyte choroby, nie tylko płciowe, ale też o leki na depresję, palenie papierosów,