Filip nie wrócił przez kolejne dni, w ogóle się ze mną nie kontaktował, wyglądało to w zasadzie tak, jakby całkowicie mnie olał. Dzięki temu moje relacje z Wandą znacznie się poprawiły. Dziękowałam niebiosom i miałam nadzieję, że nie pluje mi po kryjomu do jedzenia.
Wanda pracowała u Filipa od roku, dwóch miesięcy, trzech dni i dwóch godzin.
– Jak długo czujesz do niego miętę? – zapytałam, opatulając się szczelniej szlafrokiem. Siedziałyśmy w salonie, popijając kakao przy kominku.
– Od jakiegoś roku, dwóch miesięcy, trzech…
Zachichotałam.
– Nie, proszę nie – powiedziałam, unosząc dłoń.
– Ale o co chodzi? – Udała, że robi oburzoną minę. Jej wąskie usta się wydęły, a oczy zwęziły. Kiedy zaczęłam więcej z nią rozmawiać i czuć do niej sympatię, automatycznie dostrzegłam atuty jej urody. Może nie była wysoka, ale miała bardzo ładnie i proporcjonalnie zaokrągloną sylwetkę. Jej usta nie były tak pełne jak te Angeliny Jolie, za to uwagę przyciągały wielkie i niewinne oczy, które, jak się okazało, zmieniają lekko barwę w zależności od tego, co na siebie akurat włoży. Dzisiaj była ubrana w zieloną bluzę, która sprawiała, że kolor jej oczu kojarzył mi się z oceanem.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Właściwie co w nim widzisz? – Uśmiechnęłam się łagodnie.
– Z całym szacunkiem, ale kiedy ostatnio byłaś u okulisty? – zapytała poważnie. Rzuciłam w nią poduszką.
– Rozumiem, że jest przystojny i jego egzotyczna uroda może się podobać, ale nie jest w moim typie – zaczęłam. – Poza tym uważam, że ma paskudną osobowość, to palant.
Wanda westchnęła przeciągle i oparła się o poduszki. W kąciku jej ust błąkał się rozmarzony uśmiech. Zaczęła podświadomie gładzić poduszkę. Parsknęłam.
– Nie powiesz mi, że tego nie widzisz. To straszny szowinista – stwierdziłam.
Zaczęłam się zastanawiać, jak ich życie wygląda na co dzień. Nie przypuszczałam, żeby Filip przyciskał do ścian biedną Wandę, łapał ją za gardło i poniżał. Może tylko dla mnie był taki milutki? Tak czy inaczej, Wanda musiała sobie zdawać sprawę z jego prawdziwej profesji.
Zacisnęła usta, kręcąc kosmyk włosów na palcu.
– Możliwe, że niektóre jego poglądy są… trudne do zaakceptowania. Ale emanuje taką męską pewnością siebie i siłą. Nie mogę go zignorować, kiedy wchodzi do pomieszczenia.
Musiałam przyznać jej rację, na swój sposób to było bardzo pociągające. Był samcem alfa, a mroczni, silni mężczyźni zawsze imponowali kobietom. Już nabierałam powietrza, żeby wyciągnąć jakiś kolejny argument przeciwko Filipowi, ale uprzedziła mnie pytaniem:
– A ty? Masz kogoś?
Pokręciłam głową z pokerową miną. Odłożyła poduszkę i uśmiechnęła się przebiegle.
– A masz kogoś, w kim się kochasz? – dociekała.
Odstawiłam kakao na stolik i wyciągnęłam dłonie do ognia. Wanda świdrowała mnie ciekawskim wzrokiem, wiedziałam, że nie odpuści.
– Moje życie jest strasznie nudne – przyznałam z ponurą nostalgią. – Na zajęcia z architektury krajobrazu chodził ze mną jeden koleś, który zaprosił mnie na kawę. Był miły i koleżeński, więc się zgodziłam. Od tego czasu przynajmniej raz w tygodniu wychodziliśmy gdzieś razem. Kino, teatr, wystawa, ale nie traktowałam tego jak randki. Raz mnie pocałował, ale chyba sam poczuł, że nic z tego nie będzie.
Wzruszyłam ramionami. Nie byłam nierozważną romantyczką, która zakochiwała się bez pamięci w bohaterach, celebrytach czy przystojnych chłopakach ze szkoły. Nie wzdychałam po kryjomu do kolegów z pracy ani kumpli mojego brata. Odkąd pamiętam, zawsze potrafiłam sobie znaleźć męskie towarzystwo.
– A miałaś kiedyś tak, że jakiś mężczyzna samą obecnością sprawiał, że serce biło ci szybciej? – Na jej szyi pojawił się rumieniec, a w oczach błysnęła ekscytacja. Teraz miałam pewność, ona całkowicie straciła dla Filipa głowę.
– Nie – skłamałam. Filip tak na mnie działał, ale zrzucałam to na karb stresu i strachu, a nie chemii.
Dźwięk domofonu sprawił, że odwróciłyśmy głowy w kierunku wejścia. Zassałam nerwowo powietrze, kiedy drzwi się otworzyły i w przedpokoju pojawiła się muskularna sylwetka Filipa. Momentalnie przestałam się uśmiechać. Moje tętno natychmiast przyspieszyło, więc wbiłam wzrok w kubek z kakao. Wanda miała minę, jakby chciała mu wręczyć swoje majtki. Filip odwiesił płaszcz i skierował swoje kroki do salonu, w którym siedziałyśmy. Miałam wrażenie, że wraz z jego pojawieniem się z domu zniknęło całe powietrze. Posłał mi mordercze spojrzenie, sprawiając, że moja krew zastygła. Miał na sobie klasyczny grafitowy garnitur, a do tego skórzane rękawiczki.
– Wanda, zmień pościel w mojej sypialni, potem jesteś wolna. Aleks czeka na ciebie w aucie.
Dziewczyna wstała z miną spłoszonego królika. Kątem oka zauważyłam, że trzęsą jej się dłonie.
– Nie spodziewałam się pana tak wcześnie – wydusiła. – Jeszcze nie przygotowałam kolacji.
Filip nadal nie odrywał ode mnie wzroku. Miałam wrażenie, że wzbiera w nim złość na sam mój widok. Z wzajemnością.
– Nie szkodzi – mruknął. Gdy mimo to się nie ruszyła, wreszcie popatrzył na nią przelotnie. – Płacę ci za gapienie się czy za pracę? Pospiesz się.
Zaryzykowałam szybkie spojrzenie na gosposię. Spodziewałam się wojowniczej miny, którą sama przybrałam, ale ona tylko potulnie skinęła i niemalże pobiegła na górę wykonać jego polecenie.
Filip zaczął bardzo powoli zdejmować rękawiczki.
– To może ja już pójdę do siebie – mruknęłam, wstając, ale jego silna dłoń natychmiast nacisnęła na moje ramię i posadziła mnie z powrotem na kanapie. Odważyłam się spojrzeć mu w twarz. Na kwadratowej szczęce jawił się świeży zarost, a czekoladowe oczy przeszywały mnie drapieżnie.
Wanda miała rację, całą swoją postawą pokazywał, kto tu rządzi. Jego oczy zawłaszczały moją duszę i moje ciało. Chwilę zajęło mi, żeby odzyskać rezon.
– Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, że mój ojciec załatwił swoje sprawy i mogę wracać do domu, to nie mamy o czym rozmawiać – warknęłam.
– Hm. – Kącik jego ust lekko drgnął. Spojrzałam na górę, na pierwsze piętro. Wanda właśnie zanosiła brudną pościel do pralni w piwnicy. Posłała mi krótkie spojrzenie, ale nie udało mi się nic z niego wyczytać. Miałam nadzieję, że to nie zepsuje naszych relacji. Gdzieś w głębi duszy liczyłam, że Filip niebawem znowu zniknie i ją tu przyśle.
– Wstawić od razu pranie? – zapytała cicho. Miałam wrażenie, że wcale nie chce dać się oddelegować i szuka pretekstu, żeby jednak z nami zostać. W piwnicy był niewielki pokój, w którym nocowała. Ja też miałam nadzieję, że zostanie. Liczyłam, że przy niej Filip nie odważy się mnie otwarcie torturować. Vedetti wciągnął powietrze i przymknął drgające powieki, jakby już nie miał do niej siły.
– A czy, do kurwy nędzy, o to cię poprosiłem? Wynoś się! – Jego ton był chłodny i spokojny, ale miałam wrażenie, jakby krzyczał. Wanda posłała mi ostatnie spojrzenie i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do piwnicy. W tym