Pracę swą – zwięzłą i pozbawioną archiwalnych poszukiwań źródłowych – autor przeznaczył na szerszy użytek czytelniczy. Spłacał nią dług pamięci wobec swego ojca – oficera Wojska Polskiego i lekarza medycyny, zmobilizowanego we wrześniu 1939 r., więźnia obozu NKWD w Kozielsku[36]. Urodzony w roku 1897, został zamordowany w Katyniu na początku kwietnia 1940 r., jego zwłoki odkryto podczas ekshumacji w roku 1943. Podjęcie problematyki katyńskiej przez jego syna trzeba postrzegać jako moralny obowiązek i tak też traktował to Jerzy Łojek. W sporządzonym 19 grudnia 1977 r. testamencie zawarł on następującą deklarację:
Proszę wszystkich ludzi mi bliskich, aby zawsze i konsekwentnie podnosili publicznie sprawę zbrodni katyńskiej i żądali jej ukarania. W tej sprawie nie może być przebaczenia ani zapomnienia. […] Należy się domagać ekshumacji wszystkich ofiar, przewiezienia szczątków do Polski, złożenia ich z czcią na specjalnym cmentarzu w Warszawie i wzniesienia tam pamiątkowej bazyliki, gdzie okoliczności zbrodni zostałyby ujawnione zupełnie otwarcie (inaczej niż w tchórzowskim i oportunistycznym pomniku w zachodniej części Londynu), a wszystkie zidentyfikowane nazwiska poległych byłyby wyryte na wewnętrznych ścianach świątyni[37].
Przede wszystkim należy podkreślić, iż Łojek zajął w swym studium stanowisko w sprawie prawno-karnej kwalifikacji zbrodni na polskich oficerach jeńcach wojennych w ZSRR. W jego przekonaniu była to zbrodnia przeciw ludzkości w rozumieniu norymberskim. Termin ludobójstwo – stworzony przez Rafała Lemkina w roku 1944 jako kwalifikowana (szczególna) kategoria zbrodni przeciw ludzkości – na kartach Dziejów sprawy Katynia również figuruje[38]. Autor mówił bowiem o „bardzo delikatnym punkcie całego problemu wymiaru sprawiedliwości za zbrodnie ludobójstwa”. Formułował też myśl o konieczności przeprowadzenia postępowania karnego wobec winnych zbrodni tego rodzaju i argumentował: „Jeżeli ze ścigania i ujawnienia wyłączone być mają zbrodnie popełnione przez dawne rządy ZSRR, znika moralne prawo kogokolwiek do ścigania i ujawniania także zbrodni hitleryzmu”[39]. Warto te słowa przytoczyć w obecnym momencie, kiedy pojawiają się także w Polsce zaskakujące interpretacje zbrodni katyńskiej jako tylko zbrodni wojennej, bez dodania, iż była to przede wszystkim zbrodnia przeciw ludzkości w rozumieniu norymberskim. Autor Dziejów sprawy Katynia o tym nam dobitnie przypomina.
Co zrozumiałe, w książce swej Łojek sformułował bardzo jednoznacznie opinię o moralnej odpowiedzialności kierownictwa PZPR za kłamstwo katyńskie. Pisał:
Milczenie rządów PRL w sprawie Katynia, tłumaczone oficjalnie fałszywie pojmowaną „racją stanu”, sprowadza te rządy na poziom moralnej współodpowiedzialności za zbrodnię. Rzeczywista racja stanu Polski i racja stanu ZSRR wymaga właśnie całkowitego wyjaśnienia tej sprawy, podobnie jak niemiecka racja stanu wymagała pełnego wyjaśnienia odpowiedzialności za zagładę narodu żydowskiego, co zostało dokonane i (jak wspomniano) umożliwiło prawdziwie poprawne stosunki między Izraelem a RFN.
Autor Dziejów sprawy Katynia sformułował też określone propozycje własne w sprawie wyjścia z kłamstwa katyńskiego.
Nadszedł czas, aby rząd PRL i rząd ZSRR zgodziły się na powołanie przez ONZ specjalnego trybunału międzynarodowego, złożonego z przedstawicieli Polski, ZSRR, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Francji i kilku innych państw świata. Trybunałowi temu rząd ZSRR powinien udostępnić – dla całkowitego zbadania i wyjaśnienia sprawy Katynia – pełną, zachowaną w swoich archiwach dokumentację losów polskich jeńców wojennych i przedstawić wszystkich żyjących jeszcze świadków. Wszystkie teczki śledcze, takim nakładem starań sporządzone przez ekipę NKWD w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie na przełomie 1939 i 1940 roku, powinny być – jako cenne relikwie i dokumenty sprawy – przekazane Polsce, celem złożenia ich i udostępnienia do swobodnych badań naukowych w specjalnym Instytucie Studiów nad Polakami w ZSRR 1939–1945. Powinna być przeprowadzona uroczysta ekshumacja wszystkich zwłok z Katynia i 2 pozostałych miejsc mordu, celem złożenia ich w indywidualnych mogiłach na specjalnym cmentarzu pamiątkowym w pobliżu Warszawy. Na tym właśnie cmentarzu należy wznieść odpowiednią świątynię, upamiętniającą męczeństwo jeńców polskich w 1940 roku.
Jak wiadomo, sprawa teczek osobowych oficerów-jeńców stanowi osobne wciąż komentowane zagadnienie. Do dzisiaj nie zostały one przekazane Polsce. Miały być zniszczone w roku 1959, jak świadczy o tym znana notatka Michaiła Szelepina.
Jedno twierdzenie autora Dziejów sprawy Katynia wymaga koniecznie sprostowania. Łojek podniósł argument, iż generał Władysław Sikorski (objąwszy władzę jako premier rządu na uchodźstwie 1 października 1939 r.) nie interesował się zbyt wiele losami oficerów-jeńców polskich na terytorium ZSRR, gdyż postrzegał przedwojenny korpus oficerski jako zdominowany przez kadry piłsudczykowskie. Jednak w polskich źródłach dyplomatycznych pozostały liczne ślady pewnych działań dyplomacji polskiej w sprawie oficerów i żołnierzy będących jeńcami wojennymi w państwie Sowietów z roku 1940 i pierwszych miesiącach 1941. Nie były one najwidoczniej Łojkowi znane w czasie kiedy pisał swą książkę. Dyplomacja rządu na uchodźstwie prowadziła rozmaite starania w tej sprawie, pragnąc uzyskać pomoc niektórych państw – jak np. Japonii albo Stolicy Apostolskiej. Nie zauważył tego aspektu sprawy również Henryk Batowski, który nie zgadzając się z interpretacją i oceną Łojka, napisał tylko, iż „Gen. Sikorski przed układem z 30 lipca 1941 r. nie miał żadnej możliwości upominania się o cokolwiek w ZSRR. Czynił to zaś gorliwie – sam, i przez gen. Andersa – po tym układzie”[40].
Na początku roku 1989, a więc już w obliczu przełomu ustrojowego w kraju, ale jeszcze w warunkach cenzury książka Łojka wyszła w obiegu jawnym. Wielki był jej nakład, bo aż 200 tys. egzemplarzy, chociaż w małym wydawnictwie „Versus” w Białymstoku[41]. Jakże znamienne pozostają jednak ingerencje cenzury PRL w tekst autora[42]. Pokazują one, jak bardzo wytrwale i do ostatnich niemal dni PRL toczyła się walka o stłumienie prawdy historycznej.
Pisał autor Dziejów sprawy Katynia:
Stosunki ZSRR z Rzeszą Niemiecką po raz pierwszy od 1939 roku zaczęły się pogarszać, niektórzy z władców Kremla zaczęli brać pod uwagę możliwość wojny z Hitlerem, grupa oficerów polskich skłonnych do współpracy z ZSRR miała być użyta do sformowania niewielkiej armii polskiej, stanowiącej zalążek przyszłych sił komunistycznych, których zadaniem mogło być, jak planowano, narzucenie w przyszłości Polsce reżimu posłusznego Moskwie[43].
Słowa zaznaczone kursywą usunięto. Na innym miejscu Łojek pisał: „Jest faktem, że Zygmunt Berling obowiązku tego nie spełnił. Zszedł do grobu z sumieniem obciążonym nie tylko zdradą munduru WP przez wstąpienie do służby obcej bez zgody legalnych władz RP i przyjęcie od obcych władz nominacji generalskiej, ale również – i przede wszystkim – usilnym tajeniem prawdy o okolicznościach zbrodni, której ofiarami padli jego koledzy z 1939 roku”. I znów usunięto fragment o „obcej służbie” Berlinga.
Co prawdziwie trudne do uwierzenia, ale nawet informacja o tym, że „Litwa w 1940 została okupowana przez ZSRR” nie mogła pozostać w tekście książki.
W takim kontekście