Sama wiedziała, że powiedziała to zbyt ostrym tonem, co było skutkiem stresu i zniecierpliwienia. Faye była osobą czynu i chciała działać, jednak jej możliwości działania ograniczała nieznajomość istotnych faktów. Jeśli ma odeprzeć atak, musi wiedzieć jak i przeciw komu.
– Wczoraj dokonano kolejnego dużego zakupu. Odnoszę wrażenie, że kupujący już się nie przejmuje tym, że mogłybyście to zauważyć, bo zakłada, że dzwonki alarmowe już się rozdzwoniły.
Faye mruknęła pod nosem, Kerstin położyła uspokajająco dłoń na jej ręce. Nikt nie odbierze jej własności. Nikt nie zabierze tego, co zbudowała, poświęcając i ryzykując tak wiele.
Włączyła do Revenge firmę Chris, którą odziedziczyła po śmierci przyjaciółki. Oznaczało to, że straciłaby również zbudowaną przez Chris firmę produkującą kosmetyki do włosów. Nie miała wątpliwości, że Chris udusiłaby ją gołymi rękami, gdyby na to pozwoliła. Musiałaby chyba sypiać z jednym okiem otwartym.
– Dowiedz się, kto za tym stoi, i zrób dla nas podsumowanie swoich ustaleń, żebyśmy miały nad czym pracować.
Faye wstała, Örjan wyglądał na zawiedzionego. Spojrzał na Kerstin, która też się podniosła, wzięła torebkę i wygładziła spódnicę.
– Domyślam się, że pewnie macie dużo do roboty, ale i tak trzeba coś zjeść, więc może…
Znów spojrzał na Kerstin, która w panice uszczypnęła Faye w udo.
Faye chrząknęła.
– Nie mamy teraz czasu. Masz mój numer, więc zadzwoń, jak tylko czegoś się dowiesz.
– Oczywiście. Dziewczyny, myślę jednak, że będzie wam trudno uporządkować te dane. Może by tak zatrudnić paru ludzi od McKinseya? Oni są naprawdę dobrzy.
– Nie, dziękuję.
Faye zatrzasnęła drzwi za sobą.
– Zamierzam pozbyć się Örjana – powiedziała już w taksówce. – Trzeba znaleźć kogoś na jego miejsce.
Kerstin przytaknęła.
– Domyśliłam się w momencie, kiedy powiedział do nas „dziewczyny”.
Taksówka zatrzymała się przed obrotowymi złotymi drzwiami Grandu.
– Idziemy na lunch? – Faye wzięła swoją torebkę i płaszcz, spojrzała na Kerstin.
– Chciałabym od razu sprawdzić kilka rzeczy. Nie masz nic przeciwko temu, że zjesz sama?
– Dobrze, dam radę, też muszę nad czymś popracować. Ale spotkajmy się o drugiej, co? W moim pokoju. Weźmiemy się razem do roboty.
– Dobrze, o drugiej.
Kerstin przeszła pierwsza przez obrotowe drzwi, Faye szła za nią w następnej komorze. Płaszcz zarzuciła sobie na drugie ramię, żeby wyjąć klucz z torebki, i drgnęła, bo ktoś za niego pociągnął. Obejrzała się i zobaczyła, że utknął w drzwiach.
– A niech to wszyscy diabli!
Szarpnęła, ale płaszcz tkwił mocno. Recepcjonista dostrzegł, co się dzieje, pospieszył na ratunek, jednak bez skutku. Zrobił przepraszającą minę i popędził po schodach, żeby ściągnąć kogoś do pomocy, podczas gdy Faye wciąż szarpała płaszcz.
Ktoś puknął w szybę. Był to David, mężczyzna poznany wczoraj w barze.
– Zrób krok do tyłu, a ja popchnę drzwi. Nie otworzysz ich, ciągnąc za płaszcz.
– Zdążyłam już zauważyć – odparła kwaśno.
Cofnęła się o krok, David naparł na drzwi, powstała większa szpara i już mogła wyciągnąć płaszcz. Portierowi, który właśnie zbiegał ze schodów wraz z konsjerżem, wyraźnie ulżyło.
David uśmiechnął się do niej.
– Cieszę się, że się udało.
– Wybierasz się na wiosła w porze lunchu? – spytała.
Zdawała sobie sprawę, że powinna być mu wdzięczna, ale nie mogła się powstrzymać, miał tak nieznośnie zadowoloną minę, że wystąpił w roli rycerza na białym koniu.
– Nie, miałem zamiar zjeść samotnie lunch gdzieś w pobliżu. A ty już jadłaś?
– Nie – odparła i zaraz ugryzła się w język.
– A będziesz jadła?
– Tak. Chociaż nie. Powinnam popracować, zamierzałam…
– W takim razie zjemy razem. Tutaj czy gdzieś pójdziemy?
Znów ugryzła się w język. Co się z nią dzieje? Wcale nie miała ochoty iść na lunch z tym facetem. Jednak po spotkaniu u Örjana byłoby jej się trudno skupić, więc może lepiej zjeść coś porządnego.
– Bar lunchowy. Ty stawiasz – odparła.
Znów ten uśmiech.
– Zgoda.
– Ostrzegam. Jestem droga w eksploatacji. Zjadam porcje jak dla drwala, a szampana piję w takich ilościach jak luksusowa żona, którą mąż właśnie rzucił dla sekretarki.
– Nie martw się. Stać mnie.
Ruszył w górę po schodach, zaraz się obejrzał i spojrzał na nią pytająco. Podążyła za nim z westchnieniem.
– Chociaż nie. Mowy nie ma, żebyś mi stawiał. To ja stawiam.
David wzruszył ramionami.
– Jak sobie życzysz. Ale ostrzegam, że ja również jestem drogi w eksploatacji.
– A mnie też stać – odparła Faye.
Pytanie, jak długo jeszcze.
Może byś jednak spróbowała ostryg? Chociaż jedną?
Kerstin spojrzała na Faye z obrzydzeniem.
– Nie wiem, ile razy mi to proponowałaś… czy kiedykolwiek zmieniłam zdanie? Nie.
– To jest pyszne, daję słowo.
Faye wycisnęła na ostrygę sok z cytryny, na to nałożyła łyżeczkę posiekanej czerwonej cebuli i skropiła octem winnym.
– Nawet nie wiesz, co tracisz.
– Wolę potrawy gotowane. Jak ten homar, na przykład. Nie nalegaj, żebym jadła tę surowiznę.
Kerstin sięgnęła po połówkę homara ze stojącego przed nimi wielkiego półmiska. Całe Sturehof aż wibrowało od śmiejących się głośno gości, brzęku sztućców przy stolikach, między którymi gładko przesuwali się kelnerzy w eleganckich białych kurtkach ze złotymi szamerunkami.
– Przecież śledzie lubisz?
– Ale one nie są surowe, one są… no jakie? Marynowane w soli? Marynowane w occie? W każdym razie nie surowe.
– Skoro tak mówisz…
– Cicho bądź, jedz lepiej te swoje skorupiaki. Bo twoją połówkę homara też zjem.
– Możesz ją sobie wziąć, jestem wciąż najedzona po lunchu.
Faye odchyliła się na krześle i wypiła łyk ze swojego kieliszka do szampana. Ku przerażeniu kelnera zamówiła butelkę amarone, którego najwyraźniej nie pije się do skorupiaków. Kelner był przynajmniej na tyle grzeczny, żeby nie zwracać uwagi. Gość ma zawsze rację. Jednak Faye domyślała się, że sommelier roni łzy w kuchni.
– Właśnie, jak lunch, przyjemnie było?
– E, nic specjalnego, wczoraj w barze hotelowym wdałam się w rozmowę z tym facetem. Był dokładnie