– David – przedstawił się. – David Schiller.
Niechętnie podała mu swoją.
– Faye.
– Piękne imię. Niezwykłe.
Po jego spojrzeniu domyśliła się, że ją skojarzył.
– Jesteś…
– Tak – odparła krótko.
Widać odczytał sygnał, bo już nie komentował. Kiwnął głową, wskazując jej laptopa.
– Pilnie pracujesz, domyślam się, że to źródło twoich sukcesów. A ja za chwilę spotykam się z przyjacielem.
– Okej, a czym się zajmujesz?
Odsunęła laptopa. Brasse wydawał się lepszym materiałem na flirt, ale skoro nie dało skupić się na pracy, równie dobrze mogła spędzić czas na rozmowie z tym nieznajomym.
– Finansami. Sztampa, wiem. Gość od finansów, który popija GT3 w barze Cadier.
– Fakt, trochę to tak wygląda. Nawet nie trochę, tylko bardzo.
– Żałosne, szczerze mówiąc.
Uśmiechnął się i wtedy jego twarz nagle się zmieniła, przez sekundę był prawie przystojny.
– Okropnie żałosne – potwierdziła Faye, wychylając się w jego stronę. – Zabawimy się w bingo finansisty? Przekonamy się, ile będę miała trafień.
– Proszę bardzo – odparł z błyskiem rozbawienia w oku.
– Dobrze, zacznę od najłatwiejszego. – Zmarszczyła lekko brwi. – Bmw? Nie, nie, alfa romeo!
– Bingo.
Znów się uśmiechnął. Faye nie mogła się oprzeć i odpowiedziała uśmiechem.
– Hmmm. Teatergrillen4 co najmniej raz, nie, dwa razy w miesiącu?
– Bingo.
– Teraz pytanie: mieszkanie czy willa, Östermalm czy Djursholm. Chyba że Saltis5. Tak, myślę, że willa w Saltis.
– Znów bingo, jesteś niesamowita.
– Owszem, jestem, ale to były same oczywistości. Teraz będzie trochę trudniej…
Faye dopiła drinka, David przywołał Brassego.
– Jeszcze raz to samo?
– Nie, chyba spróbuję tej matrioszki.
Brasse zaczął szykować zamówienie.
– Mam nadzieję, że ci nie popsułem wspaniale zapowiadającego się romansu – powiedział David i kiwnął głową, wskazując Brassego.
– Eee, już mnie zaczęli nudzić tacy dwudziestopięciolatkowie – odparła Faye. – Za bardzo przeciętni, choć pełni entuzjazmu.
– Przeciętni, choć pełni entuzjazmu…
Roześmiał się. Podobał jej się jego śmiech.
– Zgaduj dalej. Dotąd szło ci fantastycznie. Swoją drogą to trochę niepokojące, że jestem aż tak sztampowy.
– Mmm, zastanówmy się. Ćwiczysz oczywiście. Sporty walki? SPR?
– Bingo. Zaimponowałaś mi, naprawdę.
– Który sport walki?
– Brazylijskie dżiu-dżitsu.
– No jasne. Dalej? W ciągu ostatniego roku próbowałeś też wioślarstwa i wciągnęło cię?
– Bingo.
– Ale twoja żona trenuje tenis w Kungliga Tennishallen6. Kiedy nie jeździ konno.
David uniósł lekko brwi.
– Bingo. I znów Bingo. Fuj, lepiej już przestań, bo czuję się jak serialowy Fredde z Solsidan7.
Faye się uśmiechnęła.
– Nawet nazwisko macie to samo. A grill jaki masz?
David pokręcił głową i zakrył twarz rękami, udając, że się wstydzi.
– Summit S-670 GBS, na propan-butan.
– There you go.
Faye dostała swojego drinka, upiła trochę. Telefon Davida piknął, ekran rozświetlił esemes.
– Jest już gość, z którym się umówiłem, zajął stolik na werandzie. Miło było poznać… Faye.
Po jego odejściu Faye przysunęła sobie laptopa. David wprawił ją w nieoczekiwanie dobry humor, mogła znów skupić się na pracy.
Na ekranie pojawiła się wiadomość. Od Kerstin. Faye już podnosiła szklankę do ust, ale zatrzymała się w pół ruchu. Wykupiony został kolejny pakiet akcji Revenge. Zamknęła laptopa. Dobry humor zniknął, jak zdmuchnięty wiatrem.
Lurowata kawa, na dodatek przypalona, jak zwykle w tej firmie. Lokal AKV revision był nieduży i ciemny, zastawiony regałami z mnóstwem segregatorów wypełnionych papierami. Witajcie w społeczeństwie bez zbędnej papierologii. Faye i Kerstin wolały jednak umówić się na spotkanie tutaj zamiast w swoim znacznie bardziej eleganckim biurze. Lepiej nie zdradzać w firmie, że coś się dzieje. Sytuację oddawała całkiem trafnie ilustracja na ścianie u rewidenta Revenge Örjana Birgerssona. Przedstawiała kaczkę, która płynie spokojnie po powierzchni wody, ale pod spodem wiosłuje nogami jak szalona. Dokładnie tak czuła się teraz Faye.
– Dolać kawy? – zaproponował z entuzjazmem Örjan, ale Faye i Kerstin zdecydowanie podziękowały.
Jedną filiżankę wypiły z uprzejmości, ale na drugą nie potrafiły się zdobyć.
– I co o tym sądzicie?
Faye wychyliła się do przodu i próbowała czytać mu z wyrazu twarzy. Örjan był niskiego wzrostu, siwy, nosił okulary w cienkiej stalowej oprawie. Miał żywe spojrzenie i pasjonowało go wszystko, co dotyczyło liczb, kluczowych wskaźników efektywności i księgowości.
– Cóż, to skomplikowane – odparł pogodnie, a Faye zgrzytnęła zębami.
Dla niej była to kwestia życia i śmierci, bo firma była dla niej jak żywe, oddychające stworzenie z krwi i kości. Częścią Revenge była jeszcze Chris. Ale Revenge to była również Julienne. Kerstin. Wszystkie kobiety, których rany i blizny stworzyły fundament pod Revenge. Wszystkie one były częścią życia firmy. Ale były również takie, które zagroziły jej istnieniu.
– Kerstin ma zupełną rację. Kiedy się przyjrzeć bliżej, widać, że wykup akcji charakteryzuje pewien schemat, czyli wiele wskazuje na jednego inwestora.
– A da się ustalić kto to? Albo jaka to firma?
Upiła łyk kawy i skrzywiła się. Odstawiła filiżankę, żeby już nie powtórzyć tego samego błędu.
– Jeszcze nie, trochę to potrwa. Skupujący akcje – osoba fizyczna bądź firma – wie, co robi. Porównam to do kłębka włóczki. Plątaniny spółek i zakupów. Gdyby nie to, że wszystkie działają według tego samego schematu, byłoby trudno dostrzec, że stoi za tym jeden kupujący. Zdradził ich ten schemat. Co Kerstin sprytnie odkryła.
Mrugnął do Kerstin, a Faye spojrzała na niego ze zdumieniem. Kerstin nie wyglądała, jakby bawiła ją ta sytuacja.
– Postaraj się go zidentyfikować. I to jak najszybciej – powiedziała nieprzystępnym tonem.
Örjan jakby nie odnotował i wpatrywał się w nią, mrugając powiekami.
– Naturalnie,