Faye spojrzała z przyjemnością na swoje zgrabne białe biureczko. Nie należało wcześniej do żadnego despotycznego pyszałka, zdradzającego i wykorzystującego swoje kobiety. Było tylko jej. Nieobciążone żadnym wspomnieniem. Tak jak Faye, która wyzwoliła się ze swojej przeszłości. Przeobraziła się.
Usiadła na łóżku i spuściła nogi. Znów odezwał się niepokój po słowach Kerstin. Nie powinna tego dłużej odkładać. Gabinet był pusty, kiedy go mijała, więc Kerstin jest zapewne w swoim pokoju. Często ucinała sobie drzemkę po południu, a Faye wolała nie pamiętać, że Kerstin nie jest już pierwszej młodości, że skończyła siedemdziesiątkę, a nawet więcej. Na samą myśl, że Kerstin miałoby nie być u jej boku, Faye robiło się słabo. Utrata Chris uświadomiła jej bardzo wyraźnie, że nikt i nic nie jest dane na zawsze. A przecież śmierć była od dawna obecna w jej życiu.
Zapukała do drzwi Kerstin.
– Nie śpisz?
– Nie śpię.
Faye weszła do pokoju, a Kerstin usiadła na łóżku i ze wzrokiem zamglonym od snu sięgnęła do nocnego stolika po okulary.
– Dobrze spałaś?
– Ja nie spałam – odparła Kerstin, wstała i wygładziła spodnie. – Tylko zamknęłam oczy, żeby mi odpoczęły.
Faye skrzywiła się lekko na mocne zapachy unoszące się w dużej sypialni Kerstin. Od kiedy podczas wyjazdu do Indii poznała Bengta, który pracował w szwedzkim konsulacie w Mumbaju, spędzała tam coraz więcej czasu. Zaangażowała się w pomoc dla miejscowego domu dziecka i woziła tam spore ilości artykułów pierwszej potrzeby. Tyle że również przywoziła z Indii mnóstwo różnych przedmiotów dekoracyjnych. Co pewien czas próbowała umieścić na sofach w salonie jakiś pled albo poduszeczkę ze złotymi frędzlami, ale Paola miała przykazane, że wszystko ma natychmiast wracać do pokoju Missis Karin. Musiały zrezygnować z nauczenia temperamentnej Włoszki wymowy imienia Kerstin1 i pogodzić się z łatwiejszą dla niej wersją Karin.
– Tęsknisz za Bengtem?
Kerstin prychnęła i włożyła kapcie stojące równo przed łóżkiem.
– W moim wieku się nie tęskni. Kiedy człowiek jest starszy… wygląda to jednak inaczej.
– Opowiadasz – odparła z uśmiechem Faye. – Paola się wygadała, że missis Karin has much nicer underwear now.
– No wiesz!
Kerstin tak się zaczerwieniła, że rumieniec spłynął jej na szyję. Faye nie mogła się powstrzymać i przytuliła ją.
– Kerstin, bardzo się cieszę ze względu na ciebie. Ale mam nadzieję, że on cię tak całkiem nie zagarnie, nam też jesteś potrzebna.
– Bez obaw, wystarczy, że trochę tam pobędę, i już mam go dosyć.
Uśmiech jakoś nie objął jej oczu.
– Chodźmy do gabinetu. Muszę ci coś pokazać.
Zeszły na dół w milczeniu. Faye czuła, że z każdym krokiem robi jej się ciężej na sercu. Coś było nie tak. I to bardzo.
Kerstin usiadła za biurkiem, zaszumiał włączony przez nią komputer. Faye usiadła w jednym ze stojących naprzeciwko dwóch foteli chippendale. Wprawdzie tu również obowiązywał „zakaz sari”, jednak Faye umeblowała ten gabinet z myślą o Kerstin, która oprócz zamiłowania do wszystkiego, co hinduskie, miała również wielką pasję: Winstona Churchilla. A więc urządziła pokój w klasycznym angielskim stylu z pewnym współczesnym sznytem. Zwieńczeniem jej dzieła była wisząca nad biurkiem olbrzymia oprawiona fotografia Churchilla.
Kerstin odwróciła ekran do Faye, która starała się ułożyć migocące cyfry w jakiś spójny obraz. Znała się na numerologii świata biznesu, ale prawdziwą ekspertką w tej dziedzinie okazała się Kerstin. Z góry spoglądał sir Winston, ale Faye unikała patrzenia w tę stronę. Niepotrzebne jej było surowe spojrzenie mężczyzny.
– Do mnie należy czuwanie nad księgą akcyjną Revenge, kiedy ty masz na głowie sprawy związane z wejściem na rynek amerykański i nową emisją. Przed twoim wyjazdem do Rzymu sprzedano dwa pakiety akcji. Teraz kolejne trzy.
– Ten sam kupiec?
Kerstin pokręciła głową.
– Nie, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że te zakupy są uzgodnione.
– Myślisz, że ktoś usiłuje przejąć Revenge?
– Być może – odparła Kerstin, patrząc znad okularów. – Boję się, że właśnie stajemy wobec takiej ewentualności.
Faye odchyliła się na fotelu. Była spięta, poczuła przypływ adrenaliny, a w głowie miała gonitwę myśli. Jednak nakazała sobie spokój. Za wcześnie na spekulacje. W tym momencie przede wszystkim potrzeba jej faktów.
– Kto sprzedaje?
– Wiele osób. Wypisałam nazwiska.
Podsunęła jej listę. Kerstin znała Faye, która wolała mieć wrażliwe dane biznesowe na papierze, nie tylko na ekranie. Na rzecz lasów chciała działać w inny sposób.
– Nie rozumiem… tego, że sprzedają…
– Nie ma czasu na sentymenty. Trzeba ocenić sytuację, zapoznaj się z tymi danymi, a ja pogrzebię dalej. Potem się możemy powściekać, nie teraz, żeby nie marnować energii.
Faye pokiwała głową. Racja. Jednak trudno było nie zastanawiać się, które z kobiet obdarzonych przez nią zaufaniem sprzedają teraz swoje udziały. Za jej plecami.
– Przejrzyjmy razem to wszystko. Pozycja za pozycją.
– No to zaczynamy.
Faye spojrzała na listę i poczuła lekki skurcz w żołądku. Tego nie przewidziała. I właśnie to niepokoiło ją najbardziej.
W domu panowała cisza. Wszyscy poszli spać. Z wyjątkiem Faye. Siedziała pochylona nad listą, przeglądając ją po raz kolejny i usiłując zebrać myśli.
Cyfry tańczyły jej przed oczami. Była zmęczona i zrezygnowana, zwłaszcza tego ostatniego uczucia nie doświadczała od dawna, czyli od czasu, kiedy była jeszcze z Jackiem, i bardzo tego nie lubiła. Nachodziły ją złe, zakazane myśli. A jeśli już jest za późno, a jeśli już nie da się uratować Revenge? A jeśli w ciągu tych dwóch lat za bardzo się odsłoniła, przez co umożliwiła wrogowi, żeby ją podszedł niepostrzeżenie? Nigdy sobie tego nie wybaczy. Słabość to coś, co zostawiła za sobą. Z Jackiem. To on wniósł w jej życie słabość, którą teraz sam nosił jak niedopasowaną odzież więzienną.
Faye odłożyła kartkę z nazwiskami. Gryzła się, że została zdradzona. Nazwiska sprzedających udziały były jej dobrze znane. Wyobraźnia przywołała ich twarze, były to kobiety, którym kiedyś przedstawiła swoją koncepcję związaną z Revenge. Które przekonała do uwierzenia w jej firmę i w nią samą. Dlaczego żadna z nich nic jej nie powiedziała? Czyżby idea siostrzeństwa była dla nich tylko taką sobie gadką? Znaczyła mniej niż dla niej?
Potarła szczypiące ze zmęczenia powieki i zaklęła, kiedy do oka wpadła jej grudka tuszu z rzęs. Zamrugała i poszła szybko do łazienki zmyć makijaż. Była za bardzo zmęczona, by dziś zrobić coś więcej, zresztą dawał o sobie znać brak snu w związku z przygodą wczorajszej nocy. Jeśli się nie wyśpi, nie pomoże to ani jej, ani firmie.
Już odwinęła narzutę, żeby wejść między prześcieradła z szeleszczącej egipskiej bawełny, gdy spojrzała w stronę drzwi. Zatęskniła całą sobą. Cichutko wyszła do przedpokoju. Julienne spała przy uchylonych drzwiach, nie lubiła, kiedy były zamknięte. Faye pchnęła je i wślizgnęła się do środka.