Nowe ulepszenie!
Zieliński zbudował całą wieś z kościołem, a na szosie widnieją latarnie. Na patyk nasadza się szyszkę i latarnia gotowa. Tak proste, a przecież tak późno dopiero przyszło do głowy.
Łęgowski wprowadził pierwsze schody – i od tej pory nawet zwyczajne chałupy miały choć po jednym schodku przy wejściu.
Nie należy sądzić, by przy budowaniu wszystko odbywało się zgodnie.
Królik z grupy C pokłócił się ze swą parą przy budowie czatowni44.
– Tu potrzebna dziurka – mówi para.
– Nie potrzeba dziurki.
– A skąd będą strzelali?
Zamyślił się Królik, ale że ustępować nie lubi, więc mówi:
– Z dachu będą strzelali.
Niewłaściwość podobnego rozwiązania sprawy zbyt biła w oczy, by para Królika nie miała się pobić z Królikiem. I w gruzy rozpadł się gmach pyszny, dźwignięty z takim mozołem.
Ileż razy przekonali się tu budowniczy, że zgodą drobne sprawy wzrastają, od niezgody giną największe.
Concordia res parvae crescunt, discordia maximae dilabuntur – mówi łacińskie przysłowie.
Jednym łopaty przyniosły pożytek, bo głębiej kopali i wilgotniejszy mieli materiał do budowy, innym łopata tylko przeszkadzała w robocie, bo nieciła niezgodę. Jedni długo gromadzili materiał do budowy, a nic nie zrobili, inni mało zrobili, za to dużo piasku mają w uszach i za koszulą; inni wreszcie zamiast zakasać rękawy i jąć się pracy, woleli łazić i krytykować wysiłki towarzyszów.
– Ten dom tak wygląda, jakby się miał zawalić. Okna krzywe, brama za daleko.
– Pilnuj swego nosa.
Byli tu skromni a skrzętni, twórcy i naśladowcy, wytrwali i niecierpliwi – i zgoła trutnie.
Drugiego dnia domki z piasku dosięgły najwyższego rozwoju, trzeciego dnia majstrowali już tylko malcy, starsi inne teraz żywili ambicje.
Słońce wysuszyło piasek i walić się poczęły pyszne pałace i skromne chateńki, górka pod dziką gruszą opustoszała, ale nie na długo.
Rozdział szósty
Do Zofiówki. Pierwsze spotkanie. Zwierzenia Wikci. Wielkie tajemnice.
– Chłopcy, ustawiać się w pary. Idziemy do Zofiówki.
– Uuuuu!
Kto krzyczy: uuu! – ten się cieszy, kto krzyczy: ojoj! – ten się bardzo cieszy; a najbardziej się cieszy ten, kto nic nie mówi.
Wiktor Krawczyk, który ma się przekonać na własne żywe oczy, że w Zofiówce jest jego siostra, nie mówi nic z wielkiego wzruszenia, tylko mocno trzyma za rękę swą parę, żeby mu nie uciekła.
– Proszę pana, moja para gdzieś się podziała.
– Ej, chłopaki, gdzie moja para od samowara?
Raz jeszcze powtórzono chłopcom, że powinni być rycerscy względem dziewcząt…
Ruszamy w drogę – siedemdziesiąt pięć par – każda grupa z chorążym na czele…
– Ja mam kuzynkę w Zofiówce.
– Moja siostra była w pierwszym sezonie…
– Polcia to jest Apolonia. Może być też Paulina.
– Proszę pana, on się depcze po nogach.
– To idź prędzej i nie gap się, gapiu.
– Proszę pana, on się przezywa…
Niezmiernie ciekawe zjawisko: jak się włoży kłos pod koszulę na brzuch i się idzie – to kłos podnosi się, podnosi do góry, aż dojdzie do szyi i wyjdzie przez kołnierz.
– Nie wierzysz, to się załóż…
Piąta para rozmawia o kolonii w Pobożu45, szósta spiera się o to, czy kamienie rosną, siódma projektuje, co kupi, gdy im przed wyjazdem pan odda pieniądze.
– O kolej! Kolej idzie!
– Nie pchaj się. Proszę pana, on się pcha.
Ktoś pierwszy zaczął śpiewać – wszyscy teraz śpiewają.
– Proszę pana, czy do Zofiówki jest wiorsta?
– Czy to prawda, że będzie muzyka i będziemy tańczyli?
Tańcowała ryba z rakiem,
A pietruszka z pasternakiem.
Cebula się dziwowała,
Jak pietruszka tańcowała.
– Ja będę nogi podstawiał, żeby się przewracali – projektuje Achcyk, który bije, gdy Zechcyg46 na niego wołają.
A mały Wiktor Krawczyk co chwila wybiega z pary i pyta się, czy jeszcze daleko.
– Trzy mile za piec – drażnią się z nim chłopcy.
Dziewczęta już z dala poznały nasze chorągiewki i biegną naprzeciw.
– Chłopaki idą, chłopaki!
– Chłopaki-straszaki!
– Chłopaki-drapaki!
Mały Wiktor puścił się jak kula armatnia i z wielkiego wzruszenia siostrę pocałował w rękę; a siostra się rozpłakała: bo Wiktor jest mały i pewnie mu chłopcy dokuczają…
Siostra Czerewki też wybiegła na spotkanie brata, ale dostrzegłszy go, bardzo się zawstydziła i uciekła. Siostra Ańdziaka dała bratu w łeb czapką płócienną; a układny Troszkiewicz przedstawił panu kuzynkę:
– To jest, proszę pana, Helenka.
Helenka ładnie dygnęła i oznajmiła, że wczoraj list z domu dostała…
Mały Gawłowski długo i uważnie przyglądał się dziewczynkom, potem westchnął głęboko i, zmarszczywszy brwi z wielkiego skupienia, orzekł stanowczo:
– Dziewuchy mają takie same czapki jak my.
Przed werandą na ławkach siedzą dziewczęta.
Chłopcy, zapomniawszy o należnej damom rycerskości, spędzili je z ławek, sami się rozsiedli; a damy, ochłonąwszy szybko, odwojowały czapkami utraconą placówkę.
Nie obyło się bez wielkiego hałasu, wskutek czego wszystkie wróble pouciekały z Zofiówki.
Koło studni bawią się dziewczynki w szkołę.
– W szkołę się tam na wsi bawić – śmieją się chłopcy.
A Wikcia Korzeniowska opowiada Felkowi w wielkiej tajemnicy swe liczne przygody…
Wikcia i Felek mieszkają w Warszawie na jednym podwórku, Felek jest przyjacielem brata Wikci i obiecał, że się Wikcią będzie opiekował.
Wikcia ma w Warszawie dwie lalki: jedną dostała od cioci, drugą dostała – także od tej samej cioci. Wikcia ma jeden krzywy ząb i siostrę Elżbietkę, i brata Władka, a krzywy ząb ma dlatego, że jak ząb mleczny wyleciał, ciągle to miejsce ruszała językiem. Teraz Elżbietka nie ma się z kim bawić i pewnie się bawi lalkami.
Wikci zrobiła się krosta na języku, bo za dużo gadała, a Władka raz chłopiec trafił kamieniem i tak mu krew leciała, a teraz ma znaczek na czole.
Jak Władek idzie z Felkiem kąpać się do Wisły, Wikcia