Naprawdę było mu żal kota, bo Nikodem był całkiem w porządku, nie drapał i nie wydzierał się bez powodu, często się łasił i nie wybrzydzał przy saszetkach z żarciem, jak na przykład Stanisław, który żarł tylko wątróbkę drobiową.
Mati kompletnie nie wiedział, co zrobić.
Matka kochała całą trójkę swoich kotów i była to miłość bezwarunkowa. Po rozwodzie z mężem swoją miłość przelała na zwierzęta i często powtarzała, że wreszcie ktoś docenia jej zaangażowanie i obiady. Synowi zanosiła zupy, roladki domowej roboty, pierogi, placki ziemniaczane oraz duszone buraczki, a kotom przygotowywała osobne potrawy, do których dorzucała ekskluzywne saszetki z mięskiem.
– Proszę cię, ożyj – powiedział Mati do Nikodema i przyłożył głowę do jego piersi.
Ale kot, mimo zapewnień, które można było wyczytać w różnych książkach, wcale nie miał dziewięciu żyć, tylko jedno, i to mało odporne na drzwi samochodu. Koniec końców Mati przełożył Nikodema do kartonu po butach i kompletnie nie wiedział, co dalej.
Powiedzieć mamie?
Przyznać się?
Odjechać, zanim ktokolwiek zacznie kota szukać?
Udawać kretyna?
Pomóc w poszukiwaniach?
Początkowo naprawdę próbował przyznać się do tego, co niechcący zrobił. Ale powstrzymał go nowy zielony kubraczek dla Nikodema, który matka zrobiła na jakimś Kółku Miłośniczek Popołudniowego Szydełkowania i który właśnie mu pokazywała, ciesząc się jednocześnie, że Nikuś nie będzie już marzł w chłodnie dni.
To prawda. Nie będzie.
Ale z zupełnie innego powodu.
Kiedy po dwóch godzinach matka zaczęła się poważnie niepokoić, a nawet stała się nerwowa, uznał, że musi jej powiedzieć prawdę.
– Mamo… – zaczął więc ostrożnie.
– Nie teraz, Mati. Muszę znaleźć Nikodema. Inaczej umrę.
Naprawdę tak powiedziała.
Więc czy Mati mógł ją narazić na utratę życia, tak jak to zrobił z kotem? Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to wydrukować ulotki ze zdjęciem Nikodema, opisać jego cudowny charakter i porozwieszać je w okolicy, a potem codziennie dzwonić do mamy i pytać: „Czy coś wiadomo?”.
Czuł się z tym po prostu podle. Z każdym dniem coraz bardziej. Koty śniły mu się niemal każdej nocy, a on budził się spocony i przerażony, że albo wszystko się wyda i matka zrzeknie się praw rodzicielskich, albo zostanie zagryziony przez kocury zombie.
Oczywiście cała sytuacja dla kogoś stojącego z boku mogła wydawać się śmieszna lub przynajmniej mało dramatyczna, ale Mati naprawdę miał wyrzuty sumienia.
I bał się karmy.
MOST
– Sorry – powiedziała Sonia. – Ale kot mnie kompletnie nie przekonuje. Po pierwsze, mam alergię na kocią sierść, i to też jest temat na rozmowę.
– Nikodem był łysy – wtrącił Mati.
– Nie szkodzi. Kot to kot. Poza tym cała ta historia jest może i tragiczna, ale zauważ, że twojej mamie zostały jeszcze dwa koty, a po drugie, to się zdarza. Codziennie zwierzęta giną pod kołami samochodów albo zostają zagryzione, albo po prostu umierają. Nie bardzo rozumiem, dlaczego miałby to być powód do odebrania sobie życia. – Wzruszyła ramionami.
Mati odrobinę się zdenerwował.
– Nie mówię, że kot jest powodem. Po prostu pokazuję ci, co ostatnio mnie spotyka. Czego się dotknę, to jakaś porażka. Okłamuję od ponad roku własną matkę. Zabiłem zwierzę. No i przepraszam bardzo, ale to, że dałaś się nabrać gówniarzowi przycinającemu brody, jest jeszcze bardziej żenujące.
Sonia spojrzała na niego gniewnie.
– A to niby dlaczego? Dałam się nabrać. Zostałam oszukana i wykorzystana. I to nie pierwszy raz. Ta historia miała ci pokazać, że jestem łatwym łupem dla naciągaczy, dupków i facetów, którzy są emocjonalnie niestabilni. Nie mam szans na żaden normalny związek. A człowiek jednak żyje na tym świecie po to, żeby móc się tym życiem z kimś podzielić. Kawę wypić rano. Na spacer pójść. Do łóżka wreszcie.
Mati podrapał się po głowie.
– No dobra, samotność faktycznie jest przereklamowana. Ale ja też dostałem po dupie. Ta dziewczyna najpierw mnie zignorowała, chociaż to mogła być miłość mojego życia. A potem więcej jej nie zobaczyłem. Być może straciłem coś pięknego, co więcej nigdy mi się nie trafi.
Sonia parsknęła śmiechem.
– Błagam cię! Nic o niej nie wiesz. Nie masz pojęcia, kim jest i co lubi. Zobaczyłeś dziewczynę w kawiarni, raz w białej bluzie, raz w niebieskiej koszuli, i z normalnymi paznokciami i nagle cię oświeciło? Poczułeś strzałę Amora w lewym pośladku? To najsłabsza historia, jaką kiedykolwiek słyszałam. Co ci się w niej spodobało? To, że piła smoothie czy że nie miała makijażu? Człowieku, ona mogła kompletnie do ciebie nie pasować. Mogła być głupia, egoistyczna, zaborcza. Mogła być lesbijką. A ty utkałeś sobie w głowie obraz wielkiej miłości. Ile ty masz lat?
Mati nie odpowiedział.
Deszcz ustał na moment, ale oboje byli już tak przemoczeni, że nie zwrócili na to większej uwagi. Mati zdjął kurtkę, na której oboje usiedli, i spuścili nogi z mostu. Zapatrzyli się też w przepływającą pod nimi rzekę.
– Umiesz w ogóle pływać? – spytała Sonia.
– Pewnie – obruszył się.
– To po cholerę chcesz skakać? Człowiek odruchowo się ratuje, nawet jeśli w planach miał zupełnie co innego. Ja przynajmniej nie umiem pływać. Pewnie od razu zachłysnę się wodą i po krzyku.
– Nie próbuj mnie podejść. Poza tym żadne z nas na razie nie wygrało. Twoje historie nie wydają mi się wcale aż tak tragiczne. Wypalony zawodowo, życiowo, związkowo i jeszcze w stu innych kategoriach jest co drugi człowiek na tej ziemi. Ilu znasz takich, którzy są bezwarunkowo szczęśliwi? Każdy uważa, że ma do dupy życie i że wszystko, co dobre, skończyło się wraz z błogim dzieciństwem, kiedy jedynym twoim zmartwieniem był wybór ciuchów do szkoły.
Sonia milczała. W zasadzie chłopak miał rację, choć do tej pory wydawało jej się, że to ona ma w życiu kompletnie przesrane. Ale faktycznie, może trzeba dorzucić coś cięższego. I przyznać się, że również z jej emocjami jest coś nie tak.
– No dobrze – zgodziła się po chwili. – Załóżmy, że jest remis. Tylko muszę cię zmartwić, bo ja mam w zanadrzu jeszcze kilka opowieści z mojego trzydziestoparoletniego życia. I jestem pewna, że żadnej z nich mi nie pozazdrościsz.
Mati tylko się zaśmiał.
– Ja też nie powiedziałem ci jeszcze wszystkiego. Smaczki zawsze zostawiam na później. Są moją kartą przetargową. Kiedy dowiesz się, co mnie ostatnio spotkało, sama przyznasz mi palmę pierwszeństwa. Czasem mam wrażenie, że swoim pechem mógłbym obdarować pół świata. Zupełnie jakby ktoś gdzieś tam uparł się, żeby mi dowalić. Ale poczekaj, nie jesteś czasem głodna? – nagle zmienił temat.
Sonia spojrzała na niego z pobłażaniem w oczach.
– Mamy skoczyć. Zniknąć. Wymazać się z listy obecności. Serio chcesz przedtem coś zjeść?
Przytaknął.
– Zgłodniałem jak cholera. Może kebab? Tu niedaleko jest Turek, który ma czynne całą dobę. Ale idziesz ze mną. – Chwycił ją za ramię.
– Niby