MOST
– Bez sensu. – Sonia wzruszyła ramionami. – Będziesz się ze mną kłócił o to, kto ma skoczyć pierwszy?
Mati parsknął śmiechem.
– Ja się nie kłócę. Ale nie odpalę swojego miejsca. Chcesz, to idź i poszukaj innego mostu.
– Nie mam ochoty.
– To podobnie jak ja. Odwróć się po prostu albo skocz z drugiej strony.
Sonia przygryzła wargę.
– A może zrobimy mały zakład?
Mati uniósł ze zdumieniem brwi.
– Chyba nie bardzo mam ochotę.
– Poczekaj. Zróbmy tak, że jako pierwszy skoczy ten, kto ma lepszy powód.
Zamilkli oboje na moment, jakby przeżuwając propozycję Soni. Deszcz padał miarowo, a na kałużach pojawiały się wielkie bąble. Było dość chłodno, ale ani Sonia, ani Mati jakoś tego nie czuli. Zresztą i tak było im wszystko jedno. Bo to chyba bez znaczenia, czy człowiek popełnia samobójstwo, będąc suchym, czy mokrym. Zwłaszcza że i tak planuje skok do wody.
– No dobra – zgodził się po chwili Mati. – W sumie chętnie posłucham, co cię tu sprowadza, choć jestem pewien, że wygram.
Sonia zaśmiała się pogardliwie.
– Jasne. Bo wy, faceci, zawsze musicie być górą. Nawet w takiej sytuacji.
Wzruszył ramionami.
– Zaczynaj.
SONIA
Diagnoza
– Ból głowy, kłopoty z oddychaniem, bóle brzucha, wysypka, bezsenność – wypalenie całego siebie. Burnout Syndrome klasyfikuje się od niedawna jako chorobę cywilizacyjną dwudziestego pierwszego wieku i najzwyczajniej w świecie ona właśnie panią dopadła – tak podsumowali ją najpierw pani psycholog, a potem lekarz rodzinny. Wcześniej jeszcze znajoma lekarka zdiagnozowała chandrę.
Sonia nie bardzo wiedziała, co dalej robić. Wypalona czuła się faktycznie od dłuższego czasu. Nic jej się nie chciało, nie miała ochoty wstawać z łóżka, a sama myśl o pracy w magazynie napawała ją wstrętem. Te wszystkie kartoniki, pakunki, te miliony przesyłek wysyłanych w świat, zupełnie jakby człowiek nie miał nic innego do roboty jak tylko czekać na jakąś cholerną paczkę.
Kiedy Sonia widziała stosy piętrzących się kartonów, odnosiła wrażenie, że ludzie nie robią nic innego, jak tylko coś zamawiają, kupują i wysyłają albo siedzą przy drzwiach i czekają na listonosza. Ludzkość sprowadza się do nadawców i odbiorców. Świat zdominowały przesyłki, a ona ma w ich przekazywaniu gigantyczny udział, bo przecież pracuje w centrum logistyki nadawczej.
„W pracy czuję się jak roślina, którą ktoś przesadził i umieścił w ciemnym lesie, choć tak naprawdę potrzebuje dużo słońca. Czasem zaś odnoszę wrażenie, że kolejne fragmenty mojego ciała odklejają się ode mnie. Że za moment zniknę”. Tak napisała na kartce, którą podała pani psycholog.
– Tak… – Terapeutka wyglądała, jakby się ucieszyła, że diagnoza jest tak prosta i przewidywalna. – Dawniej nazywano to zwykłym przemęczeniem. Dzisiaj wiadomo już, że wypalenie to rodzaj choroby. W pewnym momencie w naszym ciele eksplodują hormony, które doprowadzają do totalnego rozchwiania organizmu. Tracimy apetyt, wpadamy w emocjonalne huśtawki, mamy zawroty głowy i narastające bóle brzucha. Wszystko się zgadza, prawda? – Spojrzała z nadzieją na Sonię.
– Mniej więcej.
– Musi pani zrozumieć, że na wypalenie zawodowe składa się cała lista elementów składowych. Permanentny stres, kontrola, z którą przeciętny człowiek sobie nie radzi, coraz wyższe wymagania pracodawcy lub wręcz przeciwnie – brak wyzwań. Podam pani taki przykład. Dawniej dostawca owoców pakował swój towar na samochód i wyruszał, załóżmy, do Włoch. Było zupełnie obojętne, jaką drogę wybierze i kiedy dokładnie dotrze. Był swoim własnym szefem i tachometrem. Dzisiaj dostawca ma zwierzchnika, który kontroluje każdy przejechany kilometr, każdą przerwę w podróży i podaje określoną godzinę, na którą należy dowieźć towar. Kontrola zabija w nas radość z pracy. Radość z życia.
Sonia nie mogła się z tym nie zgodzić. W jej przypadku chodziło głównie o nudę. O powtarzalność. O to, że życie przestało zaskakiwać, być spontaniczne. O to, że wtorek przypominał czwartek, a ten z kolei niczym nie różnił się od poniedziałku. Dni zlewały się w jedno, podobnie jak tygodnie i miesiące. Nawet pory roku były jakieś kompletnie popieprzone. Sonia nie pamiętała swoich trzydziestych urodzin, podobnie jak kolejnych. Zresztą, jakie to miało znaczenie? Kiedy w pracy postawili przed nią torcik zamówiony w pobliskiej cukierni, miała ochotę wskoczyć butami w sam jego środek albo wyrzucić go przez okno. Nie dlatego, że nie lubiła swoich kolegów czy też czekoladowego tortu. Powód był bardziej prozaiczny – chciała zaskoczyć siebie samą. Zrobić coś absurdalnego, co chociaż na moment wyrwałoby ją z marazmu.
Ale tylko zdmuchnęła świeczki.
– Myśli pani, że to można jakoś leczyć? – spytała psycholożki z nadzieją, że może dostanie jakąś magiczną tabletkę albo chociaż zwykły syrop. Cokolwiek.
Pani psycholog na moment zawiesiła na niej wzrok, a potem machnęła ręką, zupełnie jakby chciała dać Soni do zrozumienia, że jeszcze nie skończyła swojej wypowiedzi i bardzo prosi, aby jej wysłuchać do samego końca.
– Kiedy zaczynamy nową pracę, jesteśmy nią zafascynowani, zauroczeni, chcemy pokazać się od jak najlepszej strony… Etap ten nazywa się miesiącem miodowym. Po nim następuje etap przebudzenia. Wiemy już, że nasza praca nie jest idealna, ale mimo wszystko pielęgnujemy w sobie jak najlepsze wyobrażenie o wykonywanej profesji. Pracujemy nadal z chęcią, staramy się o jak najlepsze wyniki, chętnie przychodzimy do biura. Po etapie przebudzenia następuje tak zwany etap konfrontacji z rzeczywistością. Powoli wygasa w nas zapał do pracy, w którą trzeba wkładać coraz więcej wysiłku. Kontakty z kolegami i klientami sprawiają nam coraz więcej problemów. Do tego dochodzi stres, z którym jeśli nie będziemy umieli na bieżąco sobie radzić, doprowadzi do objawów somatycznych – bólów brzucha, migren, permanentnego przemęczenia. Kolejny etap to już wypalenie pełnoobjawowe. Na tym etapie mówimy o wyczerpaniu fizycznym i psychicznym. Wypalony pracownik nie ma entuzjazmu do pracy, towarzyszy mu uczucie pustki, samotności, brakuje mu asertywności. Może pojawić się też depresja.
Sonia chciała coś wtrącić, powiedzieć, że praca to tylko jakiś fragment jej życia i że naprawdę nie chodzi tylko o to, że ona nie lubi tych paczek, kartonów i taśm, na których one jeżdżą, zupełnie jakby były w wesołym miasteczku, ale pani psycholog uderzyła ręką w kolano, co oznaczało: „nie, jeszcze nie!”. Więc postanowiła na razie nic nie mówić, słuchać monologu tak długo, aż padnie ostatnie słowo, a w międzyczasie liczyć kolorowe długopisy, które tkwiły w kilku równie kolorowych pojemnikach.
Trzynaście.
Dwadzieścia osiem.
Trzydzieści jeden.
– Brak motywacji i sił powodują, że zaczynamy przypominać maszyny, które bezmyślnie wykonują zadane im polecenia. Nie wnosimy nic od siebie, rutynowo powtarzamy te same czynności, przestajemy być kreatywni. Chroniczny stres i permanentne niezadowolenie powodują, że tracimy harmonię w organizmie. Ciało zaczyna wysyłać nam sygnały – potrzebuję równowagi, bo inaczej nadmiar kortyzolu, hormonu stresu, złamie mnie ostatecznie. Nie zawsze udaje się nam zapobiec wypaleniu zawodowemu, ale możemy reagować na jego pierwsze symptomy.
Czterdzieści sześć.
Nieźle.