– A co z bryczką? – zapytałam. – Mam ją sama odstawić?
– Dziecko drogie, nie ma mowy, żebyś powoziła. Proponuję, żebyś zsiadła z kozła i szła obok. Nawet jeśli Jaśmina powtórzy swój wybryk, to puścisz lejce i nic ci się nie stanie.
Stanisław przyglądał się nam z poważną miną, choć w jego oczach widziałam radosne iskierki. Miałam wrażenie, że bawi go ta sytuacja, nasza naiwność i brak obycia ze zwierzętami i stara się nie roześmiać w głos.
– Jeśli mogę się wtrącić…
– Może pan, może, naszemu wybawcy wszystko wolno. –Matka, z natury zasadnicza i oszczędna w komplementowaniu innych, zdobyła się na nieśmiały entuzjazm.
– Jest pani wielce łaskawa, ale nie zrobiłem nic takiego. Każdy na moim miejscu…
– Ale na tym miejscu nie znalazł się nikt inny – powiedziała mama jak zwykle tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Pani pozwoli, że się przedstawię, Stanisław Szwarc.
Po latach dodałby Bronikowski[4], ale mojej matce pewnie i tak nic by to nie powiedziało. Dla niej liczyło się tu i teraz, etykieta była niemal równie ważna jak dziesięć przykazań, a poczucie humoru było jej raczej obce.
– Maria Stawowy.
Matka przyjrzała się młodemu człowiekowi i niechętnie ujęła jego wyciągniętą silną, opaloną rękę. Później dyskretnie wytarła dłoń w suknię, zupełnie jakby się bała, że się pobrudziła.
– Macie panie ogromne szczęście, że nie złamałyście ośki.
– Tak pan myśli? – Mama spojrzała na niego niepewnie. Choć być może zawdzięczała mu życie, zdołała się już opanować i nie była w stanie się przełamać i zrezygnować z protekcjonalnego tonu. Coś w tym chłopaku ją irytowało i niepokoiło.
– Owszem, ale nie ma co, ważne, że paniom nic się nie stało.
Finałem tego incydentu był długi, wyczerpujący spacer mojej upartej matki z uwieszoną jej ramienia Zosią i moje niespodziewane sam na sam ze Staszkiem. Mimo zaleceń matki siedziałam na koźle i ściskając lejce, dałam się prowadzić w kierunku pałacu. Całą uwagę skupiłam na zadzie Jaśminy, obserwując ruch ogona, którym odganiała namolne muchy i gzy. Wiedziałam, że Staszek mi się przygląda, niemal czułam na skórze jego spojrzenie. Byłam jak sparaliżowana i pewnie dlatego zachowywałam się jak patentowana idiotka. Głównie milczałam, niemrawo potakiwałam i udzielałam zdawkowych odpowiedzi na banalne pytania. Wyprzedziliśmy mamę i Zosię, które wlokły się w ten upalny dzień przez las. Staszek pokazał im skrót, niknącą wśród drzew ścieżkę, i niebawem straciliśmy je z oczu.
Przejechaliśmy zaledwie kilkanaście metrów, gdy chłopak chwycił lejce i głośno wołając na konia „prr”, zatrzymał bryczkę. Zdziwiona rozejrzałam się dookoła, wypatrując kolejnego niebezpieczeństwa, które mogłoby spłoszyć klacz, a wreszcie zdezorientowana spojrzałam na Staszka.
– Coś się stało?
Przyjrzał mi się łobuzersko spod wytartego daszka czapki.
– Stało.
Serce zaczęło mi przyspieszać, a wyobraźnia galopować, produkując kolejne wizje z udziałem dzików i wilków. Wystraszona rozglądałam się, pozwalając, by Staszek swobodnie bawił się moją konsternacją.
– Dzik? Gdzieś jest dzik? – zapytałam spanikowana.
– Nie, ale sytuacja ma coś z dziczy. – Uśmiechnął się zawadiacko.
– Boże, nic nie rozumiem. Co się dzieje?
– Zrobiłaś na mnie oszałamiające, dzikie wrażenie. Od dłuższego czasu cię obserwuję.
Byłam zaskoczona i nie mając wielkiego doświadczenia w kontaktach z mężczyznami, spłonęłam czerwienią jak dojrzewający pomidor.
– Mnie? – odezwałam się niepewnie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jakie budził zainteresowanie wśród płci przeciwnej, i tym bardziej peszyło mnie, że to właśnie na mnie zwrócił uwagę.
– Tak, ciebie. – Uśmiechnął się promiennie, a wokół jego oczu pojawiła się siateczka zmarszczek. – Wiem, że masz na imię Stefania, ojciec zwraca się do ciebie Stefa, a matka, nie wiem dlaczego, ale zawsze mówi surowym tonem Stefanio – śmiesznie przedrzeźniał głos mojej matki – zupełnie jakby nie znała żadnych zdrobnień, a ty właśnie byś coś zbroiła. Twoja siostra, choć miła, jest dziecinna i absorbująca, a ty chyba cieszysz się każdym drobiazgiem. Wiem, że przyjechałyście na wakacje i zatrzymałyście się nie tutaj, tylko w Henrykówce. Prawda?
Nie sposób było zaprzeczyć.
I nie musiał mówić nic więcej. Już byłam zakochana. Wzruszyło mnie, że ktoś w ogóle skupił na mnie uwagę, że dostrzegł mnie w tłumie piękniejszych dziewczyn, że zadał sobie trud, by się o mnie tyle dowiedzieć.
I zaczęło się. Przez kolejne dni spotykaliśmy się, trochę ukradkiem, trochę oficjalnie, i zrozumiałam, że pragnę z nim spędzić każdy kolejny – aż do ostatniego – dzień życia. Staszek był interesujący, nietuzinkowy, z głową pełną pomysłów. Sporo wiedział o przyrodzie i historii, a nasze wyprawy nieodmiennie były fascynujące. Pocałował mnie trzeciego dnia, gdy drzemaliśmy pod rozłożystym dębem rosnącym samotnie na niewielkiej leśnej polanie. W zasadzie musnął moje usta, ale to wystarczyło, żebym zwariowała ze szczęścia. Chciałam być tylko z nim. Pragnęłam tylko jego. Czułam się przy nim tak bezpiecznie.
Ale oczywiście moi rodzice byli innego zdania. Przyglądali nam się ciężkim wzrokiem i coraz bardziej niepokoiła ich nasza zażyłość. Szczególnie niezadowolona była matka, która nie znosiła najmniejszego sprzeciwu i robiła wszystko, by kierować życiem moim i siostry. Odczułyśmy to, zwłaszcza gdy Rysiek wyprowadził się z domu. Nasz brat był niepokornym duchem, ale niestety nie z zacnego gatunku odkrywców i poszukiwaczy. Raczej spełniał się w różnych podejrzanych kawiarniach, nawiązując dziwne znajomości i dając upust frustracji przy stoliku z kartami. A że szczęście sprzyjało mu sporadycznie, zazwyczaj przegrywał spore sumy. To najpewniej sprawiło, że matka jeszcze bardziej radykalnie i surowo nas wychowywała, tak byśmy przypadkiem nie podreptały ścieżką, którą kroczył nasz brat. Jakbyśmy w ogóle miały na to ochotę.
Rozmowa z matką sprowadzała się do wysłuchiwania jej apodyktycznych i lekceważących moje zdanie poleceń. Była głucha na wszelkie argumenty, ślepa na to, co się działo dookoła, po prostu miało być tak, jak ona chciała. W dodatku umiejętnie manipulowała ojcem, który dla świętego spokoju poddawał się jej tyranizującej filozofii. Pewnie dlatego przyspieszyli powrót do domu i skrócili nam wakacje.
Nie tylko było mi przykro – byłam wręcz zrozpaczona na myśl o tym, że więcej się ze Staszkiem nie spotkamy. Rodzice uznali, że chłopak jest lekkoduchem i sowizdrzałem, który nie będzie w stanie zapewnić mi przyszłości i życia na odpowiednim poziomie.
Utrzymywaliśmy kontakt listowny i obiecywaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli, nawet podróże i odkrywanie świata, które tak bardzo Staszka pociągały. Im bardziej rodzice usiłowali go dezawuować w moich oczach, tym bardziej pragnęłam udowodnić im, jak bardzo się mylą.
Może w dzisiejszych czasach równouprawnienia i możliwości samodzielnego zarabiania moje życie potoczyłoby się inaczej. Jednak wówczas to rodzice w dużym stopniu wpłynęli na moją decyzję. Zdawałam sobie sprawę, że nie tyle bez ich błogosławieństwa, ile bez pomocy nie potrafiłabym się utrzymać. Poza tym nie byłam ani tak wyzwolona, ani odważna, by sprzeciwić się ich woli. Z tyłu głowy terkotała