Córka gliniarza. Kristen Ashley. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kristen Ashley
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Rock Chick
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-287-1355-0
Скачать книгу

      – Nie znam mężczyzny o imieniu Rosie. Jaki facet nosiłby takie imię? – obruszył się sprzedawca.

      – Rosey Grier? – zaryzykowała Ally.

      – Pierwsze słyszę.

      – Futbolista? Pomógł złapać Sirhan Sirhana?

      – Nie śledzę futbolu amerykańskiego i nie mam pojęcia, kto to Sirhan Sirhan. To też sportowiec?

      – Nie, zabójca Roberta Kennedy’ego – wyjaśniła Ally.

      – O, dobry Boże! Nie znam go z całą pewnością! – wykrzyknął sprzedawca przerażony.

      Musiałam przerwać tę lekcję historii.

      – Nasz Rosie nie jest stąd, ale mieszka tutaj jego przyjaciel. Trochę dalej, po przeciwnej stronie ulicy. Nazywa się Tim Shubert.

      – Znam Tima. Kupuje dużo chrupek serowych i mrożonej pizzy.

      No, jeśli Tim pali tyle co Rosie, to na pewno wsuwa też chrupki i pizzę.

      – Rosie jest szczupły, ma metr osiemdziesiąt i włosy ciemnoblond. Wygląda trochę jak Kurt Cobain, ale ma mniej pociągłą twarz – dodała Ally.

      – Nie znam Kurta Cobaina, ale widziałam takiego człowieka razem z Timem. On naprawdę ma na imię Rosie?

      – To ksywka – wyjaśniłam. – Od Ambrose.

      – Ambrose to dobre imię! Czemu tego nie używa?

      Ally spojrzała na mnie.

      Uznałam, że musimy zakończyć ten wątek. Żeby odpowiedzieć, należałoby wygłosić cały wykład, zapełniający tę kulturową i pokoleniową lukę, a ja nie miałam dziś na to siły. Nie po tym, co przeżyłam zeszłej doby. Strzelano do mnie, zostałam siłą wyciągnięta z łóżka i pocałowana przez Lee Nightingale’a trzy i pół razy (tak, liczyłam, ta połówka to wtedy, gdy pocałował mnie w szyję). A teraz wykonywałam poważne zadanie i nie miałam czasu na dyskusje o imieniu Ambrose.

      – Widział go pan ostatnio? Na przykład dziś? – Zapłaciłam za zakupy.

      – Nie, dzisiaj nie.

      – A Tima? – wtrąciła się Ally.

      – Tima też nie.

      Podał mi torbę, a ja zastanowiłam się, co robić dalej.

      – Jezu, Indy, nie czytasz kryminałów? Przecież masz księgarnię, na miłość boską – wysyczała Ally i odwróciła się do właściciela.

      Sprzedawca uśmiechnął się szeroko.

      – Ma pani księgarnię? Uwielbiam książki. Którą księgarnię?

      – Fortnum, na rogu Bayard i Broadwayu – odparłam.

      – Znam ją, moja żona tam chodzi. Książki są tanie, a potem może je sprzedać i dostać za nie gotówkę.

      – Otóż to. – Uśmiechnęłam się do męża swojej klientki.

      Ally właśnie pisała moje nazwisko i numery telefonów na kawałku papieru, który znalazła w portmonetce, podała mężczyźnie.

      – Mógłby pan do nas zadzwonić, gdyby zobaczył pan Rosiego albo Tima. Zadzwoni pan?

      – Oczywiście. Sam jestem pracodawcą. Pracuje dla mnie tylko moja żona, ale rozumiem, jak ważne jest zaufanie do kogoś, kogo się zatrudnia. Zadzwonię.

      – Wielkie dzięki.

      Wyszłyśmy i wsiadłyśmy do samochodu. Gapiłyśmy się na dom Tima i rozważałyśmy różne opcje. Obie znalazłyśmy się w zupełnie nowej sytuacji. Żadna z nas nigdy nie polowała na uciekiniera jarającego trawę. Śledziłyśmy wielu chłopaków, ale wiedziałyśmy, gdzie ich szukać.

      Zjadłyśmy po babeczce, żeby pobudzić mózg do działania.

      – Miły facet – wymruczałam przez ciastko i krem.

      – Mhm – odparła Ally też z pełnymi ustami.

      Ktoś zastukał w okno od strony Ally, obie podskoczyłyśmy i obróciłyśmy głowy w tamtą stronę.

      Omal nie wyplułam babeczki razem ze sztucznym kremem na przednią szybę.

      Przy samochodzie stał Grizzly Adams, w wersji seryjnego mordercy. Był wielki, miał szopę jasnych włosów, wielką, bardzo długą rudą brodę (coś jak ZZ Top) i nosił flanelową koszulę, mimo temperatury ponad trzydzieści stopni.

      Poza tym trzymał strzelbę i miał na głowie odjechane gogle.

      – Czego tu chcecie? – warknął.

      – Szukamy Tima Shuberta – odparła Ally spokojnie.

      – Nie ma go tu. Zjeżdżajcie stąd.

      – Tak, tak, już jedziemy! – krzyknęłam, odpaliłam samochód, wrzuciłam bieg i ruszyłam.

      – A dokąd jedziemy? – spytała Ally.

      – Zabij mnie, nie wiem.

      – Można było zadać mu kilka pytań – odparła Ally z niezmąconym spokojem.

      – Już się rozpędziłam. Na razie próbuję nie dopuścić do tego, żeby któraś z nas zginęła. Nie rozmawiam z ludźmi, którzy łażą ze strzelbą w biały dzień.

      – Wyglądał interesująco – zauważyła Ally w zamyśleniu.

      Jezu.

      ***

      Było kilka minut po czwartej.

      Po spotkaniu z Grizzlym wróciłyśmy do księgarni, żeby pomóc przez chwilę Jane i spytać, czy nie miała wiadomości od Duke’a (nie miała).

      Potem Ally i ja pojechałyśmy moim granatowym garbusem, z opuszczonymi szybami i otwartym szyberdachem, pod dom Rosiego, siedziałyśmy tam, dopijałyśmy wodę i czekałyśmy.

      Mój garbus nie był może rockowym wozem, ale wyglądał słodko. Miał siedzenia pokryte kremową skórą, które super grzały zimą, ale w lecie przylepiały się do nóg. Za każdym razem, gdy się odklejałam, czułam się tak, jakby zdzierano ze mnie skórę (kolejny powód, żeby chodzić w dżinsach).

      W Denver panował niemal idealny klimat. Lato było gorące, ale w nocy ochładzało się na tyle, żeby dało się spać pod kołdrą. Wiosna i jesień miały pogodę w kratkę, co pozwalało na urozmaicenie w garderobie. Zimą nigdy nie czuło się przejmującego chłodu, bo w powietrzu nie było wilgoci. Śnieżyce zdarzały się rzadko, czasem mieliśmy w lipcu burze śnieżne, za to prawie codziennie świeciło słońce na pięknym niebieskim niebie.

      Do tej pory zadzwoniłyśmy do Duke’a z trylion razy. Razem z żoną byli u rodziców Dolores w Pagosa Springs i powinni wrócić dziś rano, ale wciąż ich nie było. Nie znałam ani telefonu do rodziców Dolores, ani jej panieńskiego nazwiska. Ślepa uliczka.

      Nieobecność Duke’a wydawała mi się niepokojąca; wprawdzie często urządzał sobie wyprawy, ale zawsze musiały być na harleyu.

      Nie miał komórki, a mnie nie chciało się jechać do Evergreen. Co prawda Rosie powinien tam być lub chociaż zajrzeć, w końcu przekazał Duke’owi diamenty, ale postanowiłam unikać Lee.

      Nadal nie docierała do mnie jego nagła odmiana. Potrzebowałam czasu, żeby się oswoić z nową sytuacją.

      Zresztą, cholera, kogo ja zamierzam oszukać?

      Nic z tego nie będzie.

      Lee i ja nigdy nie będziemy razem.

      Nie chciałam łamać serca Ally i Kitty Sue,